Słynąca z arogancji premier Litwy Ingrida Šimonytė po raz kolejny nie poczuwa się do winy z powodu szkody wyrządzonej dla państwa i uszczerbku dla wizerunku Litwy. Szefowa gabinetu ministrów w sposób obcesowy odpiera, że samo pytanie, kto powinien odpowiedzieć za decyzję, która naraziła Litwę na szkodę, uszczerbek na wizerunku i nie była z nikim uzgodniona, jest niepoprawna.
Komisja Europejska oświadczyła w tym tygodniu, że Litwa powinna zezwolić na tranzyt przez swój teren towaru z Rosji do Kaliningradu, który Litwa zablokowała jednostronnie, bez uzgadniania tej decyzji z partnerami, w tym z instytucjami unijnymi.
W związku z kryzysem tranzytowym opozycja domaga się m.in. dymisji ministra spraw zagranicznych Gabrieliusa Landsbergisa zarzucając mu kolejne szkodliwe dla Litwy działania, złe zarządzanie MSZ, szkodzenie wizerunkowi Litwy.
Rządzących za spowodowanie kryzysu ostro skrytykowała również była prezydent kraju Dalia Grybauskaitė, która oświadczyła, że decydenci na Litwie miotają się i nie są w stanie podejmować strategicznych decyzji, a ich komunikacja jest "godna pożałowania".