Pożyteczny idiota czy agent wpływu?
Tępy jazgot Aleksandra Radczenki i jego wiadro pomyj, które wylewa w mediach i na swoim dziwacznym, niewartym wspominania portaliku na polskie organizacje i ich liderów, to konsekwentne urabianie opinii publicznej przeciw polskiej sprawie. Co wybory to samo, ta sama narracja, aż do obrzydzenia, byle pomniejszyć wynik wyborczy, by osłabić polską partię i jej znaczenie w litewskiej polityce. Oto ukryty cel tego ataku. A po wyborach to samo, krytyka goni krytykę jak w jakimś szaleńczym obłędzie. Czyje poglądy realizuje zatem Radczenko? Odpowiedź nasuwa się sama, litewskich szowinistów, którym od lat marzy się Wileńszczyzna bez Polaków. Ale gdyby tylko to oni stali za oszczerstwami pisanymi przez Radczenkę, to można byłoby wówczas rzec, że jest on przez nich wykorzystywany jak leninowski „pożyteczny idiota”. Ale czy tak jest w rzeczywistości, czy raczej stoi za nim ktoś większy, raczej orwellowski „starszy brat”, czyli służby? Kilka faktów z jego biografii pozwoli lepiej odpowiedzieć na te pytania.
Radczenko specjalizuje się w uderzaniu w jedność organizacyjną Polaków na Litwie i niszczeniu wizerunku i autorytetu ich liderów. To wyjątkowo paskudna i nikczemna robota w jego wykonaniu, bo bazująca na starej goebbelsowskiej zasadzie propagandy wykorzystywanej przez wszelkiej maści służby specjalne. Zawiera się ona w powiedzeniu, że „kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”. To według tej zasady pisze i działa Radczenko. A jego rzekoma niezależność, na którą sam się powołuje i mydli nią oczy, wygląda tak. To litewski etatowy urzędnik, jego poglądy są skrajnie liberalne. Główny specjalista w Departamencie Prawa Ministerstwa Sprawiedliwości Republiki Litewskiej (2000-2006), od 2006 doradca w Departamencie Prawa Kancelarii Rządu Republiki Litewskiej, kierownik Działu Legislacji i Ekspertyzy Prawnej Kancelarii Rządu RL (2007-2009), wicedyrektor Departamentu Systemu Prawnego Ministerstwa Sprawiedliwości (2009-2013), następnie wicedyrektor rządowego Departamentu Prawa. Oto prawdziwa twarz tego pseudo moralizatora. To żaden niezależny publicysta, lecz opłacany przez władze litewskie człowiek od brudnej, antypolskiej roboty. Nie dajmy się też zwieść nazwom funkcji w kancelarii rządu, za które pobierał wynagrodzenie. Jego główna aktywność skupia się na zupełnie innym polu. Jest nią wpływanie na polską opinię publiczną na Litwie i w Polsce, w celu tworzenia czarnej propagandy wymierzonej w polskie organizacje i ich liderów. To świadome i zaplanowane działania dezinformacyjne na szkodę tych organizacji i ich działaczy. Jego zadaniem jest podważanie ich autorytetu i wiarygodności, psucie ich wizerunku w przestrzeni publicznej oraz rozbijanie jedności wśród Polaków. Od lat robi to na wiele sposobów, zmienia metody i środki działania, aby w ten sposób kamuflować swój haniebny proceder. Bawi się nawet w pseudo polityka.
Sromotna kompromitacja Radczenki
Wyniki ostatnich wyborów samorządowych na Wileńszczyźnie pokazały trwałą i wieloletnią prawidłowość mówiącą o tym, że Polacy na Litwie ufają AWPL-ZChR i popierają swoich prawdziwych przedstawicieli i głosują na nich, nie dają się zwieść czy oszukać rozbijackim inicjatywom sterowanym przez antypolskie siły. Akcja i jej liderzy od lat osiągają fenomenalne wyniki w wyborach. Najlepiej widać to na przykładzie rejonu wileńskiego, gdzie mieszka 52 procent Polaków, a AWPL-ZChR uzyskała aż 55 procent głosów, co oznacza, że partia cieszy się wyjątkowym zaufaniem i poparciem społecznym. I sytuacji tej nie zmieniła nawet rozbijacka próba wystawienia pseudo konkurencyjnych list i kandydatów o polsko brzmiących nazwiskach. Trudno uwierzyć, aby rąk nie maczały w tym te czy inne służby, którym nieustannie zależy na osłabianiu polskości na Wileńszczyźnie. Na szczęście Polacy na Litwie to mądrzy i doświadczeni przez koleje losu ludzie, którzy potrafią odróżnić prawdę od fałszu, uczciwość od krętactwa. I tym razem również nie dali się zmanipulować dyżurnym „rozbijaczom” polskości. Sromotna kompromitacja spotkała Aleksandra Radczenkę. Ten słynący z oczerniania polskich działaczy oraz organizacji publicysta i litewski urzędnik poniósł totalną klęskę, a jego wynik wyborczy jest całkowitą kompromitacją. Przed wyborami przechwalał się czwartym miejscem na liście socdemów. Nie dość, że spadł na ich liście w rankingu, to jego partia zdobyła dosłownie zero mandatów nie przekraczając progu wyborczego. To samo spotkało inny rozbijacki komitet. Czerwoną kartkę od wyborców otrzymał również „niedźwiedzi komitet”, który doznał całkowitej porażki, a ich lista uzyskała zaledwie kilkaset głosów, co dało 0,41 procent, czyli dziesięć razy mniej niż minimalna ilość głosów wymagana do przekroczenia progu wyborczego. I nie pomogło mu poparcie liberałów i Gazety Polskiej, której działania wyglądają na próbę podzielenia Polaków na Litwie.
