Sławomir Skiba – wiceprezes Stowarzyszenia Piotra Skargi, przemawiając w Wielki Czwartek br. w programie Rozmowa PCH24, powiedział: „Wiele się wydarzyło w ciągu ostatniego roku tej walki wytoczonej przeciw koronawirusowi. Wydarzyło się dużo złego i zarazem dużo dobrego i gdyby, wydaje się, nie zaangażowanie wiernych świeckich, to dzisiaj obraz Kościoła mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Trochę smutno o tym mówić, ale nie pozwalają wierni pasterzom cofnąć się na inne pozycje. Chciałoby się inaczej, tak chcielibyśmy, by pasterze byli tymi FrontManami (wodzami) w tej walce, żeby byli pasterzami i chronili swoje owce przed niebezpieczeństwem, które przychodzi. Ale dzisiejszy świat pokazuje, że to często wierni stają w awangardzie walki w obronie wiary. Być może tego w tym naszym czasie potrzeba, tego świadectwa wiernych po to, żeby pasterze poczuli się pewniej”.
Stowarzyszenie Piotra Skargi, które działa od 20 lat, przeprowadziło w tym czasie szeroko zakrojoną akcję, upominając się o należną cześć do Najświętszego Sakramentu. Temat był bardzo głośny i nośny w mediach, akcja zaś, określona również jako kontrowersyjna, prowadzona była między innymi na billboardach pod hasłem „STOP Komunii św. na rękę”. W rezultacie wielu wiernych zdecydowało się na pójście krok dalej i powróciło do praktyki przyjmowania Komunii św. w postawie klęczącej do ust – i to w kościołach, w których od dawna było praktykowane już podejście procesyjne do Komunii św.
W 1972 r., przemawiając z ambony, prorocze słowa wypowiedział wielki Mąż Kościoła, abp Piotr Jan Fulton Sheen: „Na kogo można liczyć, aby uratować nasz Kościół? Nie na naszych biskupów, naszych kapłanów ani członków zakonów. To wasze zadanie, ludu wiernego! Pan Bóg dał wam rozum, oczy i uszy, abyście uratowali Kościół. Wasza misja to pilnować, aby wasi kapłani zachowywali się jak kapłani, biskupi jak biskupi, a zakonnicy jak zakonnicy!”.
W Polsce działają niezależne media, liczne katolickie stowarzyszenia i grupy modlitewne, są osoby duchowne i świeckie, są głosy i świadectwa, które w obecnej sytuacji powszechnego zamętu pełnią rolę „soli ziemi” i „światła świata”. Natomiast w naszym kraju i w naszym społeczeństwie wygląda, że, jak dotychczas, brakuje takich „frontmanów” nie tylko wśród duchownych, ale też i spośród świeckich: „Nie ma obecnie władcy, proroka ani wodza...” (Dan 3, 38). Czy nie znajdzie się jednak alternatywa dla nurtu pędzącego w tym jednym kierunku, który opanował cały kraj (nie jedyny zresztą na świecie) i porywa ze sobą coraz większe masy ludzkie, a nikt przecież nie wie, jaki jest ostateczny rezultat tego procesu, ponieważ jego pomysłodawcy mówią tylko o bezpośrednim efekcie, zapewniającym względnie bezpieczny kontakt z koronawirusem, przy tym przemilczane są dalsze konsekwencje, dla których nie daje się absolutnie żadnych gwarancji.
Jest wrażenie, że najważniejszą sprawą w zaistniałej sytuacji jest akurat bezalternatywność: wszystkich bez wyjątku poddać szczepieniu. Ale to przeczy praktyce demokratycznej, zgodnie z którą we wszystkich demokratycznych układach tworzy się możliwość dla alternatywy i konkurencji. Obecnie natomiast jest możliwość wyboru wyłącznie spośród producentów szczepionek (również nie wszystkich!), ale odmawia się jednocześnie alternatywnych sposobów leczenia. Rodzi się podejrzenie, że chodzi nie tylko o zdrowie, ale są jakieś inne nieujawniane cele. Czyli ma się do czynienia z MONOPOLEM, z którym prawdziwa demokracja zawsze walczyła stosując sankcje. Powiedzmy tak: na naszych oczach ukształtował się bezalternatywny monopol na zdrowie obywateli, każdego z nas. Jest jednak pytanie: czy to jest monopol, czy może dyktat? Jest pilnie potrzebna alternatywa, która zapewniłaby funkcjonowanie prawdziwej demokracji.
