Antypolska doktryna
Vytautas Ladsbergis bez wątpienia jest duchowym ojcem współczesnego litewskiego, skrajnie antypolskiego nacjonalizmu. Jego szkodliwa sajudistowska ideologia rozlała się jak zaraza na życie polityczne Litwy. Jak gangrena zżera i niszczy relacje polsko–litewskie, a jako wroga publicznego w cyniczny i kłamliwy sposób wskazuje Polaków. To swoisty kompleks, oparty na uprzedzeniach, a charakterystyczny dla państw budujących swoją tożsamość na godnych potępienia, negatywnych emocjach wobec wymyślonego wroga. Tak jest na Litwie. Ofiarą tej anachronicznej polityki, rodem z lat 30-tych ubiegłego wieku, padła polska mniejszość narodowa. Przykładów na to jest wiele. Kary za dwujęzyczność, zakaz pisowni nazwisk w wersji oryginalnej, zamach na polską oświatę, utrudnienia w prawie wyborczym i wreszcie brak ustawy o mniejszościach narodowych, to obraz trwającej od dziesięcioleci dyskryminacji. Niszczenie polskości i walka z nią stały się niepisaną państwową doktryną. I nie wygląda to na przypadek, lecz zaprogramowane działanie, nastawione na przymusową asymilację lub wynarodowienie polskiej mniejszości tak, jak zrobiono to przed wojną na Kowieńszczyźnie. Landsbergis, od zarania litewskiej niepodległości, odgrywa tu kluczową rolę. To on osobiście przed wyborami samorządowymi w 2007 roku nawoływał do „historycznego zwycięstwa nad Polakami". Od lat uskuteczniane są próby osłabiania i rozbijania jedności Polaków, które trwają do dzisiaj. W tym celu wymyślono, że niezbędne jest „rozmiękczenie" i „urobienie" stanowiska Polski i polskiej opinii publicznej w tej sprawie. Wybrano najbardziej prostą i perfidną metodę, metodę pomawiania i szkalowania polskich polityków z Litwy. Wszystko po to, aby przedstawić ich w jak najgorszym świetle, a tym samym zniechęcić Polskę do ich wspierania. Do niecnego dzieła włączył się sam „ojciec narodu" Landsbergis. Podczas kolejnej eskapady do Polski, promując niskich lotów książkę „Nasz patriotyzm, ich szowinizm", w bardzo nieprzychylnych i oszczerczych słowach opisywał Polaków na Litwie oraz polskie organizacje, w tym Macierz Szkolną. Tak było choćby na spotkaniu na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu w listopadzie 2011 roku. Jego skandaliczną, czarną propagandę, niegodną polityka europejskiego, najlepiej obrazują słowa, które powtórzył w Centrum Studiów Europy Wschodniej. Zjadliwie wytykając litewskim Polakom zacofanie polityczne powiedział, że „Litwa odstąpiła ten kraj (Wileńszczyznę) władzy sowieckiej uosabianej przez Akcję Wyborczą Polaków na Litwie". Brednie? Oczywiście, ale wypowiadane celowo po to, aby kłamstwo tysiąckroć powtórzone, w myśl goebbelsowskiej zasady, zasiało ziarno zwątpienia w Koronie. Ale na tym nie koniec. Landsbergis swój spektakl opluwania Wilniuków rozpisał na role. Jedna z nich przypadła jego wiernej przybocznej i dawnej asystentce.