Radczenko i „Niedźwiedź” zaszkodzili partii Jarosława Kaczyńskiego
Rozbijackie działania Aleksandra Radczenki i komitetu o dziwacznej nazwie „Niedźwiedź” mają jednak swoje dalsze konsekwencje, negatywne konsekwencje dla Prawa i Sprawiedliwości, partii kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego. Otóż, przez ich start w wyborach samorządowych rozpada się teraz założona z wielkim trudem przez PiS frakcja w Europejskim Komitecie Regionów w Brukseli. To ciało doradcze instytucji unijnych składające się z przedstawicieli samorządów. Do swojego istnienia frakcja potrzebuje członków z określonej minimalnej liczby państw. Do tej pory członkiem tej frakcji był Tadeusz Andrzejewski, który jednocześnie wnosił do frakcji Litwę, jako kraj członkowski. Po wyborach samorządowych na Litwie, do utrzymania mandatu Andrzejewskiego w Komitecie Regionów w Brukseli zabrakło AWPL-ZChR niespełna tysiąc głosów. Utrata Andrzejewskiego oznacza problem dla istnienia frakcji, która jednocześnie dla PiS oznacza utratę wpływów w tym ważnym ciele doradczym w Unii Europejskiej. I tak oto zastosowana względem polskiej społeczności na Litwie metoda rozbijacka Radczenki i wileńskiego „Niedźwiedzia”, komitetu założonego w Wilnie z inicjatywy tzw. Gazety Polskiej skompromitowała się totalnie. Bo uzyskując zaledwie 0,41 procent głosów nie zdobyła ani jednego mandatu, ale te niespełna tysiąc głosów zabrakło, aby Tadeusz Andrzejewski był nadal w Komitecie Regionów i aby mogła istnieć frakcja, w której zasiadał. W ten oto sposób szkodzące polskości działania zaszkodziły rykoszetem partii Jarosława Kaczyńskiego, gdyż uderzyły w pozycję Prawa i Sprawiedliwości, konkretnie we frakcję Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Komitecie Regionów w Brukseli, którą współtworzyli między innymi radni PiS-u i AWPL-ZChR. Frakcja EKR w Komitecie Regionów traci nie tylko Andrzejewskiego, ale i siódmy kraj, Litwę, przez to właśnie się rozpada. To prawdziwa niedźwiedzia przysługa, jaką PiS-owi zrobił Radczenko i politykierzy spod znaku Gazety Polskiej, będący ojcami chrzestnymi „Niedźwiedzia”. Nie łudźmy się, to nie są przypadkowe działania, to część antypolskiej gry, za którą stoją ci, którzy pociągają za sznurki.