Kto w naszym kraju mógłby zaproponować taką alternatywę? Czy nie te elity, które swe rządy poddały Chrystusowi Królowi poprzez Akt Intronizacji, jak również te, które występują pod hasłem związku chrześcijańskich rodzin? Czy obecny niepewny czas nie jest czasem właściwym dla chrześcijańskiej inicjatywy, dla otwarcia swoich „okien możliwości”?
Alternatywne „okna możliwości”
Jako pierwsze „okno możliwości”, które pilnie należałoby otworzyć, byłoby zlikwidowanie presji, wywieranej po to, by ludzie przyjmowali szczepienia. Nie trzeba gwałcić sumień! Oczywiście, większość obywateli wcale nie sprawdza swego sumienia w tej sytuacji. W ogóle nawet nie warto się przejmować, że zabraknie chętnych do szczepień. Nad promocją tego procesu pracują specjaliści i całe systemy i chętnych na pewno nie zabraknie. Przejmować się trzeba akurat za tych, którzy mają odmienne rozumienie sprawy, ale okoliczności zmuszają ich do uczynienia kroku wbrew sumieniu. To takich nie ma komu dziś bronić i popierać. Zwróćmy uwagę, że według opinii ekspertów odporność kolektywna osiąga się przy zaszczepieniu 70 proc. populacji. Po co więc za wszelką cenę, również za cenę złamanych sumień, dążyć do 100 proc.?
Metoda realizowania programu szczepień stosując presje i represje ma jakieś podobieństwo do metody ateizacji z czasów sowieckich. Zwróćmy szczególnie uwagę, że decyzje podejmowane wówczas na szczycie były wdrażane przez miejscowych urzędników i ostatecznie to od nich, czyli od swoich ludzi zależało, czy łamało się sumienia czy nie. Również dziś to od miejscowych urzędników zależy, czy da się bezkonfliktowo rozładować społeczne napięcie.
Dziwny jest ten argument motywujący do szczepień: to ma być czyn miłości – chronić siebie i bliźnich od zakażenia. Przecież za tym argumentem kryje się forma presji polegająca na zawstydzaniu. Nie zaszczepisz się? To nie ma w tobie miłości bliźniego! To jest znana metoda, którą chętnie stosują służby specjalne: idziesz do seminarium? Pomyśl, że kiedyś przyjdzie do ciebie staruszka i na ofiarę złoży ostatnie swoje grosze – potrafisz przyjąć?!
Bracia i Siostry, myśleć krytycznie i decydować samodzielnie, inaczej niż przytłaczająca większość społeczeństwa – to żaden wstyd, to bohaterstwo! Ale co w ogóle ten argument znaczy? Przecież niebezpieczeństwo zakażenia się powinno dotyczyć tylko tych, co są niezaszczepieni. Ale niezaszczepionymi wkrótce będą tylko ci, którzy dobrowolnie to postanowią. Wymowne są słowa prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro: „Nie wezmę szczepionki. Jeśli ktoś uważa, że moje życie jest w niebezpieczeństwie, to jest tylko mój problem i kropka”. Może jednak uważa się, że niezaszczepieni mogą być niebezpieczni również dla zaszczepionych? Powstaje wówczas pytanie: po co potrzebne są takie szczepienia, które nie chronią od zachorowania? Wygląda więc, że to jest argument z dziwną logiką.
