– Nasze początki jednak nie były wcale łatwe – wspomina Manana Gelashvilli, wieloletnia dyrektorka polskiej szkoły. – Wtedy w Gruzji nie było nawet prądu i musieliśmy pracować przy świetle świec. Teraz jest już łatwiej. Szkoła mieści się w budynku, który wynajmujemy dzięki dotacji ze Stowarzyszenia „Wspólnota Polska". Mamy tam cztery sale lekcyjne oraz jedną z dużą sceną, z której bardzo często korzystamy. Tam odbywają się próby i występy naszego polonijnego teatrzyku dziecięcego „Melpomena". Nasze dzieci grają głównie bajki, zarówno polskie jak i gruzińskie, tłumaczone na język polski. Wystawialiśmy też poważniejsze sztuki polskich autorów.
W dużej sali odbywają się ponadto wszystkie akademie, związane z uroczystościami państwowymi oraz kościelnymi – takimi jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Są też prowadzone zajęcia teatralne i nauka tańca. Mamy również chór i zespół pieśni i tańca „Orlęta". Dzieci uwielbiają chodzić na te zajęcia. Nasza szkoła nie jest rygorystyczna, nie stawiamy w niej żadnych ocen. Nie mają więc one większych stresów związanych z nauką. Dziś szkoła ma 120 uczniów w wieku od 7 do 18 lat. Działa jako organizacja pozarządowa. Lekcje polskiego odbywają się cztery razy w tygodniu. Szkoła prowadzi także zespół taneczny i teatralny. Kadrę stanowi 10 nauczycieli i instruktorów, głównie absolwentów szkoły. Ze względu na duże zainteresowanie szkołą zdecydowano się przyjmować również dzieci niepolskiego pochodzenia. Zajęcia prowadzone są w kilku grupach, według zaawansowania i wieku.
Przy naszej szkole wydawany jest także kwartalnik „Kaukaska Polonia". Zamieszczamy tam dużo informacji na temat współczesnej Polski, znanych Polaków i Gruzinów, którzy mieli styczność z Polską. W wakacje dzieci jeżdżą na kolonie do Polski. Sama jestem rodowitą Gruzinką, mam babcię Ukrainkę, a z kolei jej babcia była Polką, więc polskie korzenie są bardzo, bardzo dalekie, nawet nieudokumentowane. Kiedy miałam 10 lat, razem ze swoją rodziną przyjechałam do Polski. Zamieszkaliśmy pod Warszawą. Mój ojciec architekt był pracownikiem kontraktowym i dostał pracę w Polsce – dokładnie w Wołominie. Tam też ukończyłam szkołę podstawową i dwie klasy liceum ogólnokształcącego. Kiedy miałam 17 lat wróciliśmy do Gruzji, gdzie w roku 2000 rozpoczęłam studia na wydziale prawa.
Wychowując się w Polsce, zaznałam bardzo dużo ciepła ze strony nauczycieli oraz dyrekcji szkoły. To był dla nas wszystkich wspaniały okres, którego nigdy nie zapomnę. Nic więc dziwnego, że będąc już w Gruzji, skontaktowałam się z katedrą slawistyki na Uniwersytecie w Tbilisi. Tam uzyskałam telefon do pani Małgorzaty Pawlak, która zaprosiła mnie na uroczyste otwarcie roku szkolnego w polskiej szkole. Byłam pod wrażeniem ludzi i atmosfery tam panującej. Zdecydowałam się prawie natychmiast. Podjęłam w niej pracę w roku 2001 i przez kolejne trzy lata byłam tam nauczycielką, a potem zostałam dyrektorką. Mam nadal ogromną przyjemność pracować na rzecz Polski. Chcę w ten sposób odwdzięczyć się Polakom za to ciepło, którego u nich doznałam jako dziecko i nastolatka.
Ważną rolę w życiu Polonii gruzińskiej odgrywają kobiety. Kobiety-Polki można podzielić na dwie kategorie: Polki, które przyjechały do Gruzji, i kobiety polskiego pochodzenia. Wszystkie te panie bardzo się cieszą, kiedy po raz pierwszy dowiadują się, że w Tbilisi jest ośrodek polski, do którego można przyprowadzać swoje dzieci i gdzie one mogą się nauczyć języka swojej babci czy swoich pradziadków.