Ambasador od czarnej propagandy
Loreta Zakarevičienė, była ambasador Litwy w Polsce, bo o jej roli w tym ponurym spektaklu teraz mowa, organizowała wiele spotkań, a jej aktywność w Polsce była nadzwyczaj intensywna na uniwersytetach. Zwłaszcza tych, których politolodzy występowali w mediach w roli ekspertów. Chodziło o grupę bardzo opiniotwórczą, jakże ważną w dzisiejszym, przepełnionym mediami świecie. Często nieprzychylnie wypowiadała się o Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Na jednym ze spotkań zorganizowanych przez ambasadę Litwy w Warszawie, w którym uczestniczyli między innymi polscy politolodzy, historycy oraz byli dyplomaci, a więc środowisko dość wpływowe, pod okiem pani ambasador przekazano gościom studium analityczne noszące tytuł „Relacje pomiędzy Litwą i Polską: utknięcie w agendzie dwustronnych stosunków czy puste partnerstwo strategiczne?" Oprócz wielu kontrowersyjnych tez dotyczących historii raport zawierał treści, które dają wiele do myślenia i pokazują zniesławiającą aktywność ambasador, łamiącą standardy dyplomatyczne. Aby uniknąć posądzenia o subiektywną interpretację tekstu, zacytuję kilka zastanawiających fragmentów w oryginalnym tłumaczeniu, stąd błędy gramatyczne w poniższym tekście. „Jak można już dziś odnotować, w polskiej przestrzeni publicznej pogorszenie stosunków z Litwą jest zauważalne (...). Jednakże litewskie próby wyjaśnienia przyczyn, dlaczego byli partnerzy strategiczni wyrażają niezadowolenie, często tylko prymitywne powtarzanie tych samych (często przesadnych, wypaczonych, powierzchownych) argumentów, które padły z ust ministra spraw zagranicznych Polski i popierających go polityków oraz przedstawicieli litewskich Polaków (str.13). Największym problemem jest to, że litewskich Polaków reprezentuje siła polityczna, która nie jest lojalna wobec Litwy (...). Dlatego byłoby dobrze, gdyby wśród litewskich Polaków powstała inna konkurencyjna organizacja, która zdobyłaby większe zaufanie ze strony Litwy (...), mogłaby zmienić tę obecną, stworzoną przez W. Tomaszewskiego (str. 33)." Bezczelne? A jakże, ale pokazuje wprost cel, jaki postawiło sobie środowisko Landsbergisa – rozbicie jedności organizacyjnej Polaków na Litwie. Wszystko wskazuje na to, że do realizacji tego podstępnego zamierzenia rzucono ostatnie rezerwy w osobie Okińczyca i jego mediów.
Gdzie Landsbergis nie może, tam Okińczyc dopomoże
Czesław Okińczyc w 1988 roku zaangażował się w działalność antypolsko nastawionego Sajudisu, był posłem, a później doradcą prezydenta Adamkusa, doradcą premierów Litwy ds. mniejszości narodowych, a teraz jest konsultantem ds. polityki zagranicznej i regionalnej. Ciekawe, czy pełniąc te funkcje doradzał kolejnym rządom niekorzystne rozwiązania dla polskiej wspólnoty, choćby w oświacie? O jego protestach w tej sprawie bynajmniej nie słyszałem. Okińczyc to również, tak jak Landsbergis, sygnatariusz deklaracji niepodległości. Zapewne ten podpis i stanowiska zobowiązują do pewnych zachowań, tylko czy są one korzystne dla Polaków na Litwie? Mam tu wielkie wątpliwości. Ale jest on też prezesem wpływowej grupy medialnej ZW, obejmującej radio i portal internetowy. Ten sam portal, który bardzo często atakuje polityków AWPL, publikuje nieprzychylne im sondaże, gdzie pisują napastliwe artykuły bracia Radczenko, związani do niedawna z polakożerczym delfi, promujący inną Wileńszczyznę. Inną, czyli zapewne zależną od kaprysów litewskiej władzy i bez polskości na niej. Gdzie budowana z takim poświęceniem jedność Polaków jest krytykowana, a promowane są pseudoklubiki dyskusyjne podważające wartości, na których opiera swą siłę polska partia. Ale to, co najbardziej