Warto obejrzeć się i popatrzeć na przykłady w innych państwach. Oto Gubernatorat Państwa Watykańskiego w oświadczeniu wydanym 18 lutego br. przypomina, że szczepienia na koronawirusa mieszkańców i pracowników są dobrowolne. Przy podejmowaniu decyzji konieczne jest oczywiście wzięcie pod uwagę dobra wspólnoty, gdyż rezygnacja ze szczepionki może skutkować zwiększeniem zagrożenia dla zdrowia publicznego. Jednak obowiązujące zasady nie wprowadzają jakichkolwiek form represji (https://www.vaticannews.va/pl/watykan/news/2021-02/watykan-zadnych-form-represji-wobec-antyszczepionkowcow.html).
Czy takiej postawy nie mogliby i nie powinni by przestrzegać również miejscowi chrześcijańscy decydenci?
Następnie „okno możliwości” powinno być otwarte dla leków na COVID-19. Trzeba położyć kres mitowi, że tej choroby nie da się leczyć. Choroba, którą wywołuje koronawirus, jest łatwo wyleczalna, szczególnie na stadium początkowym. Chrześcijańskim decydentom, sprawującym władzę na różnych stanowiskach, trzeba głośno wołać do władz najwyższych w kraju, by „zapaliły zielone światło” dla leków. W którejś audycji Radia ZW była mowa, że na Litwie są moce produkcyjne do wytwarzania nie tylko szczepionek, ale również leków na COVID-19! Ks. Henryk Zieliński, redaktor naczelny katolickiego tygodnika „Idziemy” publicznie zadeklarował, że jest ozdrowieńcem i że przeszedł COVID-19 bez komplikacji dzięki amantadynie: „Nikogo do niczego nie zachęcam. Dzielę się tylko doświadczeniem moim i kilkunastu znajomych, którym amantadyna pomogła. Przy okazji nie byliśmy obciążeniem dla budżetu państwa i dla służby zdrowia. Ale dostawcy specyfików po 10 tys. zł za dawkę dla pacjenta też na nas nie zarobili...”.
Chcąc wiedzieć więcej na temat leczenia COVID-19, można posłuchać na YouTube dr Włodzimierza Bodnara, lekarza Przychodni Lekarskiej „Optima” w Przemyślu, który sam dwukrotnie zaraził się koronawirusem, wyleczył się, a obecnie skutecznie leczy pacjentów. Warto posłuchać wywiadu z lekarzem internistą Piotrem Rubasem, Polakiem pracującym w Niemczech, który również leczy chorych covidowych.
Nie może nie zastanawiać ten fakt, że COVID-19, jak dotąd, powszechnie wcale się nie leczy, ponieważ chorych zostawia się bez odpowiednich leków, skazując na cierpienia choroby, a często i na śmierć – dlaczego? Przecież od początku plagi zarazy skupiono się akurat na lekach i już mówiono o skutecznych środkach, a prezydent Donald Trump, który „złapał” koronawirusa, został błyskawicznie postawiony na nogi. Aż nagle informacja o leczeniu COVID-19 całkowicie zniknęła z przestrzeni medialnej. O czym to świadczy? Czy nie o tym, że odgórnie została powzięta decyzja, że jedyną radą na zarazę mają być bezalternatywne szczepionki, w których są zainteresowani giganci farmaceutyczni, którzy jako jedyni są zdolni produkować szczepionki, jak również zideologizowani potentaci finansowi, w rodzaju Billa Gatesa? Rezygnacja z leczenia, powodująca ciężkie konsekwencje, wygląda jak wstępna cena, którą ludzie muszą zapłacić za wyprodukowanie szczepionek. Nie pomijając również tego faktu, że zachodnie szczepionki, wyprodukowane sposobem klasycznym, bazują się na śmierciach dzieci abortowanych. Jeżeli taka jest tylko wstępna cena za szczepionki, choć wielu już płaci gorzką cenę po ich zaaplikowaniu, a w dodatku nikt nic nie wie o długoterminowych konsekwencjach, to czy można te szczepionki uważać za jedyne wybawienie od tej plagi zarazy?
