Lider AWPL w tym miesiącu rzeczywiście otrzymał telefon od osoby, która się nie przedstawiła. Anonim wskazał, że dzwoni z Departamentu Bezpieczeństwa, jednak po tym, gdy W. Tomaszewski zapytał o cel rozmowy, mężczyzna powiedział, że to nie jest rozmowa na telefon. Po takim oświadczeniu dzwoniącego osobnika Tomaszewski odpowiedział, że jeżeli szefem tej osoby rzeczywiście jest kierownik DBN, to z nim znajdzie on czas na rozmowę. Gediminas Grina do lidera AWPL jednak nie zadzwonił.
Przewodnicząca Sejmu Loreta Graužinienė uważa, że W. Tomaszewski nie chciał rozmawiać z pracownikiem DBN, gdyż liczył na rozmowę z wyższym rangą funkcjonariuszem tej struktury.
„Każdy człowiek decyduje, czy spotkać się, czy przyjąć tę informację, którą chce przekazać DBN. (...) Być może szanowny W. Tomaszewski chciał, by go zaprosił dyrektor, on jest europarlamentarzystą, może widział potrzebę, by go informował przynajmniej jego zastępca" – w środę w wywiadzie dla radia „Žinių radijas" mówiła L. Graužinienė.
Zdaniem komentatorów, takie działania służb bezpieczeństwa w państwie członkowskim Unii Europejskiej są nie do przyjęcia, a przed wkrótce mającymi się odbyć wyborami są niczym innym, jak włączeniem się w grę polityczną. To daje pretekst innym politykom, wśród których dominują konserwatyści – A. Kubilius, I. Degutienė i A. Anušauskas – do zaatakowania i oczernienia jednego z kandydatów na stanowisko Prezydenta RL.
W opinii niektórych obserwatorów, istnieje możliwość, że ten i inne skandale powstałe po oświadczeniach szefa DBN są zamówione przez konserwatystów, którzy popierają jednego z uczestników wyborów prezydenckich. Jeżeli to podejrzenie okaże się uzasadnione, to ze smutkiem będzie trzeba przyznać, że powracamy do fuzji jednej partii ze służbami bezpieczeństwa, co prowadzi do pogwałcenia prawa przedstawicieli innych partii do wolności słowa oraz wolności osobistej.
Biuro Prasowe AWPL
Komentarze
"Słowa byłego premiera Litwy Andriusa Kubiliusa, odnoszące się do wypowiedzi lidera AWPL Waldemara Tomaszewskiego, który mówił o sytuacji na Ukrainie, mieszczą się w katalogu najbardziej osobliwych i dziwnych, jakie słyszałem z ust poważnego, bądź co bądź, polityka.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR) doniosła, a za nią powtórzyły czołowe portale i media w Polsce, że premier Kubilius obawia się, iż „Rosja dąży do wykorzystania problematyki Wileńszczyzny do realizacji swoich celów”. Polityk podkreślił również, że „Waldemar Tomaszewski, krytykując nowy rząd na Ukrainie, odzwierciedla stanowisko nie Wilna czy Warszawy, ale Moskwy”. Lider AWPL miał - jak podaje IAR - powiedzieć, że władza na Ukrainie jest w rękach „niebezpiecznych nacjonalistów i prawie faszystów”. Według Kubiliusa na takie słowa europosła powinno zareagować polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Nie wiem, czy faktycznie Waldemar Tomaszewski stwierdził dosłownie, że władza w Kijowie znajduje się w rękach „niebezpiecznych nacjonalistów i prawie faszystów”. Nie odnalazłem tej wypowiedzi. Za to wysłuchałem uważnie tego, co przed kilkoma tygodniami mówił lider AWPL w studiu jednej z rozgłośni radiowych. Rzeczywiście odnosił się on do nowego rządu na Ukrainie sceptycznie. Podkreślał m.in. udział w nim Oleha Tiahnyboka - szefa znanej z antypolskich wystąpień partii Swoboda - i wypowiedzi rzecznika radykalnej organizacji Prawy Sektor, który negował dokonaną przez Ukraińców rzeź Polaków na Wołyniu w latach 1943-1944. Tomaszewski skrytykował również próbę uchylenia przez władze w Kijowie Ustawy o językach mniejszości narodowych i mówił, że w składzie nowego rządu ukraińskiego są nacjonaliści, którym nie jest obca idea banderowska. Bez wątpienia stosunek Tomaszewskiego do tymczasowych, wyrosłych z „majdanowskiego” buntu, władz w Kijowie jest zdecydowanie krytyczny. Czy to jednak, zakładając nawet, że mówił przy jakiejś okazji o „niebezpiecznych nacjonalistach, prawie faszystach” w Kijowie, upoważnia do stawiania mu zarzutu, że jego postawa jest zbieżna ze stanowiskiem Rosji, jak twierdzi to premier Kubilius? Otóż w mojej opinii to nadużycie.
