„W 1939 roku Litwa rozwiązała problem (polskiego szkolnictwa – red.) bardzo prosto: zamknęła gimnazja, zwolniła dyrektorów (…)” - mówiła w 2011 roku litewska posłanka Vida Marija Čigriejienė – obecnie dobiegająca osiemdziesiątki patriarchini, a raczej matriarchini, litewskiego antypolskiego szowinizmu.
No cóż: „Z obfitości serca usta mówią”.
Trzeba sobie zdawać sprawę, że wypowiedź pani Vidy Mariji to nie żaden nacjonalistyczny wybryk. To lapidarnie wyrażony litewski program rozwiązania problemu polskiego. Polskiego szkolnictwa w szczególności, a polskiej obecności etnicznej na Litwie w szerszym wymiarze.
Program ten skutecznie zrealizowali litewscy nacjonaliści w Dwudziestoleciu Międzywojennym na Litwie Kowieńskiej.
Program ten realizowali litewscy okupanci na Wileńszczyźnie w przywołanym przez panią Vidę Mariję 1939 roku.
Program ten próbowali realizować litewscy komuniści w Sowieckiej Litwie. Minister Oświaty Litewskiej SRR Juozas Žiugžda (Litwin, a nie Rosjanin) postulował i przeprowadził w 1948 r. likwidację polskiego szkolnictwa na Wileńszczyźnie. Nie do końca się to udało, bo już wkrótce komuniści moskiewscy nakazali komunistom wileńskim ponowne otwarcie polskich szkół. Niezależnie od motywów tej decyzji, a na pewno nie były one szczytne, był to dla Polaków na Litwie prawdziwy dar losu. Komunistom litewskim za całą satysfakcję musiało wystarczyć ukucie terminu o stalinowskiej polonizacji Wileńszczyzny.
Program ten realizują od dwudziestu pięciu lat obecni litewscy Europejczycy dowolnej politycznej maści.
Program ten jest realizowany mimo zawarcia w roku 1994 Traktatu Polsko-Litewskiego, w którym obie umawiające się strony potwierdziły, że mniejszości narodowe mają prawo do „uczenia się języka swojej mniejszości narodowej i pobierania nauki w tym języku”. Ponadto, obie strony Traktatu - Polska i Litwa - zobowiązały się zapewnić „odpowiednie możliwości nauczania języka mniejszości narodowej i pobierania nauki w tym języku, w przedszkolach, szkołach podstawowych i średnich”.
Stale pogarszająca się sytuacja polskiej oświaty na Litwie dowodzi, że zawarte w Traktacie gwarancje i zobowiązania nie są realizowane. Polska strona – koła rządowe, elity polityczne i opiniotwórcze, kręgi społeczne – o łamanie postanowień Traktatu polsko–litewskiego oskarża władze litewskie.
To oczywisty faryzeizm.
Wymienione powyżej, traktatowe gwarancje to zobowiązania solidarne. Zapewnienie Polakom na Litwie wymienionych w Traktacie praw nie jest wyłącznym obowiązkiem Litwy; jest obowiązkiem zarówno Litwy, jak i Polski. Litwa ma te prawa zapewnić, a Polska ma skutecznie wyegzekwować ich realizację.
W realizację tego zobowiązania zaangażowany został Majestat Rzeczypospolitej, ponieważ Traktat podpisał i ratyfikował Prezydent Rzeczypospolitej, zaś ustawę upoważniającą Prezydenta do ratyfikacji uchwalił Sejm.
Z licznych i wielokrotnie powtarzanych wypowiedzi polskich polityków wynika, że Polska ma trzy interesy na Litwie:
- Współpraca polityczna w kwestii zapewnienia wzajemnego bezpieczeństwa;
- Współpraca ekonomiczna, zwłaszcza odnośnie zapewnienia wzajemnego bezpieczeństwa energetycznego;
- Zapewnienie Polakom na Litwie pełni przysługujących im praw, zagwarantowanych zwłaszcza postanowieniami Traktatu polsko-litewskiego.
Dwa pierwsze interesy Polska realizuje.
W zapewnienie bezpieczeństwa Litwy Polska angażuje się zarówno politycznie, jak i militarnie. Politycznie wspiera Litwę deklarując iunctim między bezpieczeństwami obu państw. A militarnie… Polskie samoloty chronią litewskie niebo w ramach natowskiej misji Baltic Air Policing. Polska i Litwa współtworzą polsko-litewsko-ukraińską brygadę LITPOLUKRBRIG. Polscy i litewscy wojskowi uczestniczą w różnych manewrach i ćwiczeniach NATO, m. in. w ramach Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego stacjonującego w Szczecinie.