Jeszcze raz warto przytoczyć fragment Apelu biskupów w sprawie nieetycznych szczepionek, który 12 grudnia 2020 r. podpisali kard. Janis Pujats, abp Tomasz Peta, abp Jan Paweł Lenga, bp Joseph E. Strickland, bp Athanasius Schneider: „Technologia oparta na morderstwie jest zakorzeniona w beznadziei i kończy się rozpaczą. Musimy dać odpór mitowi, jakoby „nie istniała alternatywa”. Przeciwnie, musimy trwać z nadzieją i przekonaniem, że inne rozwiązania istnieją i że ludzka pomysłowość, z Bożą pomocą, może je odkryć. Oto jedyna droga od ciemności ku światłu i od śmierci ku życiu”.
Czyim to zadaniem, jak nie chrześcijańskich elit, ma być popieranie ludzkiej pomysłowości, by z Bożą pomocą odkrywać inne rozwiązania?
Kolejnym „oknem możliwości” powinno być dostatecznie wyczerpujące informowanie o naturze preparatów szczepionkowych, oraz o możliwych powikłaniach, towarzyszących szczepieniom. Jak już było zasygnalizowane, nawet ulotki dołączane do preparatów mogą nie zawierać pełnej informacji, szczególnie tej niewygodnej. Dlaczego jest tak, że niektórzy zaszczepieni produktami od „AstraZeneca” i „Jonson&Jonson” dopiero po przyjęciu preparatów dowiedzieli się, że ta produkcja jest powiązana z procederem aborcyjnym? Niektórzy przeżyli głęboką awersję do tego odrażającego i gorszącego ich doświadczenia, któremu w sposób nieświadomy zostali poddani. Ktoś, kto ma sumienie, które nie idzie na kompromisy, natychmiast poszedł do spowiedzi. Już nie pierwszy rok działają zasady ochrony prywatnej informacji – ważna, oczywiście, sprawa. Ale gdy wykorzystując niewiedzę człowieka wtarga się w jego prywatną sferę, w jego unikalny organizm, dany od Boga tylko dla niego samego i tam się rządzi w sprawach jego zdrowia czy choroby, a nieraz jego życia czy śmierci, to z czym mamy do czynienia?! Tej oburzającej praktyki nie usprawiedliwia gołe informowanie, że to się robi dla ochrony zdrowia i życia. Każdy człowiek ma prawo wiedzieć więcej i przede wszystkim to, co z nim robią ludzie w sterylnych formach. Kto jest odpowiedzialny za takie „złodziejskie” włamanie się w prywatne życie człowieka? Kto ma obowiązek informowania obywateli? Może nikt nie ma tego obowiązku i nikt nie jest odpowiedzialny – żadne instancje władz? To wówczas tym bardziej trzeba współczuć takim rządom i obywatelom, bo to czas na SOS!
Odnośnie szczepionek firm „Pfizer” i „Moderna”, wykorzystujących w swej produkcji mRNA, eksperci twierdzą, że to w ogóle nie są szczepionki, przynajmniej w klasycznym znaczeniu. Są to bowiem współczesne wysokie technologie, które pozwalają ingerować w DNA człowieka i na tej zasadzie formować odporność organizmu (Jak działają szczepionki mRNA? – prof. Jacek Jemielity: https://www.youtube.com/watch?v=GW_xeHYe7Is). Również w tym wypadku ci, którzy poddają się szczepieniu, powinni wiedzieć, że pozwalają na bardzo głęboką inwazję w swój organizm, mianowicie do tych sfer, które strzegą fundamentalnych informacji o całym jego bycie. Trzeba zauważyć, że człowiek nauczył się ingerować w eugenikę zwierząt, roślin, wiemy o genetycznie modyfikowanych produktach, które są w sklepach, ale których się unika, bo się szuka tego co naturalne. Tymczasem akceptując te szczepionki człowiek dobrowolnie poddaje się manipulacjom genetycznym, których technologie na człowieku są dopiero tworzone, czyli poddaje się eksperymentowi z niewiadomymi skutkami. W medycynie jest znana praktyka stosowania leków eksperymentalnych. Potencjalnym pacjentom prezentuje się całą informację o sposobie leczenia. Dlaczego więc teraz nawet chrześcijańscy decydenci wahają się powiedzieć wprost to, co wręcz muszą powiedzieć: te szczepionki są eksperymentem?! Nie jest tajemnicą, że efekt szczepionek jest krótkotrwały i ograniczony (odnośnie nowych odmian wirusów), trzeba więc rozumieć, że eksperyment będzie trwał i będzie rozwijał się. Zainteresowani w tych technologiach, tacy jak Bill Gates, którzy wiedzą, jak je użyć do swych celów (np. depopulacji), zrobią wszystko, by eksperyment nigdy się nie kończył. Technologie pójdą szybko naprzód i wypracowany dostęp do genów człowieka otworzy bezgraniczne możliwości oddziaływania na człowieka, a efektywność tych technologii będzie wielokrotnie większa niż bomby atomowej!
