Polacy na Litwie są najbardziej zorganizowaną grupą rodaków poza granicami Polski. Od czasu odzyskania przed Litwę niepodległości, od 25 lat, uczestniczą w wyborach różnego szczebla początkowo jako organizacja społeczna Związek Polaków na Litwie, a od 1994, gdy partiom społecznym wprowadzono zakaz uczestniczenia w wyborach, jako partia polityczna - Akcja Wyborcza Polaków na Litwie (AWPL). Od 2008 roku AWPL startuje w koalicji z Aliansem Rosjan.
W ciągu ostatnich 15 lat poparcie wyborcze dla AWPL wzrosło od 2 proc. w 2000 roku do 8 proc. w ostatnich wyborach samorządowych, które się odbyły na początku marca. Od 20 lat AWPL jest partią rządzącą w rejonach wileńskim i solecznickim, gdzie Polacy stanowią większość.
Sukcesy wyborcze nie przekładają się jednak na rozstrzyganie problemów, z którymi litewscy Polacy borykają się od 25 lat, z takimi jak problem pisowni nazwisk polskich, podwójnego zapisu nazw ulic i miejscowości, gdzie Polacy stanowią większość, czy z problemem oświaty polskiej.
O ostatnich wyborach samorządowych, o sojuszu z Rosjanami, dlaczego coraz więcej osób głosuje na AWPL i dlaczego problemy Polaków dotychczas nie są rozstrzygnięte?, pytamy Waldemara Tomaszewskiego, eurodeputowanego, od 15 lat przewodniczącego polskiej partii na Litwie.
PAP: Jak należy oceniać wynik ostatnich wyborów samorządowych? Jako dobry?
Waldemar Tomaszewski: Jako bardzo dobry. Przed czterema laty uzyskaliśmy 6,4 proc. w skali kraju, obecnie 8 proc., czyli o ¼ więcej. Poprzednio zdobyliśmy 65 mandatów w 7 samorządach, teraz mamy 70 mandatów w 8 samorządach. W rejonach wileńskim i solecznickim ponownie mamy zdecydowaną większość koło 70 proc. głosów i swych merów – Marię Rekść i Zdzisława Palewicza wyłonionych po raz pierwszy w bezpośrednich wyborach.
PAP: Ale w Wilnie jeden mandat straciliście: było 11 w 51-osobowej radzie, a teraz jest 10. Byliście w koalicji rządzącej, a teraz, po wygranej Remigijusa Szimasziusa z Litewskiego Ruchu Liberałów (LRL), prawdopodobnie nie będziecie w koalicji.
W.T.: Przed czterema laty, w poprzednich wyborach samorządowych, uzyskaliśmy w Wilnie 15 proc. głosów, głosowało na nas 29 tys. osób, teraz mamy 17,2 proc. i 38 tys. osób głosujących na koalicję AWPL. Zdobyliśmy o wiele więcej głosów zarówno ilościowo, jak i procentowo, jednak na liczbę zdobytych mandatów miała wpływ znacząco mniejsza liczba partyjnych list wyborczych i całkowity brak niepartyjnych list komitetów wyborczych.
Jeżeli chodzi o koalicje, będziemy dążyli do zawiązania ich - na ile to jest możliwe we wszystkich 8 radach, w których zdobyliśmy mandaty.
PAP: Remigijus Szimaszius już zapowiedział, że będzie współpracował z Polakami, ale nie z partią byłego mera Zuokasa i AWPL, bo – jak się wyraził - to jest partia starej daty, która koncentruje się na utrzymywaniu konfliktu.
W.T.: Taka wypowiedź Szimasziusa jest nie tylko nielogiczna, ale też kompromitująca go. Oczywiście może mieć usprawiedliwienie, że mówił o tym po nieprzespanej nocy wyborczej. Wybory wyraźnie pokazały, że nie sposób oddzielić Polaków od AWPL. Zdobyliśmy absolutną większość głosów polskich, a w niektórych rejonach zdobyliśmy więcej głosów niż mieszka tam Polaków. W rejonie wileńskim mieszka 52 proc. Polaków i 35 proc. Litwinów, a uzyskaliśmy 61 proc. głosów.