Współpraca ekonomiczna kwitnie. Z oczywistą korzyścią Litwy i z wątpliwymi efektami dla Polski. Drastycznym przykładem tej nierównowagi jest szykanowanie przez władze litewskie spółki Orlen Lietuva, faktycznie tolerowane przez Polskę. Z rozbudowy wszelakiej infrastruktury przesyłowej, w której Polska w znaczącym stopniu uczestniczy, korzyści, zarówno ekonomiczne, jak i związane z rosnącym bezpieczeństwem energetycznym, odnosi przede wszystkim Litwa.
Trzeci interes – prawa dla Polaków - Polska realizuje od czasu do czasu i to wyłącznie werbalnie. Warto w tym kontekście przypomnieć np. debatę, która odbyła się w polskim sejmie prawie dwadzieścia lat temu, w styczniu 1997 roku. Dotyczyła ona, między innymi, wymierzonego w polską oświatę programu ówczesnego litewskiego ministra oświaty Zigmasa Zinkevičiusa. Polscy posłowie sobie pogadali, antypolski program potępili, prominentni litewscy politycy stosowne ubolewanie wyrazili, Minister, po jakimś czasie, stracił stanowisko; a rezultat… Dziś, po dziewiętnastu latach, prawie wszystko, co postulował Zinkevičius, zostało zrealizowane.
Ale to i tak nie najgorzej. Zdarzyło się bowiem, że kiedy Litwa, w sporze z litewskimi Polakami, była na straconej pozycji, w pognębieniu Polaków pomógł Litwinom polski premier. Był nim Donald Tusk. We wrześniu 2011 roku – pisałem w marcu br. w „Naszym Dzienniku” - „(…) Polacy na Litwie, w proteście przeciwko wymierzonej w polskie szkolnictwo reformie oświaty, rozpoczęli strajk szkolny. Rozszerzał się on błyskawicznie, obejmując kolejne szkoły, i postawił władze litewskie w beznadziejnej sytuacji. Każdy dzień przynosił straty wizerunkowe, wycofanie się z reformy oznaczało klęskę prestiżową, zaś rozwiązanie siłowe – w XXI wieku, w Unii Europejskiej – było nie do pomyślenia. I wtedy do Wilna przybył polski premier. Mamiąc Polaków powołaniem fasadowych wspólnych komisji polsko-litewskich, które miały rozpatrzyć problemy w oświacie polskiej i zaproponować satysfakcjonujące Polaków rozwiązania, faktycznie wymusił na nich przerwanie strajku. Komisje oczywiście niczego, poza protokołem rozbieżności, ustalić nie były w stanie. Sam zaś premier ewakuował się czym prędzej do Warszawy, a potem na brukselskie salony, pozostawiając po sobie oświatową katastrofę”.
Politykę taką uprawiały wszystkie dotychczasowe ekipy rządzące Polską.
Zapowiadana przez Prawo i Sprawiedliwość dobra zmiana na odcinku litewskim chyba nie nastąpiła. Oto kilka przykładów.
Minister Witold Waszczykowski w grudniowym wywiadzie dla portalu Kresy prezentuje żenujący brak jakiejkolwiek koncepcji i kompletną bezradność wobec dyskryminacji Polaków na Litwie. Jednocześnie minister toleruje, a może akceptuje, żałosne merytorycznie wypowiedzi swego ulubionego eksperta od polityki wschodniej Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego ignorującego np. zobowiązania Państwa Polskiego jako sygnatariusza Traktatu polsko–litewskiego.
Wicepremier Matusz Morawiecki, minister Krzysztof Tchórzewski oraz wiceminister ds. Polaków Jan Dziedziczak w grudniu ubiegłego roku udali się do nieprzyjaznego Polsce i Polakom oficjalnego litewskiego Wilna. Formalnie ci panowie pojechali tam, by podpisać infrastrukturalne porozumienie, które – przy obecnym stanie stosunków polsko-litewskich - powinien sygnować co najwyżej urzędnik trzeciej rangi. Wizyta delegacji w takim składzie, w takiej sprawie, to przecież sygnał dla władz litewskich, że antypolska (wymierzona w Polaków na Litwie i w Polskę) polityka władz litewskich nie przełoży się w żaden sposób na wzajemne stosunki.
To, co napisałem wyżej, to przecież polityka kontynuacji, a jeśli zmiany, to na pewno jest to niedobra zmiana….