Jeżeli chodzi o Polki w Gruzji, jest to głównie emigracja sercowa. Kobiety, które są zrzeszone w naszej organizacji, wyszły za mąż za Gruzinów i tak się zaczęła ich przygoda z Gruzją. Są też kobiety, które przyjeżdżały do Gruzji robić reportaże i które zakochiwały się w tym kraju i w Gruzinach. Nie mogę tu nie wspomnieć o pani Henriecie Justyńskiej, która urodziła się w Gruzji, ale w polskiej rodzinie i jest wykładowcą na Akademii Sztuk Pięknych w Tbilisi. Sama jest malarką. Ostatnio wydała książkę „Polscy malarze w Gruzji".
W Gruzji polskość jest inaczej rozumiana niż np. na Ukrainie, gdzie są rodziny, w których mówi się po polsku i tę polskość się pielęgnuje. Jeśli chodzi o Polonię gruzińską, to nasi ludzie mają bardzo głęboką świadomość swoich polskich przodków i z nimi bardzo chętnie się identyfikują. Czują jednak, że nie są Polakami, tylko że mają polskich przodków, z czego są ogromnie dumni. Bardzo trudno jest dziś udokumentować pochodzenie polskie. Za czasów sowieckich wpisywano bowiem do paszportu narodowość „sowiecką".
Chcę również powiedzieć, że organizacje polonijne w Gruzji nie kończą się na naszej szkole. W Tbilisi działa również druga organizacja – Związek Kulturalno-Oświatowy Polaków w Gruzji „Polonia", któremu przewodniczy prof. Maria Filina.
Polonia gruzińska należy do pierwszej wysiedlonej z kraju grupy emigrantów w wyniku walk przeciw caratowi, na początku i w drugiej połowie XIX wieku. Byli to głównie żołnierze uczestniczący w powstaniach narodowych, których zesłano na Kaukaz za wrogą caratowi działalność polityczną. Masowy napływ Polaków na Kaukaz rozpoczął się w roku 1832. Gruzja stała się wtedy miejscem zesłania dla tysięcy polskich „buntowników". Zazwyczaj kierowano ich do carskich garnizonów. Zdecydowaną większość polskich zesłańców stanowili mężczyźni, choć zdarzały się również i kobiety.
W pierwszej dekadzie XX stulecia w Tbilisi mieszkało około 20 tysięcy Polaków i Gruzinów polskiego pochodzenia. Było to największe skupisko Polaków na całym Kaukazie. Polacy szukali w Tbilisi lepszych warunków życia. Byli wśród nich prawnicy i urzędnicy, inżynierowie i technicy, specjaliści od sadownictwa i ogrodnictwa, kupcy i przemysłowcy. Wielu Polaków miało wpisaną w paszport narodowość rosyjską lub ukraińską. W chwili obecnej Polonię w Gruzji, choć nie ma oficjalnych danych, szacuje się na ok. 8 tysięcy osób, zamieszkujących głównie stołeczne Tbilisi.
Gruzja zawsze była bardzo gościnnym krajem, a Polaków darzyła bardzo dużą solidarnością. Bowiem oba nasze narody mają podobne spojrzenie na patriotyzm i podobną historię. To nasze wzajemne współczucie, w dobrym tego słowa znaczeniu, sprawia, że Polacy i Gruzini czują się sobie bardzo bliscy.
W planach na najbliższą przyszłość chcemy np. nawiązać współpracę z bliską nam geograficznie Polonią turecką. Ich stowarzyszenie działa pod Stambułem. Oni też są potomkami polskich żołnierzy. Ich młodzież nie mówi po polsku, ponieważ nie ma tam polskiej szkoły. Myślę, że w przyszłości możemy też dojść razem do bardzo fajnych innych projektów.
Rozmawiał i notował
Leszek Wątróbski
"Rota"