Konflikt polsko-litewski został zaprogramowany w 1991 roku, gdy w obliczu interwencji wojsk sowieckich w Wilnie, chcąc pozyskać nasze poparcie, Rada Najwyższa Litwy - ówczesny parlament na czele z przewodniczącym Vytautasem Landsbergisem - przyjął uchwałę zobowiązującą rząd do przygotowania projektu powołania okręgu wileńskiego, gdzie Polacy stanowili większość, ze specjalnym statusem prawnym. Ale nas oszukano. W zamian obiecanego statusu rady samorządów rejonów wileńskiego i solecznickiego zostały rozwiązane. W rejonach tych wprowadzono zarządzanie komisaryczne z bardzo bolesnym skutkiem. Zezwolono na przykład na zwrot ziemi upaństwowionej w czasach radzieckich w dowolnej części Litwy, a więc wielu etnicznych Litwinów ziemię utraconą na Żmudzi odzyskało ją pod Wilnem. W wyniku czego ziemi na Wileńszczyźnie zabrakło jej prawdziwym właścicielom, rodowitym mieszkańcom, głównie narodowości polskiej. Wśród tych, którzy „przenieśli" swą ojcowizną bliżej Wilna, jest m.in. Vytautas Landsbergis.
Druga fala eskalacji napięcia polsko-litewskiego nastąpiła po wstąpieniu Litwy do UE. W 2010 roku na wniosek przewodniczącego sejmowego komitetu praw człowieka Arminasa Lydeka, liberała z LRL, przestała obowiązywać korzystna dla nas ustawa o mniejszościach narodowych, przyjęta tą samą uchwałą Rady Najwyższej w 1991 roku, zezwalająca m.in. na podwójny zapis nazw ulic i miejscowości, używanie języka ojczystego w sferze publicznej. Teraz nie mamy żadnej ustawy o mniejszościach narodowych, a Polacy są karani horrendalnymi karami nawet 50 tys. zł za dwujęzyczne napisy.
W 2011 roku za rządów konserwatystów i liberałów, gdy ministrem oświaty był Gintaras Steponaviczius, również liberał z LRL, wbrew tysięcznym protestom Polaków, została przygotowana i przyjęta ustawa o oświacie, która znacznie pomniejszyła stan posiadania polskiej szkoły na Litwie.
AWPL nigdy nie konfliktowała, nie eskalowała napięcia, jedynie po dyskryminacyjnych jak powyżej decyzjach Parlamentu broniła i nadal będzie broniła swych praw, praw mniejszości narodowych.
PAP: To dlatego Polacy głosują głównie na AWPL, a nie na tradycyjne partie: socjaldemokratów, konserwatystów, liberałów.
W.T.: Polacy rozumieją, że tylko w jedności stanowią siłę i nie ufają zarówno antypolskim konserwatystom i liberałom, jak też socjaldemokratom, z którymi zawiązaliśmy koalicję. W programie rządu koalicji są zapisane nasze polskie postulaty. Ale co z tego? Nie był on realizowany, a socjaldemokraci głosują przeciwko programu własnego rządu tak samo jak konserwatyści.
PAP: Tradycyjne partie po prostu ignorują postulaty mniejszości narodowych.
W.T.: To nie jest ignorancja. To jest oszukiwanie wyborcy, co jest znacznie gorsze. Wyborca nie jest głupi. Widzi obłudę, brak uczciwości i sądzę, że będzie też coraz mniej mniejszości narodowych, którzy oddadzą swe głosy nie na AWPL.
PAP: Coraz lepsze wyniki wyborcze AWPL zawdzięcza konsolidacji swych sił z Aliansem Rosjan (AR)?
W.T.: Dobre wyniki to przede wszystkim ocena naszej pracy, uczciwej, bez skandali korupcyjnych, dbanie o wyborcę. To też ocena naszego kierunku jednoczenia wszystkich ludzi dobrej woli.
PAP: Czy koalicja AWPL z AR nie wpływa negatywnie na wizerunek partii polskiej?
W.T.: AWPL jest siłą, która jednoczy wszystkie mniejszości narodowe. Z naszej listy startują nie tylko przedstawiciele AR, ale też przedstawiciele około 30 organizacji społecznych – Białorusini, Tatarzy, jak też rodowici Litwini, których na swych listach ostatnio mieliśmy około 40.