Ważnym „oknem możliwości”, dostarczającym i aktualizującym informacje, jest monitorowanie. Wyniki eksperymentu z preparatami korzystającymi z mRNA, jak również stosowania szczepionek „klasycznych” są bardzo niejednoznaczne i nieraz niepokojące. Fakty trzeba badać i konstatować. Obecne oficjalne sprawozdania, że szczepionkom towarzyszy lekkie poczerwienienie i chwilowe podwyższenie temperatury, o niczym nie świadczą, gdyż wiadome są wypadki poważnych konsekwencji, a nawet śmierci. Można korzystać ze światowego monitoringu, w rodzaju rządowych systemów do zgłaszania niepożądanych objawów zdrowotnych: Żółtej Karty w Wielkiej Brytanii, systemu VAERS w USA, systemu Vigiaccess w Europie. Ale przecież warto zatroszczyć się o założenie krajowego niezależnego monitorowania! Czy nie można zatroszczyć się o udostępnianie przynajmniej tych treści, których jest wystarczająco na polskich portalach internetowych, np. na temat powikłań po aplikacji szczepionek lub na temat skutków lockdownu? Oczywiście, wielu zna te treści, ale ich brakuje w przestrzeni społecznej. Tak jak się mówi o kolektywnej odporności, tak również istnieje kolektywna świadomość, która obecnie, niestety, śpi.
Obowiązkowo trzeba uważać na informacje, które świadczą o negatywnych wpływach szczepionek na zdolności prokreacyjne. To nie jest prosta sprawa, bo potrzebuje szerokiego wachlarza specjalistów. Czy nie podjął by się tego zadania ZChR? Celem troski o rodziny jest również sprawa prokreacji. Jeżeli okaże się, że alarmy nie są fałszywe, to możemy ryzykować w ogóle utratę przyszłości narodu. Tego nam nikt nie daruje, ani pokolenia, które minęły, ani przyszły świat, jeżeli się takowy pojawi po wielkiej próbie (por. Łk 11, 32: Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je).
Ostatnio świat otwiera swe kolejne „okno możliwości”, które nazywa „paszportem możliwości”. Nie trzeba łudzić się, że te paszporty, zgodnie z zapewnieniami ich twórców, będą korzystały tylko z ograniczonych informacji osobistych i będą służyły tylko trosce o zdrowie obywateli i społeczeństwa. Przecież to tylko początkowy etap tych technologii, a jak one się rozwijają, można przekonać się na przykładzie komunistycznych Chin, które wyprzedzają Europę na dziesięciolecia. Chiny z powodzeniem kształtują społeczeństwo posłusznych obywateli. Cytowany już Diego Fusaro, teoretyk rewolucji i buntu, napisał o społeczeństwie przyszłości i o jego obywatelach te słowa: „Oni będą myśleć, że są wolni, nawet więcej: będą lubić te łańcuchy”.
