W Polsce dalej trwa proces dekomunizacji przestrzeni publicznej. Historycy zauważają, że przeszkodą jest opór niektórych władz samorządowych. Z danych Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że w Polsce stoi jeszcze ok. 30 tzw. pomników wdzięczności.
Jan Józef Kasprzyk podkreślił, że niepodległe państwo nie może sobie pozwolić na to, aby w jego przestrzeni znajdowały się relikty odwołujące się do ideologii totalitarnych. Tymczasem – jak zauważył – są ludzie, którzy uważają, że upamiętnienia zbrodniarzy komunistycznych powinny zostać na swoim miejscu. Szef UdSKiOR powiedział, że nie ma na to zgody. Dodał, że przepisy pozwalają Instytutowi Pamięci Narodowej działać dość szybko, jednak pojawia się opór. Odniósł się m.in. do głosów, że dany pomnik „wpisał się w historię miejsca” albo „ludzie są do niego przywiązani”.
– W takim razie dlaczego Plac Józefa Piłsudskiego w Warszawie czy Plac Zwycięstwa w okresie przed 1989 r. nie nosi imienia Adolfa Hitlera? To też jest element naszej historii, bo takie imię nosił ten plac w okresie okupacji niemieckiej. Trzeba być konsekwentnym. Nie ma miejsca w przestrzeni publicznej dla jakichkolwiek form gloryfikacji komunizmu, gloryfikacji Armii Czerwonej – mówił Jan Józef Kasprzyk.
Dodał, że nie chodzi tutaj o miejsca pochówków, czyli cmentarze. Rosjanie podnoszą często, że w przestrzeni publicznej w Polsce likwiduje się groby Armii Czerwonej. Szef Urzędu zaznaczył, że Polacy są z kręgu cywilizacyjnego, który szanuje każdy grób wojenny. Podkreślił, że miejsce pomników chwalących Armię Czerwoną jest albo na cmentarzach, albo na śmietnikach historii.
RIRM