Edward Snowden od 23 czerwca przebywa na lotnisku Szeremietiewo w Moskwie, gdyż Waszyngton anulował mu paszport. Kilka dni temu złożył wniosek o udzielenie tymczasowego azylu w Rosji. Ten 30-letni amerykański informatyk był do niedawna pracownikiem NSA i CIA, elitarnych służb specjalnych, do których nie trafia się przypadkiem. W trakcie swojej ucieczki z USA ujawnił, że Agencja Bezpieczeństwa Narodowego prowadzi inwigilację elektroniczną na wielką skalę, obejmującą także sojuszników Stanów Zjednoczonych. Program PRISM, bo o nim mowa, polega na monitorowaniu połączeń telefonicznych, serwisów społecznościowych oraz skrzynek mailowych obywateli, jak również placówek dyplomatycznych innych państw. Wolny świat nazwał to skandalem, a Amerykanie z wielkim naciskiem zażądali ekstradycji swojego agenta oskarżając go o wyciek tajnych informacji oraz szpiegostwo. Ten natomiast oznajmił, że uczynił to z pobudek ideowych w imię prawdy i wolności. Tyle że ja nie wierzę żadnej ze stron, bo ani informacja o inwigilacji elektronicznej prowadzonej przez USA nie była super ściśle tajną nowością, jak utrzymują władze amerykańskie, ani też Snowden nie ujawnił więcej szczegółów na ten temat z powodów ideowych, bo agenci specjalni jak on są dobierani do swojej pracy starannie i nie ma u nich miejsca na amatorszczyznę, gdyż znają cenę zdrady. A jeśli tak, to o co w tym wszystkim chodzi? Cała ta sprawa wygląda na misterną grę służb, jak dobra partia szachów, w której jeden z graczy poświęca figurę dla wprowadzenia drugiego w błąd. Stworzenie tak zwanej dobrej legendy jest podstawą sukcesu szpiega. Aby to lepiej zobrazować, posłużę się przykładem sprzed lat.
Dokładnie 60 lat temu doszło do słynnej ucieczki z Polski ludowej Józefa Światło (prawdziwe nazwisko Izaak Fleischfarb), podpułkownika Urzędu Bezpieczeństwa pełniącego funkcję wicedyrektora Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W 1953 roku podczas podróży służbowej do NRD płk. Światło uciekł do Berlina Zachodniego, gdzie oddał się w ręce władz amerykańskich. Przy sobie miał walizkę pełną dokumentów obciążających kierownictwo bezpieki oraz władze komunistyczne w Polsce. W kraju okrzyknięto go zdrajcą i domagano się jego śmierci. Został wywieziony za ocean, a następnie przez kilka lat na falach Radia Wolna Europa ujawniał kompromitujące informacje na temat wysokich funkcjonariuszy państwowych, demaskował zbrodnie komunistyczne w Polsce, choć sam miał krew na rękach. Twierdził, że uciekł, gdy zdał sobie sprawę z prawdziwego oblicza bezpieki i z pobudek patriotycznych (sic!) chciał o wszystkim poinformować Zachód. Przez wiele lat uważany był wręcz za bohatera. Zmarł w 1985 w USA. Prawda wyszła na jaw dopiero po upadku komunizmu, gdy światło dzienne ujrzały tajne dokumenty.
Okazało się, że wykonywał tajną misję Moskwy. Ucieczka była tak naprawdę wymyślona i wyreżyserowana przez służby sowieckie. Z archiwów wynika, że „ucieczki" szpiegów były w wielu przypadkach grą nastawioną na dezinformowanie przeciwnika. Z odtajnionych dokumentów STASI wynika zaś, że wersja podawana przez Światło nie była prawdziwa oraz, że w „ucieczce" pomagała mu inna osoba. To kim był Józef Światło? Był najbardziej zaufanym polskim współpracownikiem Sierowa. Był też jedynym człowiekiem komunistycznej bezpieki, który miał przywilej dzwonienia specjalnym telefonem do Berii. Operację zaaprobował sam Chruszczow, który szykował się do przejęcia władzy po Stalinie. Dlatego też chciał odsunąć od władzy w ludowej Polsce ekipę z nim związaną, czyli stalinowców, którą mieli zastąpić komuniści skupieni wokół Gomułki. I tak też się stało. Do zmiany władzy w Polsce posłużyły kompromitujące rewelacje „uciekiniera" Światło. Finałem tej roszady było wezwanie w trybie pilnym do Moskwy prezydenta Bieruta, skąd wrócił, ale ... w trumnie. Rządy w Polsce objął lojalny wobec Chruszczowa Gomułka. Te fakty uwiarygodniły „legendę" Światły w oczach amerykańskich. Po tym mógł przystąpić do głównego zadania-szpiegostwa. Informował agentów sowieckich w USA o kulisach funkcjonowania Radia Wolna Europa oraz o oficerach CIA, którzy go przesłuchiwali.
Wróćmy jednak do Snowdena. Czy jego przypadek nie jest podobny do opisanego powyżej? Miał dostęp do wielu tajnych informacji, ale ujawnił te oczywiste, które zaszkodzić mogą obecnej ekipie w Waszyngtonie. To właśnie ma go uwiarygodnić w oczach Rosjan. Może się mylę, ale, moim zdaniem, jest to amerykańska próba ulokowania swojego agenta w Rosji w podobny sposób, jak Sowieci ulokowali pułkownika Światło w Ameryce. I robi to raczej stara gwardia CIA, która wraca do gry o wpływy i władzę. Newsy Snowdena kompromitują przecież administrację Obamy przygotowując dobry grunt dla republikanów pod następne wybory prezydenckie. Wydaje się, że ktoś tu chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Tyle że długi pobyt Snowdena w strefie tranzytowej lotniska pokazuje, że Rosjanie nie kupują prometejskiej legendy uciekiniera. Grają na czas. A to dowód na to, że intryga została przejrzana. A jeśli moje przypuszczenia są prawdą, to Amerykanie musieli być bardzo naiwni wierząc w to, że doświadczonego rosyjskiego wróbla można nabrać na stare plewy.
Dr Bogusław Rogalski, politolog
Doradca EKR ds. międzynarodowych w Parlamencie Europejskim
Komentarze
Za to wyjaśniły się perypetie płk. Światło/Fleischfarba. Badania historyków nie pozostawiają złudzeń, że mieliśmy do czynienia z cyniczną grą służb i przez wiele lat ten łajdak i sługus KGB był niesłusznie uznawany za "nawróconego" dysydenta.
Wraz z wejsciem telefonów komórkowych system BETHOWEN działał już w najlepsze. Z centralą w Szwajcarii -a jakże. Rozwój telekomunikacji nie mniej gwałtownie rozwinął inwigilację. Tak do tego przywykliśmy, że przestaliśmy zwracać na to uwagę.
Mamy się emocjonować czymś, na co nie mamy żadnego wpływu i co być może jest wielką fikcją, grą wywiadów. Robią z nas zwyczajnych głupców.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.