Niech więc nikogo nie zaślepia owa społeczna promocja, zapewniona dzięki tym „paszportom”, a polegająca jednoznacznie na podziale społeczeństwa na obywateli różnej kategorii. Procesu na pewno nie da się powstrzymać, ale również w tej sprawie jesteśmy wystawieni na sprawdzian naszej osobistej dojrzałości i odpowiedzialności przed Bogiem i przed samymi sobą. Dlatego nie rezygnujmy również w tej sprawie z krytycznego myślenia i z rozumienia tego, że to kolejna chytrość, by jeszcze głębiej uwikłać człowieka w zwodniczych gęstwinach tego świata, by był jeszcze bardziej ziemski i cielesny. Chrześcijanin natomiast powinien pamiętać, że będąc posłuszny Bogu, już jest oddzielony od świata, bo tak chce Bóg: „Będziecie dla Mnie święci, bo Ja jestem święty, Ja Pan, i oddzieliłem was od innych narodów, abyście byli moimi” (Kpł 20, 26). Taka jest również decyzja Pana Jezusa: „Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi” (J 15, 19). Natomiast w modlitwie arcykapłańskiej w czasie Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus powiedział swemu Ojcu: „Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata” (J 17, 14-16). Ale to jeszcze nie pełny komentarz do tego tematu, przyjdzie bowiem chwila, gdy wierni usłyszą słowa, które już słyszał Św. Jan Apostoł: „Ludu mój, wyjdźcie z niej (ze stolicy Babilonu), byście nie mieli udziału w jej grzechach i żadnej z jej plag nie ponieśli” (Ap 18, 4).
PODSUMOWANIE
Naszkicowane propozycje „okien możliwości” na pewno nie wyczerpują tematu. Na pewno czytelnicy potrafią sformułować szereg kolejnych kwestii. A również elity rządzące mają kompetentną wiedzę, by określić, jakie „okna możliwości” dałoby się im otworzyć, kierując się wiarą i nauką Chrystusa. Nie trzeba się łudzić myśląc, że najlepszą postawą jest dziś przebywanie w cieniu i podążanie w ogólnym nurcie wydarzeń, inicjowanych odgórnie. Ta postawa jest wygodna, ale przypomina ona nic innego jak Majdan, na którym wszyscy jednakowo pokrzykując zgodnie skaczą. Tylko to nie jest dojrzała odpowiedzialność. I na pewno trzeba szykować się na chwilę sprawozdania przed Chrystusem Królem.
Intronizacja Chrystusa Króla nie jest sprawą prywatnej pobożności, bo ma wymiar społeczny i ma na celu wprowadzanie porządków Bożych w świat ludzi, kształtowanie cywilizacji chrześcijańskiej, obrazu i ziemskiego odbicia raju (Roberto de Mattei). Intronizacja Chrystusa Króla nie tylko wiele obiecuje, ale również zobowiązuje i może być prawdziwym „oknem możliwości” dla tych, którzy to uczynili. Chrystus bowiem sam jest dla nas „oknem możliwości”, bo powiedział: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14, 6). I nawet jeżeli my sami bez kompleksów podążamy w kierunkach wytyczonych przez władcę i władców tego świata (por. J 12, 31; 14, 30; 16, 11), rozmijając się z prawdą, godząc się na zniewalanie sumień i na ubliżanie godności życia ludzkiego, to Pana nie da się zmusić, by podążał w tych kierunkach. On nie „dozwoli z siebie szydzić” (Gal 6, 8). I gdy On, który jest „Drogą”, stanie się w naszym świecie „Samotną Drogą”, po której się nie podąża, to my zostaniemy bez Niego! I jeżeli ci, którzy mają wszystkie możliwości, by zmagać się pod sztandarami Chrystusa Króla, tego jednak nie uczynią, to obraz Chrystusa Króla na ścianie zostanie tylko śladem dawnej Intronizacji.
„Nie pozbywajcie się więc nadziei waszej, która ma wielką zapłatę. Potrzebujecie bowiem wytrwałości, abyście spełniając wolę Bożą, dostąpili obietnicy. Jeszcze bowiem za krótką, za bardzo krótką chwilę przyjdzie Ten, który ma nadejść, i nie spóźni się. A mój sprawiedliwy z wiary żyć będzie, jeśli się cofnie, nie upodoba sobie dusza moja w nim. My zaś nie należymy do odstępców, którzy idą na zatracenie, ale do wiernych, którzy zbawiają swą duszę” (Hbr 10, 35-39).
Ks. Henryk Naumowicz
Dukszty
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.