Ten tak uroczysty Dzień Wiedzy na Litwie w szkole polskiej wkrótce zamienia się w coś, czego dzieci, a w szczególności rodzice, obawiają się najbardziej. Otóż w roku bieżącym uczniowie klas początkowych szkół mniejszości narodowych otrzymały w prezencie od Ministerstwa Oświaty i Nauki dodatkowe godziny języka litewskiego. Można by powiedzieć, że to wspaniała rzecz, bo dzieci będą znały doskonale język państwowy i literaturę litewską. Natomiast, gdy się przyjrzeć tej sprawie bliżej, to fakt ten staje się oburzającym. Minęły tylko dwa tygodnie nauki, a dzieciaki już poczuły, że nauka języka litewskiego jest dla nich zbyt twardym orzechem do zgryzienia. Tuż po otrzymaniu podręczników z języka litewskiego zrozumiały, że nie da się opanować materiału w dobrym stopniu nie pracując sporo dodatkowo. Tym bardziej że dzieciaki z polskich szkół mają opanować materiał w ciągu 4 lub 5 godzin tygodniowo, natomiast w szkołach z litewskim - na nauczanie tego samego wyznacza się 7-8 godzin. Sądząc po tym dzieci z polskich szkół mają prywatnie, w czasie przeznaczonym na zasłużony odpoczynek, doskonalić się i doganiać program nauczania języka litewskiego.
Obecnie pracuję w klasie drugiej szkoły polskiej. Widzę, że większość dzieci przychodzi z rana do klasy z wielkim zatroskaniem, iż nie udało się czegoś nauczyć, napisać z tego przedmiotu, gdyż mówią, że nie potrafią tego zrobić samodzielnie. Ponadto łatwo zauważyć, że dzieciom ten język powoli zaczyna być nieprzyjemnym, a wręcz wrogim, gdyż spotykają się ze zbyt wygórowanymi wymaganiami. A przecież w klasach pierwszych i drugich, według rozporządzeń Ministerstwa Oświaty i Nauki, nie zadaje się prac domowych, ale, jak widać, dotyczy to tylko tych lepszych, litewskich, dzieci.
Trudno zrozumieć w tej sytuacji, jak mają postąpić rodzice. Jedni, możliwie bardziej ambitni, zaczęli zastanawiać się, jakby tu zadbać o korepetycje językowe dla swojego dziecka. Niektórzy idą z pretensjami do nauczyciela języka litewskiego, inni opuszczają głowy, mówiąc, że tego nie da się opanować na dobrym poziomie w takim tempie i godzą się, że dziecko jednak będzie miało nie najlepsze opisy w opanowywaniu tego języka (przypomnę, że w klasach początkowych jeszcze nie ma ocen w skali 1-10, tylko oceny opisowe). Inni, zaś, trzeźwo patrząc na sprawę, stwierdzają, że to nie odpowiada wiekowo ich dzieciom.
Jako pedagog nauczania początkowego z wieloletnim stażem mogę stwierdzić jedno: dzieje się wielka krzywda dzieciom w szkołach mniejszości narodowych. To wygląda jak kpiny, pośmiewisko i przemoc w biały dzień. Nie rozumiem pozycji placówek higieny, które zezwoliły dzieciom w klasach początkowych mieć w rozkładzie tak przesadną liczbę godzin lekcyjnych. Widocznie przykryto na to oczy, i tyle. Według siatki godzin zatwierdzonej przez ministerstwo uczniowie klas 1-4 w ciągu tygodnia mają po 27 do 28 lekcji w szkole. Dzieciaki po takim tygodniu są naprawdę wycieńczone.
Zdarzają się również sytuacje, iż dzieci, które przychodzą do szkoły, mają pewne problemy z poprawną artykulacją poszczególnych słów czy budową pełnych zdań w języku polskim. Najczęściej uczą się od pierwszej klasy wzbogaconego słownictwa językowego oraz poprawnego budowania zdań w szkole w języku ojczystym. W klasie drugiej pobierają naukę języka obcego, najczęściej angielskiego. A teraz jeszcze język litewski trzeba zakuwać jak język ojczysty. Dzieciom nie zostaje czasu na zabawę i rozrywki. Jedno jest niezrozumiałe - w jakim celu się tak dzieje? Zauważam, że stopniowo w ten sposób buduje się jedynie nienawiść do języka państwowego, zamiast poszanowania.
