Rozmowa z senatorem Robertem Mamątowem, wiceprzewodniczącym senackiej Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji, inicjatorem i sprawozdawcą projektu ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej.
- Panie senatorze, dlaczego tak długo – 27 lat od odzyskania przez Polskę suwerenności - musimy czekać na dekomunizację przestrzeni publicznej ?
- Dlatego, że nie zrobiono tego od razu po odzyskaniu niepodległości – tak można powiedzieć w największym skrócie. Startowałem do Senatu w 2011 r. m.in. z hasłem dekomunizacji przestrzeni publicznej. Przypomnę, że Senat taką inicjatywę podjął w minionej kadencji. Jednak projekt przepadł w poprzednim Sejmie. Jeszcze wcześniej, bo w 2009 r. samorządowcy skierowali do Senatu petycję w sprawie usunięcia z publicznego życia komunistycznych patronów ulic i placów, a jeszcze wcześniej IPN apelował o takie zmiany do samorządowców. Myślę, że do uchwalenia ustawy przez poprzedni Sejm zabrakło woli politycznej, bo w Senacie, zwłaszcza w Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji była pełna zgoda, co do potrzeby uchwalenia tej ustawy. Przypomnę tylko , że nasza konstytucja zabrania istnienia partii politycznych i innych organizacji odwołujących się do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, zaś Kodeks karny przewiduje kary za propagowanie ustroju faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa. A poza tym wszystkim uważam, że to najzwyczajniej wstyd i hańba dla naszego państwa, że ludzie, którzy walczyli o wolną Polskę, chodzą ulicami, którym patronują ich oprawcy. Mam nadzieję, że teraz ten projekt ma duże szanse na uchwalenie, bo zarówno obecny rząd, jak i większość parlamentarna przywiązują ogromną wagę do działań na rzecz prawdy historycznej.
- Dlaczego projekt ustawy nie do końca dekomunizuje naszą przestrzeń publiczną, dlaczego nie dotyczy pomników?
- To jest sprawa, którą zamierzamy zająć się w dalszej kolejności. Nie proponujemy rozwiązać kwestii pomników w tej samej ustawie, gdyż to odłożyłoby w czasie dekomunizację związaną z nazewnictwem. Wszyscy mamy w pamięci dyskusję, jaką wywołało usunięcie z warszawskiej Pragi tzw. pomnika „czterech śpiących" czyli Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni, czy pomnika gen, Czernichowskiego z Pieniężna. Spotkało się to z protestami ze strony Federacji Rosyjskiej. Dlatego myślę, że trzeba najpierw załatwić to, co już zostało przedyskutowane i nie powinno budzić więcej kontrowersji. Natomiast w kwestii usunięcia pomników potrzeba dłuższych konsultacji. Wprawdzie umowa między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Federacji Rosyjskiej o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji z 1994 r. nie dotyczy pomników, ale myślę, że nie chcielibyśmy, aby zniknęły cmentarze i miejsca pamięci poświęcone naszym rodakom poza granicami.
- Ale są jeszcze pomniki rodzimych „bohaterów". Dlaczego choćby tej kwestii nie uporządkować w tej ustawie?
- Chcemy sprawy pomników „bohaterów" i wydarzeń gloryfikujących poprzedni system uporządkować w jednej ustawie. Myślę, że prace ruszą w tej kadencji parlamentu.
- Wracając do senackiego projektu ustawy w uzasadnieniu Instytut Pamięci Narodowej oszacował roczny koszt wydawania opinii na ok. 1,2 mln zł i koszt utworzenia stanowisk pracy na 300 tys. zł. Czy tych nazw jest aż tak dużo?
- Nie tak dużo. Szacuje się, że jest jeszcze ok. 1300 takich nazw. Jednak zgodnie z projektem stwierdzenie przez wojewodę nieważności aktu nadającego nazwę budowli, obiektowi publicznemu wymaga opinii IPN – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu potwierdzającej niezgodność nazwy z ustawą.
- W poprzedniej kadencji, przy okazji prac nad tym projektem podnoszono wysoki koszt wprowadzenia w życie tej ustawy, a także ingerowania w sferę należącą do wspólnot samorządowych. Czy nie obawia się Pan powtórzenia tych argumentów podczas prac parlamentarnych?
- Nie obawiam się. Szanuję samorządność i demokrację, ale dekomunizację sfery publicznej państwo musi załatwić, bo jak widać samorządom nie udało się przez tyle lat osiągnąć porozumienia, zresztą samorządowcy sami zwracali się do parlamentarzystów o takie odgórne regulacje. (Uchwała Rady Miasta Jastrzębie Zdrój z 28 maja 2009 r. w sprawie wystąpienia z apelem o uchwalenie takiej ustawy.) Ta ustawa będzie oczywiście generowała koszty. Poniesie je głównie budżet państwa. Moim zdaniem nie jest to argument, bo zawsze będą pilniejsze wydatki, a pozostawienie „resztek komunizmu" choćby w postaci nazw jest szkodliwe z punktu widzenia prawdy historycznej i wychowania młodzieży. Dodatkowo dekomunizacja wynika z naszej konstytucji, która zabrania propagowania ustrojów totalitarnych.
Dziękuję za rozmowę.
W myśl projektu nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej nadawane przez jednostki samorządu terytorialnego nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny, ani w inny sposób takiego ustroju propagować. Stwierdzenie przez wojewodę nieważności aktu nadającego nazwę niezgodną z tym projektem będzie wymagało opinii IPN. Postępowanie przed sądami i organami administracji publicznej w sprawach dotyczących zmiany nazwy i uwzględnienia tego w księgach wieczystych, rejestrach, ewidencjach i dokumentach urzędowych ma być wolne od opłat. Zmiany mają być wprowadzone w ciągu dwóch lat od wejścia w życie ustawy. Aby zminimalizować koszty projekt umożliwia korzystanie z dokumentów, zawierających nazwę sprzed zmiany, do czasu wygaśnięcia ich ważności.
Na podst. senat.gov.pl