Dzień wcześniej na jednym z portali społecznościowych nielegalnie opublikowano ponad 20 tomów akt prokuratorskich ze śledztwa tzw. afery podsłuchowej.
Decyzje o dymisjach podjęte zostały w związku z ujawnieniem akt; to polityczne konsekwencje sprawy prywatnych rozmów ministrów i polityków PO, które zostały podsłuchane i nagrane w warszawskich restauracjach od lipca 2013 r., a upublicznione latem 2014 roku w mediach.
Z funkcji w rządzie i Sejmie zrezygnowali politycy, którzy pojawiają się w nagranych rozmowach: minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, minister sportu Andrzej Biernat, minister skarbu Włodzimierz Karpiński, wiceministrowie: skarbu Rafał Baniak, środowiska Stanisław Gawłowski, gospodarki Tomasz Tomczykiewicz, z funkcji szefa doradców premiera zrezygnował Jacek Rostowski. Decyzję o rezygnacji z funkcji marszałka Sejmu podjął Radosław Sikorski.
"Rozmawiałam z osobami, które pojawiają się na taśmach. Wspólnie uznaliśmy, że nie możemy czekać" - powiedziała Kopacz na briefingu prasowym. Podkreśliła, że z satysfakcją może powiedzieć, że osoby które są "ofiarami tych nielegalnych podsłuchów" wykazały się "szczególną odpowiedzialnością za państwo, a nie przywiązaniem do swoich stanowisk".
Jak zaznaczyła premier, w okresie wyborczym Polacy czekają na programy i propozycję partii i PO ma dzisiaj "bardzo konkretną propozycję". "Nigdy, dopóki jestem premierem, nie pozwolę na grę taśmami w tej kampanii" - podkreśliła.
Rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska dodała, że wszystkie środowe dymisje mają związek z tzw. aferą podsłuchową, również Arłukowicza i Biernata, których nazwiska nie pojawiały się wcześniej w kontekście tej sprawy. Według niej Arłukowicz i Biernat złożyli rezygnacje po to, by informacje o ewentualnych nagraniach z ich udziałem nie służyły do szantażu.
Sprawa rozpoczęła się publikacją pierwszych nagrań przez "Wprost" rok temu - w czerwcu 2014 r. Wtedy tygodnik opublikował pierwszy artykuł na podstawie nagrań z nielegalnych podsłuchów w dwóch warszawskich restauracjach. Były to rozmowy z lipca 2013 r. między ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem a prezesem NBP Markiem Belką. Pojawiły się tu wielokrotnie później cytowane słowa Sienkiewicza o tym, ze "państwo polskie istnieje tylko teoretycznie" i Belki, który ocenił firmę Polskie Inwestycje Rozwojowe jak "ch..., d... i kamieni kupa".
"Wprost" opublikował też wtedy rozmowę z lutego 2014 między b. ministrem transportu Sławomirem Nowakiem a b. wiceministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem. Ich rozmowa dotyczyła kłopotów żony Nowaka z urzędem skarbowym. Parafianowicz miał mówić, że użył swych wpływów do zablokowania kontroli skarbowej u żony Nowaka.
W kolejnych stenogramach opublikowanych w czerwcu przez "Wprost" upubliczniono rozmowy ówczesnego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego i byłego ministra finansów Jacka Rostowskiego. Publikowano też treść nielegalnie nagranych rozmów z lutego 2014 r. b. rzecznika rządu Pawła Grasia i prezesa PKN Orlen Jacka Krawca, a także innej rozmowy Krawca z ministrem skarbu Włodzimierzem Karpińskim i wiceministrem skarbu Zdzisławem Gawlikiem oraz wiceministrem środowiska Stanisławem Gawłowskim i Piotrem Wawrzynowiczem.
W marcu 2015 r. podano, że prokuratura otrzymała 11 nielegalnie podsłuchanych rozmów, nie informowała kogo dotyczyły.
W maju 2015 r. "Do Rzeczy" opublikował nagranie z nielegalnego podsłuchu rozmowy Elżbiety Bieńkowskiej, wtedy wicepremier i minister infrastruktury, z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem. Prokuratura informowała wcześniej, że obie osoby nie złożyły wniosku o ściganie, więc nie badała sprawy. W tej rozmowie padają m.in. cytowane w mediach słowa, że niemożliwe, by ktoś na stanowisku pracował za 6 tys. zł.
Emocje w mediach wzbudzały też drogie alkohole oraz spożywane podczas podsłuchiwanych spotkań dania, jak głośne ośmiorniczki. Zwracano również uwagę na język, którego używały podsłuchiwane najwyższe osoby w państwie.
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w podjętym zaraz po pierwszej publikacji śledztwie w sprawie podsłuchiwania od lipca 2013 r. w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych postawiła zarzuty czterem osobom: biznesmenom Markowi Falencie i Krzysztofowi Rybce oraz dwóm pracownikom restauracji, w których dokonywano nagrań. Falenta nie przyznał się do zarzutów, zapewniał, że jest niewinny. Nie wszyscy podsłuchani złożyli wnioski o ściganie, a to jest podstawą do podjęcia działań przez prokuraturę.
We wrześniu 2014 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo w sprawie podsłuchanej nielegalnie rozmowy ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką. Prokuratura uznała, że żaden z funkcjonariuszy publicznych nie przekroczył uprawnień, nie miało też miejsca niedopełnienie obowiązków.
W połowie grudnia 2014 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła inne śledztwo - dotyczące rozmowy b. ministra transportu Sławomira Nowaka z b. wiceministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem. Wszczęto je w sprawie przekroczenia uprawnień przez b. wiceministra finansów poprzez podjęcie niezgodnych z prawem działań w celu udaremnienia kontroli skarbowej w firmie żony Nowaka.
W kilku przypadkach prokuratura podejmowała śledztwa w sprawie ujawnienia informacji ze śledztwa, jedno z nich prowadzi prokuratura w Płocku po publikacjach w "Gazecie Wyborczej". Po publikacji we wtorek fotokopii akt śledztwa na profilu Zbigniewa S. śledztwo podjęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie, postawiła zarzuty S. i zabroniła mu publikowania kolejnych materiałów. Zablokowano profil z nielegalnie opublikowane materiały ze śledztwa podsłuchowego.
Po zeszłorocznych publikacjach "Wprost" Sejm na wniosek ówczesnego premiera Donalda Tuska wyraził wotum zaufania dla jego rządu. Minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz odszedł z rządu we wrześniu 2014 r. W środę Sienkiewicz złożył rezygnację z funkcji dyrektora Instytutu Obywatelskiego, którą pełnił od kilku miesięcy; jak powiedział, odtąd jest już osobą prywatną.
Prokuratura informuje, że śledztwo w sprawie afery podsłuchowej ma potrwać przynajmniej do września - prokuratorzy wysłali m.in. wniosek o pomoc prawną z USA - chodzi o informacje o danych przechowywanych na amerykańskich serwerach. (PAP)