Tej niedobrej zmiany nie są w stanie przykryć wypowiedzi wicepremiera Mateusza Morawieckiego, ministra Witolda Waszczykowskiego, wiceministra ds. Polaków Jana Dziedziczaka, przy różnych okazjach deklarujących uznanie, poparcie i zrozumienie dla Polaków na Litwie. Tyle że wyłącznie werbalne.
Tej niedobrej zmiany nie są w stanie przykryć takie działania, jak powołanie wiceministra ds. Polaków w MSZ czy utworzenie przy sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą podkomisji ds. Polaków na Litwie. Nic nie wskazuje na to, by panowie Jan Dziedziczak (wiceminister), Michał Dworczyk (przewodniczący Komisji) czy posłowie, członkowie podkomisji, mimo najszczerszych chęci, byli w stanie coś w tej polityce zmienić.
Sypniecie trochę grosza – a to akurat ma miejsce – sytuacji Polaków generalnie nie zmieni, niczego przecież nie załatwi. Ba, może nawet litewskim Polakom wyjść bokiem. Część tego grosza idzie na zaspokojenie potrzeb, które finansować powinno państwo litewskie (np. remonty szkół), w końcu pobierające podatki także od Polaków. Część tego grosza idzie na inicjatywy poprawiające kondycje Polaków (wyprawki szkolne dla dzieci, finasowanie mediów), rekompensujące litewską dyskryminację. Część tego grosza finansuje jednak inicjatywy dla Polaków na Litwie szkodliwe. Mam tu na myśli wspieranie środowisk nie potrafiących pogodzić się z demokratycznym wyborem litewskich Polaków. Bezpardonowo i niemerytorycznie atakują one Akcję Wyborczą Polaków na Litwie i polskie organizacje Akcję popierające. Co więcej, koła te kolaborują z litewskimi liberałami, którzy z życzliwości dla Polaków nie są znani. Konkretnie chodzi mi o prywatne media (Radio Znad Wilii, portal zw), które korzystają z polskiej kroplówki finansowej.
Cel tych działań jest oczywisty. Chodzi o podzielenie, a, co za tym idzie, osłabienie społeczności polskiej na Wileńszczyźnie, zakwestionowanie reprezentatywności jej reprezentacji politycznej, i – jeśli się da – wykreowanie konkurencji. Jest to scenariusz dla ludności polskiej na Litwie katastrofalny, bo prowadzący do utraty przez nią podmiotowości. Osłabiona i podzielona społeczność polska na Litwie stanie się wtedy przedmiotem w polsko-litewskich rozgrywkach.
Inaczej mówiąc, mamy do czynienia z, opłacaną przez polskiego podatnika, dywersją, szczególnie groźną teraz - w okresie przed wyborami do litewskiego sejmu.
Podsumowując: dziś, oceniając litewską politykę rządu dokładnie w pięć miesięcy po jego powstaniu, można zaryzykować twierdzenie, że mamy do czynienia z dysonansem poznawczym. Zasadne jest więc pytanie: Co ta kakofonia wypowiedzi i działań znaczy? Co ma przykryć?
Myślę, że – obym się mylił – kompletną impotencję koncepcyjną i indolencję decyzyjną w kwestii wywiązania się przez Polskę z podjętych w Traktacie polsko-litewskim zobowiązań wobec Polaków na Litwie.
Myślę, że już wkrótce decyzyjni w kwestii dyskryminacji Polaków na Litwie i łamania Traktatu polsko-litewskiego przez władze Litwy polscy politycy rozłożą ręce głosząc: Robimy, co możemy… („Co z chcenia, jak nie ma możenia”).
Tymczasem to nie tak. Możenie jednak jest, tylko ciągle nie ma chcenia.
W lipcu 2014 roku ówczesny marszałek senatu Bogdan Borusewicz mówił w Wilnie: „Wcale się tak nie martwię tym, że jedna czwarta Litwinów uważa Polskę za państwo wrogie. Z teorii obecnej pani prezydent wynika, że Litwa będzie się opierała na Skandynawii. No to w razie jakiegoś zagrożenia niech Szwedzi bronią Litwy, my się wcale nie będziemy pchali. Zobaczymy, czy obronią. Odległość między Kaliningradem a Białorusią wynosi 80 km – wystarczy popatrzeć na mapie. Jakikolwiek rozsądny polityk na to popatrzy, powinien wyciągnąć z tego wnioski”.