W Polsce nie brakuje głosów wyrażających krytykę Tiahnyboka, obaw o jego przyszły stosunek do Polaków i zniesmaczenie faktem, że na Majdanie powiewały upowskie flagi. Jednak niepoważne byłoby wkładanie do jednego wora przeciwników rewolucji na Majdanie czy sceptyków nowej władzy w Kijowie jako „ruskich agentów” powielających w interesie Kremla Putinowski przekaz propagandowy. Byłoby to objawem zdziecinnienia. Zresztą, w tym worze znaleźliby się zapewne postkomuniści, narodowcy, część konserwatywnej prawicy, dzieci i wnuki ofiar ludobójstwa na Wołyniu oraz katoliccy księża.
Nie podejrzewam tak wytrawnego polityka, jakim jest Andrius Kubilius, że w jego głowie dominuje uproszczony obraz rzeczywistości. Z grubsza zasadzający się na tym, że wszyscy Ukraińcy z Majdanu są świetni i musimy ich bezwarunkowo wspierać, bo są antyrosyjscy. A ten, kto ma inne zdanie, służy interesom Puitina. Na kijowskim Majdanie były różne siły, od bojowców Prawego Sektora - piewców terrorystów i zbrodniarzy z OUN-UPA, po liberalnych studentów. Byli wreszcie zwyczajni ludzie zdeterminowani, aby wymusić zmianę nieudolnej władzy, która doprowadziła Ukraińców do nędzy, a ich kraj do ruiny. Jestem wręcz przekonany, że Kubilius rozumie złożoność sytuacji politycznej i społecznej na Ukrainie. Niestety, jestem też przekonany, że jego słowa pod adresem Tomaszewskiego służyć miały jedynie zdyskredytowaniu Polaka w oczach wyborców na Litwie, w oczach Polaków w Macierzy i koalicyjnych partnerów z rządu.
Największe jednak moje zdziwienie wzbudziły inne słowa byłego premiera. Powiedział on - przypomnę - że na słowa Waldemara Tomaszewskiego powinno zareagować polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Napiszę wprost - to jest kompletny odlot. Waldemar Tomaszewski jest obywatelem Litwy, a nie Polski. Jest europosłem wybranym głosami mieszkańców Litwy i ich reprezentantem. Nie podlega on w żadnym wypadku polskiej jurysdykcji, abstrahując od tego, że może, co gwarantuje litewska konstytucja i prawa człowieka, publicznie prezentować swoje poglądy polityczne i nawet jak się jakiś rząd z nimi nie zgadza, to nie musi zajmować specjalnego stanowiska, by się do nich odnieść.
Aby uzmysłowić kuriozalność tego, co powiedział premier Kubilius, przyjmijmy hipotetycznie taką sytuację. Oto były premier rządu polskiego zwraca się publicznie do władz niemieckich z apelem o potępienie przez Berlin wypowiedzi obywatela RP, dajmy na to posła reprezentującego mniejszość niemiecką w Polsce, gdyż stanowisko tegoż posła jest sprzeczne z duchem jakiegoś wspólnego stanowiska rządów obu krajów wobec działań Rosji. Wielu popukałoby się w głowy. Władze w Berlinie zapewne dyplomatycznie zignorowałyby taki apel, a Internet pękałby ze śmiechu z żartów z polskiego premiera.
Postaram się jednak zachować powagę i wyjaśnić, w czym tkwi sedno wypowiedzi Andriusa Kubiliusa. Oto pan premier odkrył karty. Swą wypowiedzią wykazał, że w istocie dla niego Waldemar Tomaszewski nie jest samodzielnym politykiem litewskim tylko człowiekiem mającym jakieś niejasne powiązania z Warszawą, do której apeluje zresztą Kubilius, aby huknęła, upomniała Tomaszewskiego, bo ten powiedział coś niestosownego czy rozbieżnego z linią rządu polskiego w kwestii Ukrainy. Właściwie można by domniemywać, że ukrytym sensem jest to, iż Waldemar Tomaszewski jest w istocie wykonawcą polityki obcego państwa. A stąd już bardzo blisko do poważniejszych oskarżeń. Boję się nawet myśleć, jakich. Biorąc jednak pod uwagę ostatnie zainteresowanie Departamentu Bezpieczeństwa Litwy osobą europosła, obawiam się, że w kampanii wyborczej mogą zostać przeciw niemu użyte działa wielkiego kalibru, z których wystrzeli się amunicję insynuacji i prowokacji. Oby tak się nie stało.