Specjalista od rozbijania i oczerniania
W tym miejscu trzeba ukazać, na czym nikczemna i rozbijacka robota Radczenki polega. Już w latach 1994-1996 przewodniczył Klubowi Polskiej Młodzieży Alternatywnej na Litwie, zakładał grupę tzw. twórców niezależnych „TKM”. Politycznie związał się z litewskimi liberałami, był członkiem rozbijackiej frakcji polskiej „Pro Libera” przy Litewskim Związku Liberałów (2002-2004). Kandydował w wyborach samorządowych z ramienia LLS (2002). W latach 2006-2012 był członkiem Ruchu Liberalnego Republiki Litewskiej. Wspierał i wspiera antypolsko nastawionych liberałów. Tych liberałów, którzy w 2011 roku stworzyli ustawę niszczącą polską oświatę na Litwie. Tych, którzy w ostatnich aferach korupcyjnych brali łapówki po 300 tysięcy euro. Popierał ich mera Wilna, który zamykał polskie szkoły. Z takim oto skompromitowanym środowiskiem jest związany. Teraz przechrzcił się na socjaldemokratę. Natomiast w swojej propagandowej działalności powiązany jest z portalem i radiem ZW, które z nieznanych powodów, których można się tylko domyślać, stało się jego tubą propagandową. To tu Radczenko uprawia swoje poletko plującej propagandy, zwłaszcza w nazywanym przez niektórych „sabatem politycznym” programie „Szósty dzień tygodnia”, gdzie wypełnia funkcję stałego komentatora. Zasłynął z wychwalania i promowania litewskich liberałów (teraz wychwala także socjaldemokratów) oraz oczerniania Polaków z ZPL i AWPL-ZChR. I tu ciekawostka. Do ZW przyszedł z gadzinowej polskojęzycznej wersji portalu delfi, którą współtworzył z bratem Antonim. Widać dostał kolejne zadanie. W międzyczasie został współtwórcą i głównym ideologiem Polskiego Klubu Dyskusyjnego, pokracznej próby kolejnej rozbijackiej inicjatywy tego niby „niezależnego publicysty”. W jego właściwej działalności, wszędzie pojawia się w podtekście lub wprost słowo „alternatywa” i sianie zamętu, destrukcja. To on od 2000 do 2002 redagował alternatywne czasopismo „Chaos”. A teraz zamieszcza prostackie, oczerniające polskość i Polaków na Litwie wpisy na Twitterze, a wcześniej robił to w felietonach i komentarzach na pożałowania godnym blogu, gdzie krytykował dzisiejszą Wileńszczyznę, chcąc innej. Inna oznacza zlituanizowana, bez polskości na niej. Taki też cel postawili sobie nacjonaliści litewscy i litewskie służby spod znaku Landsbergisa. Bez wątpienia działalność Radczenki wpisuje się w ten scenariusz. A że polskie organizacje odnoszą z każdymi wyborami sukcesy, to tym bardziej brutalnie są atakowane. Stąd biorą się wszystkie ataki i próby rozbijania jedności Wilniuków, stąd czarna propaganda wymierzona w liderów organizacji polskich. O sytuacjach takich Józef Piłsudski mówił wprost: „Podczas kryzysów strzeżcie się agentur”. Polacy na Litwie są zahartowani przez lata walki o swoje prawa i nie dają się tak łatwo nabierać na sztuczki specsłużb, przy użyciu przeróżnych polskojęzycznych mediów czy „publicystów” takich jak Radczenko. Jedynym celem jego działalności jest ujadanie i kąsanie polskich patriotów, tak jak czynią to klasyczni agenci wpływu. Ale muszą na to uważać Polacy w Macierzy, zwłaszcza politycy, aby nie dać się zwieść i nie wpaść w zastawioną na nich propagandową pułapkę.
Antoni Matulewicz
mojekresy.pl
Komentarze
W jednym i drugim przypadku odpowiedź brzmi żadne!!!
I tak ten z ZW działania dyskryminacyjne doradców prezydenta nie nazywa dyskryminacją, tylko i wyłącznie dlatego, że szykowane haki w postaci listy "to był niewypał"!!!
A drugi w Kurierze "nie chce wnikać, czy Narkiewicz jest winny"???
To jeśli nie o winę czy jej brak chodzi to o co? Jak mówił śp. Józef Mackiewicz "tylko prawda jest ciekawa".
Ale okazuje się, że nie dla skompromitowanych braci Radcenko. Dla nich ważne jest, aby przy każdej okazji wbić szpilę polskiej społeczności poprzez ataki na ich organizacje oraz liderów tych organizacji. I oto jeden i drugi "radzą"... RADZĄ?! ci, którzy w wyborach zostali zdegradowani do politycznego planktonu, gdyż wyborcy nie darzą zaufaniem tych osobników.
- no właśnie. A Radczenko to nie wiadomo co: agentura czy pożyteczny idiota. Ciekawe jak się będzie teraz układała "współpraca" pomiędzy Okińczycem i Klonowskim...
Akurat tu się nie zgodzę, że należy odpuszczać. Należy dbać o własne imię i godność. A nadto należy pamiętać, że nie przypadkowo propaganda (czy to sowiecka czy nazistowska) po tysiąc razy powtarzała kłamstwa - jak mówił Goebbels "Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Im większe kłamstwo, tym ludzie łatwiej w nie uwierzą". Dlatego nie można sobie pozwalać na skandaliczne ataki. Z głupkami oczywiście nie ma co dyskutować, ale publiczne oszczerstwa należy prostować, zwłaszcza w tak niesprzyjających lietuviskich mediach.
Należy też pamiętać, że wiele z tych kłamstw przedostaje się do opinii publicznej w Polsce, w tym do polityków.
Fatalna robota Sakiewicza. Należy natychmiast surowo rozliczyć go z działalności i wydawanych środków publicznych, bo wygląda na to, że pieniądze z Polski idą na atakowanie polskości na Kresach. A to więcej niż skandal, to zbrodnia wobec polskiego kresowego dziedzictwa.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.