niepokoi w postawie Okińczyca, to jego szkodliwa nadaktywność na terenie Polski, która jest swoistym uzupełnieniem propagandowej aktywności Landsbergisa i Zakarevičienė. Chodzi o jego wizyty w przeróżnych instytucjach, podczas których wypowiada nieprzychylne opinie o działaczach z Wileńszczyzny. Spotyka się z urzędnikami, zabiega o środki na swoje media i oczernia przy tym AWPL i polskich polityków z Litwy, zarówno posłów, jak i samorządowców, co wzbudza niesmak u jego rozmówców. Zamiłowanie mecenasa do tego typu podróży to jednak nie pierwszyzna. Otóż w 1991 roku, na progu tworzenia nowego państwa litewskiego, z poruczenia Landsbergisa, udał się z misją i odwiedził polski parlament, gdzie podczas rozmów podnosił sprawę zagrożenia dla Sajudisu i samego Landsbergisa, prosząc o wsparcie dla nich. Do dziś tamte krokodyle łzy Okińczyca wywołują oburzenie wśród ówczesnych, aktywnych działaczy ZPL. A to dlatego, że w tym samym czasie nie kto inny, a Landsbergis właśnie prześladował Polaków. Zostało to przypieczętowane rozwiązaniem polskich samorządów i uchwaleniem ustawy o „przeniesieniu ziemi", na czym skorzystał sam Landsbergis. Był to akt skandaliczny, który doprowadził do wydziedziczenia i wyrugowania byłych, prawowitych właścicieli i ich spadkobierców z własności. Oczernianie polityków z Wileńszczyzny to jednak żadna nowość w wykonaniu Okińczyca. Robił to nie raz i nie dwa. W swoim czasie przedstawiał polskich posłów z Wileńszczyzny jako rzekomych przeciwników niepodległości Litwy. Co jeden z byłych posłów do Rady Najwyższej, Stanisław Pieszko, oprotestował w ubiegłym miesiącu na spotkaniu w Domu Polskim, zorganizowanym przez Wydział Handlowy Ambasady RP, i zażądał od Okińczyca sprostowania tych pomówień. Wygląda na to, że sygnatariusz realizuje napisany dawno temu scenariusz Landsbergisa. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest nader oczywista. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, prawda to stara jak świat. Atakując i oczerniając AWPL, media Okińczyca mogą liczyć na wsparcie finansowe i pobłażliwość. A on sam i grupa osób wokół niego są wspólnie zainteresowani korzyściami osobistymi i stanowiskami, które od swoich „patronów" otrzymują. W dobie Internetu łatwo to sprawdzić. Biznes i prywata - oto dlaczego tak się dzieje. Piszę o tym ku przestrodze, bo walka z polskością na Litwie wkracza w decydującą fazę.
Mam nadzieję, że Polska, jej władze i Polacy w Koronie nie dadzą się złapać w propagandową sieć intryg zarzuconą przez landsbergistów z pomocą usłużnego im środowiska Okińczyca, skupionego wokół portalu ZW. Potrzeba czujności, bo plan Landsbergisa jest długofalowy, realizują go również jego uczniowie, a jest nim zniszczenie polskości na Wileńszczyźnie. Częścią tego planu jest wojna wizerunkowa, czarny pijar wymierzony w polskie organizacje na Litwie, gdyż tylko one stanowią realną siłę mogącą zatrzymać antypolskie zapędy władzy. A błądzących ludzi ZW wzywam do zaprzestania szkodzenia swojej społeczności. Uszanujcie wolę i wybór zdecydowanej większości Polaków z Wileńszczyzny, którzy jednoznacznie popierają ZPL i AWPL jako swoją najskuteczniejszą reprezentację i nadzieję na lepsze jutro. Bo zły to ptak, co własne gniazdo kala.
dr Bogusław Rogalski, politolog
doradca EKR ds. międzynarodowych w PE
Komentarze
Samą prawdę napisaliście, Okińczyc za grosz uczciwości nie ma, wstyd, bronił w 1991 Landsberga a nie nas Polaków.
Wilniucy mają swoich faworytów na Liście Nr 14. - Blok Waldemara Tomaszewskiego.
A Tomaszewski na mera Wilna.
Dlatego w niedzielę warto oddać głos na listę numer 14 - Blok Waldemara Tomaszewskiego!
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.