„Od samego początku było wiadomo, że nie będzie tak jak powiedział mer Wilna, iż buldożery ruszą do pracy już w kwietniu (...) Każdy wie, ile dokumentów trzeba przygotować, żeby coś zrobić, budując czy remontując dom. To jest duży obiekt państwowy i nawet uproszczone, przyspieszone procedury są czasochłonne” – mówiła w piątek w rozgłośni „Žinių radijas” Tamašunienė.
Posłanka wątpi w to, że w Wilnie w ogóle powstanie kiedykolwiek Stadion Narodowy. Ma wiele pytań, dotyczących stale zmieniających się warunków w trakcie budowy i trybu indeksowania prac projektowych.
„Zwłaszcza, że indeksowanie prac projektowych w ogóle wydaje mi się interesujące. Rozumiem, że budowa w ciągu tego czasu podrożała, ale nie jest jasne, dlaczego te wszystkie prace projektowe i koordynacyjne, dlaczego trzeba je indeksować i opłacać z pieniędzy podatników” – mówiła.
„Polska ma stadiony na taką liczbę miejsc, więc z jakiegoś powodu koszty są trzykrotnie niższe. (...) Nie zagłębiałam się w te wszystkie niuanse, ale z punktu widzenia obywatela czytającego prasę wydaje mi się, że proces niekoniecznie przebiega tak prawidłowo, jak chcieliby ludzie, którzy rozumieją, że za ich pieniądze z podatków będzie budowany ten obiekt” – powiedziała polityk.
Wilnianie już prawie 40 lat czekają na Stadion Narodowy. Jego budowa rozpoczęła się w 1987 roku w dzielnicy Szeszkinia. Budowa była kilka razy wstrzymywana z powodu a to braku środków, a to sporów z organami ścigania i Urzędem Zamówień Publicznych, a to zmianą koncesjonariuszy i in. Kilka miesięcy temu realizację projektu budowy Stadionu Narodowego w Wilnie przejęła firma „Hanner”. Jej właściciel Arvydas Avulis obiecał, że Stadion Narodowy zbuduje do końca 2026 roku, a teraz mówi już o połowie 2027 roku, bo ponoć projekt budowy stadionu utknął pomiędzy Urzędem Zamówień Publicznych a Komisją Europejską.
Na podst. ELTA
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.