We wtorek minęła 72. rocznica rozpoczęcia przez Niemców akcji likwidacyjnej getta warszawskiego. W jej wyniku niemieccy okupanci w bestialski sposób zamordowali latem 1942 r. ok. 300 tys. polskich Żydów - mieszkańców stolicy.
"Warszawa czciła do tej pory wyłącznie rocznicę powstania w getcie warszawskim w kwietniu 1943 roku (...). To była ta śmierć godna, ta śmierć lepsza, bo z bronią, chociaż beznadziejna. Natomiast my chcemy pamiętać nie tylko o tych, którym dana była ta łaska posiadania broni, strzelania, ale również o tych ludziach, którzy byli kompletnie samotni, bezbronni, na których polowano tutaj na ulicach. I to było 300 tys. ludzi, czyli to jest największa hekatomba ludności Warszawy w jej historii, nawet jeśli to porównamy z okresem powstania warszawskiego" - powiedział prof. Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego; organizacji, która zorganizowała marsz.
Marsz Pamięci rozpoczął się przed pomnikiem Umschlagplatz i przemierzył symboliczną trasę, w tym roku poświęconą pamięci Emanuela Ringelbluma – twórcy podziemnego Archiwum Getta Warszawskiego. "Ringelblum dbał, by śmierć narodu żydowskiego była starannie udokumentowana, a pamięć pomordowanych otoczona została należną czcią. Pragnął, by skryte w ziemi świadectwa po latach mogły wykrzyczeć prawdę o Zagładzie" – podkreślił dyrektor.
Pochód ok. 800 uczestników przeszedł ulicami Stawki, Karmelicką, Dzielną, Jana Pawła II i zakończył się na ulicy Nowolipki, gdzie w piwnicach szkoły im. Borochowa ukryto archiwum Ringelbluma. Niemal każdy z uczestników marszu niósł białą wstążkę z imieniem ofiary niemieckiej zbrodni, którą pod koniec marszu mógł zawiązać na specjalnie ustawionej do tego instalacji. Marsz zakończyło odczytanie testamentu Nachuma Grzywacza, który wspólnie z Dawidem Graberem i ich przedwojennym nauczycielem Izraelem Lichtensztajnem ukrył archiwum.
"Przesiedlenie odbywało się w bardzo szybkim tempie, po 7 tysięcy dziennie. Ludzi z ich 15 kg bagażem widziano w licznych furach, rozpaczali, krzyczeli: powiedzcie mojej mamie, że odjeżdżam i kto wie dokąd. Około 5 wieczorem wykonano plan. Dotarły już pierwsze wiadomości, że wszyscy chorzy, starzy i dzieci, już na wpół martwi, zostali zastrzeleni na placu. W zamkniętych wagonach odjechał pierwszy transport" - napisał 22 lipca 1942 r. Grzywacz.
Ringelblum we współpracy z powołanym z jego inicjatywy w listopadzie 1940 r. konspiracyjnym zespołem badaczy "Oneg Szabat" zbierał, opracowywał i sporządzał dokumentację na temat losów Żydów pod okupacją niemiecką. W archiwum znalazły się wywiady, świadectwa, informacje dostarczane przez ludzi z możliwie wielu środowisk i miejscowości. Poza Ringelblumem marsz upamiętnił jego współpracowników i ich rodziny. Przypomniał imiona ofiar, które udało się odnaleźć w dokumentach archiwum - w podpisach listów, szkolnych formularzach lub raportach świadków.
Honorowy patronat nad marszem objął Władysław Bartoszewski. "Dzień 22 lipca 1942 roku - początek "przesiedleń", jak dla uspokojenia Żydów nazywali to Niemcy - pamiętam. Pamiętam te dni, to były gorące letnie dni. Po Warszawie krążyły pogłoski, wiadomo było, że coś się zaczyna. Ale oczywiście po obu stronach muru nie było osoby, która wiedziałaby jak piekielny plan Niemcy zamierzają zrealizować" - wspomina Bartoszewski.
Warszawskie getto było największym spośród założonych przez Niemców w okupowanej Europie. W czasie akcji likwidacji warszawskiego getta ok. 254 tys. Żydów wywieziono do obozu zagłady w Treblince, ponad 11 tys. do bliżej nieokreślonych obozów pracy, a ponad 10 tys. zmarło lub zostało zastrzelonych w getcie. Podczas trwania deportacji około 8 tys. Żydów uciekło na tzw. aryjską stronę. W getcie legalnie pozostało 35 tys. osób, a ok. 25 tys. żyło w ukryciu.
Akcję likwidacyjną przeprowadzały obok SS, jednostki pomocnicze złożone z Litwinów, Ukraińców i Łotyszy. PAP