PAP: Krytykował pan niejednokrotnie kijowski Euromajdan.
W.T.: Wypowiedź była jedna, następnie powielana. Ale tę opinie podtrzymuję. Nie jestem zwolennikiem rewolucji. Władza powinna być wybierana przy urnach, a nie na wiecach, podczas których rzucane są w policjantów butelki z benzyną.
PAP: W litewskiej przestrzeni publicznej sugeruje się, że Moskwa może wykorzystać Polaków będących w koalicji z Rosjanami do własnych celów.
W.T.: Powtarzam: AWPL łączy wszystkich ludzi dobrej woli. Przede wszystkim mniejszości narodowe, ale też niemałą część Litwinów. Tak więc takie sugestie są bezpodstawne. Jeżeli takie są powielane, to jedynie w celu odwrócenia kota ogonem od rzeczywistych problemów na Litwie, zarówno społeczno-gospodarczych, jak i dyskryminacji narodowych.
PAP: Padały zarzuty, że w tych wyborach samorządowych wysokie miejsca na listach AWPL i AR zajęli Rosjanie, a znani działacze polscy znaleźli się na dalszych pozycjach.
W.T.: Bzdura. Mieliśmy 500 kandydatów, z których około 400 stanowili Polacy, około 40 – Litwini. Uzyskaliśmy 70 mandatów, w tym AWPL – 64, Aljans Rosjan - 6.
PAP. AWPL charakteryzuje wysoki poziom mobilizacji i zorganizowania, jeżeli chodzi o wybory. Sukcesy wyborcze nie przekładają się jednak na rozstrzyganie problemów, z jakimi od lat borykają się Polacy.
W.T.: Niektóre problemy zostały rozwiązane jeszcze w 1991 roku, gdy została przyjęta ustawa o mniejszości narodowych podpisana przez ówczesnego przywódcę państwa Vytautasa Landsbergisa. Żyjemy jednak w bardzo specyficznym państwie, w którym – wbrew podpisanej Konwencji Ramowej o Ochronie Mniejszości Narodowych – podejmowane są decyzje, które pogarszają obecny stan posiadania mniejszości. Tutaj działa system buldożera, a na taki system nie ma metody.
PAP. Skoro dotychczasowe metody zawiodły, może warto szukać innych dróg rozstrzygania problemów?
W.T.: Jakie mogą być drogi w cywilizowanym kraju europejskim? W 2012 roku, po wyborach parlamentarnych, weszliśmy do koalicji. Udało nam się do programu rządowego wciągnąć postulaty polskie. Program rządowy poparło 88 posłów w 141-osobowym Sejmie. Fakt jest taki, że socjaldemokraci nie chcą go realizować.
PAP: Więc problemy polskie nadal będą eskalowane?
W.T.: My na pewno nie będziemy tworzyli nowych problemów. Będziemy jedynie bronili naszego stanowiska i posiadania tego, co mieliśmy przed wstąpieniem Litwy do UE.
PAP: A może AWPL zależy na utrzymaniu problemu polskiego, bo bez tego partia utraci rację bytu?
W.T.: Nie chcę nikogo obrazić, ale takie twierdzenie świadczy o braku intelektu, o braku minimalnej wiedzy politycznej. Trudno jest mi nawet to komentować.
PAP: Jakie więc najbliższe zadanie AWPL?
W.T.: Najbliższe dwa miesiące upłyną pod znakiem formowania nowych władz samorządowych. Następnie przystąpimy do realizacji programu, którego – w odróżnieniu od naszych oponentów – przestrzegamy. Naszą sumienną pracę dostrzegają wyborcy i dlatego cieszymy się coraz większym ich zaufaniem i sukcesami wyborczymi.
PAP
AWPL.lt
Komentarze
W obliczu takiego lietuviskiego nacjonalizmu tym ważniejszy jest głos rozsądku i pojednania, czyli postawa Waldemara Tomaszewskiego, który nawołuje do jednoczenia ludzi bez względu na narodowość, a nie sztucznych rozłamów w społeczeństwie.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.