Waldemar Tomaszewski jest w mojej opinii sprawnym i pracowitym politykiem. Bez wątpienia AWPL pod jego przywództwem osiągnął największe sukcesy w swej historii. Czy uda się to przekuć na realizację postulatów wyborczych? Nie wiem, ale biorąc pod uwagę histerię części polityków z opozycji wobec AWPL czy słynny już list „autorytetów” świata kultury i nauki Litwy, domagających się usunięcia z koalicji rządzącej Akcji Wyborczej Polaków, można przypuszczać, że jest coraz bliżej do osiągnięcia sukcesu, jakim byłaby realizacja przynajmniej części obietnic złożonych wyborcom."
Bezpardonowa walka z Waldemarem Tomaszewskim, kandydatem na prezydenta Litwy, przybrała już postać gebelsowskich metod, pełnych kłamstw. Do obrzydliwej wręcz niegodziwości posunął się na forum KW niejaki alex zniesławiając pamięć śp. Władysława Tomaszewskiego, ojca Waldemara. Przekroczył tym samym wszelkie granice przyzwoitości. Stąd w imię zasad zamieszczam poniżej prawdziwe informacje na temat rodziny Tomaszewskich.
Ojciec Waldemara, Władysław Tomaszewski, był człowiekiem bardzo szanowanym w swojej społeczności, nie tylko przez Polaków, ale też wszystkich innych, w tym Litwinów, gdyż pracował jako dyrektor szkoły w Płocienniszkach w gminie Bujwidziskiej(o becnie Zujuńskiej). To tam właśnie w Bujwidziszkach było i jest nadal litewskie technikum rolnicze. Do dziś wszyscy wspominają tam ojca Waldemara bardzo życzliwie i dobrze.
Jeśli chodzi o kłamstwa pisane o ojcu Waldemara to jest to wielka niegodziwość, bo był on prawdziwym patriotą Wileńszczyzny, z tego powodu był wraz z rodziną prześladowany przez były system. Jego brat Adam był żołnierzem AK i był wśród tych, którzy odmówili złożenia przysięgi Berlingowi, za co był aresztowany i więziony wraz z 4 tysiącami AK-owców na zamku miednickim. Następnie został wywieziony do łagrów, do Kaługi. Nigdy nie pozwolono mu wrócić na ojczystą ziemię i po odbyciu wyroku musiał dożyć swoich dni na tzw. ziemiach odzyskanych. Rodzina Tomaszewskich zawsze była patriotyczna i religijna mając w swojej rodzinie nawet księdza, chrześniaka Władysława. A to, że w roku 1990 ojciec Waldemara był wybrany przez radnych do Rady Koordynacyjnej Autonomii Polskiej na Wileńszczyźnie to raczej wielki zaszczyt, który nie mógł spotkać tych, co nie mieli zaufania u ludzi. Był to zresztą podówczas ruch całkowicie legalny, na zjazdach którego uczestniczyli, jako goście, kierujący państwem, w tym sam Landsbergis. Władysław Tomaszewski był nie tylko patriotą i dobrym człowiekiem dla ludzi, jak go wspominają znajomi, ale też potrafił przeciwstawić się jako dyrektor szkoły nieprzychylnym dla Wileńszczyzny trendom i naciskom. W kierowanej przez niego płocienniszskie j szkole podstawowej (a był dyrektorem przez 40 lat, od 1962 do 2001 roku) nigdy nie było ani klas rosyjskich ani później litewskich, bo w okolicy zamieszkiwali Polacy, a Polak powinien uczyć się w polskiej szkole. Takich szkół na Wileńszczyźnie było tylko kilka, bo niełatwo było tak w tamtych jak i obecnych czasach bronić swoich zasad. Oczywistym jest, że przy tak patriotycznych rodzicach, w atmosferze patriotycznej wychowywał się Waldemar Tomaszewski, który jawnie bronił polskości jeszcze w czasach sowieckich, gdy w 1980 roku podniósł w szkole sprawę mordu katyńskiego.
A w tym samym czasie twoi ulubieńcy alex służyli bolszewikom, Landsbergis wykładając komunizm naukowy w konserwatorium litewskim, a Grybauskaite wielbiła Lenina w wyższej szkole partyjnej w Leningradzie. Taka jest prawda. Nie opluwaj więc antypolski prowokatorze porządnej rodziny.
Więcej o tak zacnym człowieku jakim był Władysław Tomaszewski można przeczytać w Magazynie Wileńskim z 2002 roku w artykule pani Lucyny Dowdo.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.