Oburzający jest fakt, że takie rzeczy dzieją się w cywilizowanym demokratycznym państwie Unii Europejskiej. Dzieci w polskich placówkach już kolejny rok uczą się języka państwowego w takim tempie i na tak wysokim poziomie. Nauczyciele lituaniści sami nie rozumieją, w jaki sposób przekazać dzieciakom aż taki ogrom wiedzy. Niestety, nikt z nich nie był przeszkolony ani nie otrzymał dodatkowego materiału dydaktycznego. Absolutnie nic nie uczyniono, aby to było rzeczą rozsądną i możliwą. Ponadto nikt z władz ministerskich nie zainteresował się, jak dzieci, rodzice i szkoły radzą sobie z tym problemem. Ministerstwo tak uchwaliło i róbcie!!! Po takim absurdzie, mającym miejsce w naszym kraju, odnosi się jedyne wrażenie, że chcą nas postawić na kolana, iż Polacy na Litwie są jednak tymi gęsiami, które nie potrafią nauczyć się litewskiego.
Z własnej natomiast praktyki i perspektywy widzę, jak było w miarę porządnie przemyślane i na wysokim poziomie odbywało się nauczanie języka litewskiego nie tak dawno, przed kilkoma laty, gdy nasza młodzież składała go jako język państwowy. Byłam na bieżąco wówczas, gdyż z własną córką przeżyliśmy ten etap. Jesteśmy niezmiernie wdzięczne paniom lituanistkom, które szczerze pracowały, aby uczniowie opanowali najważniejsze rzeczy z przedmiotu. Rezultat z egzaminu państwowego wyniósł ponad 90 procent. Cieszyliśmy się niezmiernie. Później studia lingwistyczne na Uniwersytecie Wileńskim. A w rezultacie - tłumacz czterech języków: polskiego, litewskiego, angielskiego i rosyjskiego. Dzisiaj bez kłopotu znajduje zatrudnienie na Litwie oraz szerokie możliwości za granicą, gdyż posiada dobre kompetencje językowe. Nawet bracia Litwini podziwiają jej znajomość języka litewskiego.
Ten praktyczny fakt kolejno potwierdza, że dzieci z polskich rodzin potrafią opanować w bardzo dobrym stopniu język litewski, ale nie jako ojczysty według nowego programu, tylko wyuczony według starych zasad. Potrafią - jeśli państwo litewskie nie będzie im tego utrudniać. Dlatego uważam, że w dzisiaj mamy nieuzasadnioną uchwałę o nauczaniu języka litewskiego w szkołach mniejszości narodowych na takim samym poziomie, jak i w szkołach z litewskim językiem nauczania.
Żywię ogromną nadzieję, że z biegiem czasu w Ministerstwie Oświaty i Nauki zasiądą urzędnicy o zdrowym myśleniu, bez nienawiści do polskich dzieci, usłyszą wołanie ich rodziców i przywrócą system nauczania języka litewskiego - jako państwowego, a nie ojczystego.
A może tak idąc w ślady autochtonicznych Węgrów, mieszkańców Ukrainy mieliby pójść przed Ministerstwo Oświaty i Nauki i demonstracyjnie złożyć podręczniki do nauczania języka litewskiego?
Anna Miluszkiewicz,
nauczyciel metodyk nauczania początkowego
Komentarze
Spokojnie. Prędzej czy później, ale to nastąpi!!!
Litwini ogarnęliby ten tekst, a lietuvisi niech sobie radzą :)
A na poważniej niż było: z minister wyszedł kompletny brak podstawowej wiedzy o nauczaniu.
Bardzo dobrze pani Anna podkreśliła, że jest to przedmiotowe traktowanie dzieci
No, ale co tu wymagać od osoby, która w życiu nie była "w szkole". Owszem zajmowała się zagadnieniami z zakresu nauki i studiów, ale bardziej z tej biznesowej strony pracując w agencjach czy ośrodkach badawczych. Ale to wszystko teoria, która często z rzeczywistością nie ma nic wspólnego.
Mniej oburzające się staje jeśli weźmiemy pod uwagę, że tę demokrację tworzyli komuniści a utrwalali postkomuniści na których wyrośli liberały i przepoczwarzone z Sajudisu konserwy
No właśnie. Tu jest problem. Bo Pani ma wiedzę i doświadczenie. A minister ani tego ani tego
Ciągłość polityki w jednej z najważniejszych dziedzin każdego państwa - EDUKACJI - wprost powala
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.