„Sytuację i kryzys polityczny na Ukrainie oceniam niejednoznacznie. Z jednej strony, potępienia godne są jakiekolwiek działania sił zbrojnych, zwłaszcza zagranicznych, z drugiej strony, należy powiedzieć prawdę o źródłach konfliktu. Nie jestem zwolennikiem rewolucji. Uważam, że prezydenci powinni być wybierani przy urnach wyborczych, a nie podczas demonstracji, zwłaszcza takich, gdzie dochodzi do przelewu krwi – jak to było na Majdanie" – ostatnie wydarzenia na Ukrainie ocenił W. Tomaszewski.
Europoseł zaznaczył, że sytuację na Ukrainie ocenia niejednoznacznie, bowiem wieloznaczne jest samo sedno i źródła konfliktu.
„Należy podkreślić, że przed demonstracjami do wyborów prezydenckich na Ukrainie pozostawało mniej niż rok. Historia pokazała, że największymi poszkodowanymi rewolucji są zwykli obywatele: pogłębia się kryzys ekonomiczny, który jest pokonywany kosztem oszczędności szeregowego obywatela. Często wynikiem rewolucji jest to, że jedni oligarchowie zmieniają innych. W obliczu wszystkich tych wydarzeń nie do przyjęcia jest dla mnie użycie siły zbrojnej przez każdą ze stron, zwłaszcza z zagranicy, ale nie mogę też zaakceptować działań nowego rządu, którego pierwszym krokiem było uchylenie ustawy o mniejszościach narodowych. Potwierdza to często przez komentatorów wyrażaną opinię, że niektórzy z liderów Majdanu - Ołeh Tiahnybok i inni - kierują się nacjonalistyczną ideologią Stepana Bandery, która była w dużym stopniu antypolska, antyrosyjska i antysemicka. Z przytoczonych powyżej powodów politycy naszego kraju powinni bardziej zgłębić sedno konfliktu, które, jak już wspomniałem, jest niejednoznaczne" – ocenił W. Tomaszewski.
Przypominamy, że wybory prezydenckie na Ukrainie odbędą się 25 maja.
Komentarze
Warto oddać głos na naszego faworyta, lidera AWPL Waldemara Tomaszewskiego.
"Banderowcy w nowym rządzie (05-03-2014)
Tekst zablokowany przez redakcję "Gazety Polskiej".
Przyznanie nacjonalistom ważnych stanowisk państwowych niczego Ukrainie dobrego nie wróży.
Ci co chcieli Ukrainę sowiecką zastąpić banderowską mogą mieć satysfakcję, bo wśród nowych ministrów ukraińskich znalazło się kilku czcicieli UPA. Pierwszy z nich to Arsenij Jaceniuk, premier. Jako prezes Fundacji Open Ukraine realizował on program „Wspólna historia – wspólna przyszłość”, w ramach którego we wschodniej Ukrainie promował UPA. Drugi z nich to Ołeksander Sycz, wicepremier, rodem z Wołynia. Jako historyk zajmuje się badaniami nad życiem Stepana Łenkawskiego, głównego ideologa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, autora „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”. W 2011 r. uczestniczył w hucznych obchodach 102. rocznicy urodzin Bandery. Jak pisał Eugeniusz Tuzow-Lubański, nazwał on wówczas region karpacki "banderowską krainą", a radnych samorządów regionu wzywał do stania się "duchowymi i urzędowymi banderowcami.
Trzeci z nich, to Borys Tarasiuk , wicepremier ds. integracji z UE (w ostatniej chwili ponoć wycofał się). Przez lata pracował w dyplomacji radzieckiej m.in. w Nowym Yorku. Na takim stanowisku trzeba było być albo agentem KGB, albo osobą przez niego akceptowaną. Później był instruktorem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Ukrainy.
Z kolei w 2007 r., w 65. rocznicę powstania UPA wezwał prezydenta Wiktora Juszczenkę do uznania tej zbrodniczej organizację za stronę walczącą o niepodległość. Czwarty to Andrij Mochnyk, minister środowiska, aktywny polityk "Swobody". W 2009 r. wraz Ołehem Tiahnybokiem i Ołeksandrem Syczem zwracał się do prezydenta o nadanie Banderze tytułu bohatera narodowego. Rok później miałem wątpliwą przyjemność poznać go osobiście, gdy jako „sotnik” bojówki zerwał konferencję prasową w Kijowie, poświęconą zagładzie Polaków, Ormian i Żydów. I co ten bojówkarz ma wspólnego z ekologią? Piąty to Ihor Szwajka, minister rolnictwa, poseł „Swobody”.
Osobną sprawą jest wprowadzenie do rządu ludzi z skrajnego Prawego Sektora, naśladującego UPA. Przyznanie nacjonalistom ważnych stanowisk państwowych niczego Ukrainie dobrego nie wróży. Poza tym, będą oni bardziej zajmować się stawianiem kolejnych pomników UPA i SS Galizien niż ratowaniem upadających fabryk.
Na koniec dobra wiadomość z Polski. Przyjęto dymisję złożoną przez wojewodę lubelską Jolantę Szołno-Koguc, która m.in. ocenzurowała napis na pomniku w Lublinie, poświęconym ofiarom ludobójstwa na Kresach. Innych urzędników. którzy boją się prawdy, zachęcam, aby zrobili to samo.
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski"
Zresztą wydarzenia na Ukrainie są dużo bardziej skomplikowane niż to pozornie wygląda. Trudno ocenić kto jest kim i jakie ma cele. A do tego na Majdanie powiewają banderowskie flagi i padają upowskie hasła, o mocno antypolskim zabarwieniu. Dlatego warto zachować rozsądek a nie poddawać się emocjom.
A Zachód dostaje solidnego łupnia za swoją naiwność. Teraz to Putin rozdaje karty i trzyma wszystkich w łapach, w klasycznym niedźwiedzim uścisku.
Niestety jak zawsze, co już pokazywała historia, najbardziej na tym zamieszaniu może ucierpieć nasza część Europy.
Niech teraz Obama, Markel, Cameron czy Holland (Tusk to w tej rozgrywce zwykły mały pionek)pokażą, co są warci, czy to tylko dmuchane mocarstwa....
Paet mówił szefowej unijnej dyplomacji o podejrzeniach, że ci sami snajperzy strzelali na kijowskim Majdanie Niepodległości zarówno do demonstrujących, jak i milicji.
- Tam coraz bardziej sądzi się, że to nie (były prezydent Wiktor) Janukowycz stał za snajperami, ale ktoś z nowej koalicji - oświadczył minister. W rozmowie powołał się on na relacje działaczki obywatelskiej przedstawionej jako Olha. Według mediów chodzi o Olhę Bohomolec, lekarkę z ochotniczych służb medycznych Euromajdanu. Z ust ministra pada także sformułowanie, że "niepokojące jest, iż nowa koalicja nie chce zbadać, co dokładnie się stało".
Według estońskiego ministra celem rozmowy z Ashton było "przekazanie emocji, nastroju i wydarzeń, z którymi zetknął się w czasie wizyty w Kijowie". Podkreślił on, że doniesienia o snajperach w Kijowie muszą być zweryfikowane w toku rzetelnego i niezależnego śledztwa.
Rzeczniczka estońskiego MSZ sprecyzowała, że rozmowa telefoniczna odbyła się 26 lutego.
Można tylko żałować, że polityk formatu lidera AWPL funkcjonuje w litewskiej polityce a nie polskiej. Bo on potrafi bronić pryncypialnych wartości i dobrze rozumianego interesu własnej społeczności (w tym wypadku Polaków na Litwie).
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.