Litewska reakcja była nie tylko natychmiastowa, ale cokolwiek paranoiczna: „Grupa litewskich posłów zwróciła się do prezydent Litwy Dalii Grybauskaitė, przewodniczącej Sejmu Lorety Graužinienė i premiera Algirdasa Butkevičiusa z prośbą o wystosowanie oficjalnego zapytania do marszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza o jego „spekulacje dotyczące realizacji zobowiązań Polski wobec Litwy jako kraju członkowskiego NATO, które przez samego B. Borusewicza są łączone z realizacją przez Litwę żądań AWPL dotyczących dwujęzyczności”.
A przecież wypowiedź Borusewicza to był to oczywisty blef.
Wyraźnie jednak widać, że Polska ma instrumenty, by na Litwę wywierać presję. Musiałaby jednak kwestię przetrwania Polaków na Litwie podnieść do kategorii polskiej racji stanu. Przez ostatnie 26 lat elementem polskiej racji stanu było bezpieczeństwo Litwy oraz ułatwienie realizacji litewskich interesów ekonomicznych, zaś kwestia zapewnienia Polakom na Litwie należnych im praw elementem polskiej racji stanu nie była.
Nie była, i myślę, że nadal nie będzie, a wszystko, co Polska będzie w kwestii dyskryminacji Polaków na Litwie czynić, to będą tylko słowa, słowa, słowa…
Aż do likwidacji ostatnie polskiej szkoły i zlituanizowania ostatniego Polaka na Litwie.
Myślę jednak, że ten czarny scenariusz się nie sprawdzi, i polskość i Polacy na Litwie przetrwają. Jest to nasza wspólna narodowa sprawa. Coraz więcej Polaków rozumie, że stanowimy jeden naród ponad podziałami, niezależnie od tego, czy mieszkamy dziś między Odrą a Bugiem, w Winie, Grodnie czy Lwowie, i nie godzi się na frymarczenie losami tych Polaków, którzy Polski nie opuścili, a opuściła ich Polska. Stwarza to niejaką nadzieję, że nasze elity polityczne i opiniotwórcze obudzą się wreszcie z ułudy giedroyciowskiego ULB i poczują się współodpowiedzialne za wszystko, co Polskę stanowi.
Tym niemniej decydująca w kwestii przetrwania Polaków na Litwie będzie jednak ich determinacja w oporze przeciw depolonizacji, a także ich niezłomna wola uczestniczenia w odwiecznej sztafecie polskich pokoleń.
Adam Chajewski
Komentarze
Ale ważnym ogniwem i uzupełnieniem jest i powinno być w każdym czasie wsparcie Macierzy.
art.23 i 24 - Własność jest nienaruszalna; Mieszkanie człowieka jest nienaruszalne. - kazaliście ściągać tablice z nazwą ulicy w języku polskim z prywatnych domów!!!
art. 25 - Człowiek ma prawo do przekonań i swobody ich wyrażania - praktycznie w każdej dziedzinie ograniczanie te swobodę.
art.22 - Sfera prywatnego życia człowieka jest nienaruszalna.
Osobista korespondencja, rozmowy telefoniczne, wiadomości telegraficzne i wszelkie inne formy komunikowania się są nienaruszalne - a czym wymachiwała pani prezydent?
Artykuł 33 - Obywatele mają prawo uczestniczenia w zarządzaniu swym krajem bezpośrednio, jak również przez demokratycznie wybranych przedstawicieli, a także prawo dostępu, na równych warunkach, do służby państwowej Republiki Litewskiej - podnosicie progi wyborcze aby wyeliminować mniejszości narodowe!!!
Obywatelom gwarantuje się prawo do krytyki instytucji państwowych i funkcjonariuszy oraz do zaskarżania ich decyzji. Prześladowanie za krytykę jest zakazane - za krytykę nazywacie każdego szpiegiem Rosji, prześladujecie poprzez pomówienia, medialną nagonkę.
Artykuł 45 - Wspólnoty narodowościowe obywateli zajmują się samodzielnie problemami swej kultury narodowej, oświaty, dobroczynności i wzajemnej pomocy.
Wspólnoty narodowościowe są wspomagane przez państwo - to chyba nie wymaga komentarza.
ŁAMIECIE KONSTYTUCJĘ W IMIENIU WASZYCH CHORYCH OBSESJI I KOMPLEKSÓW
Dlatego trzeba o polskie Kresy dbać, to jest polską powinnością.
"Wyrobiłem sobie sąd o Polakach patrząc na ich nieprzyjaciół. I doszedłem do przekonania, że była to niemal bezsprzeczna prawda, że ich nieprzyjaciele byli nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Jeżeli ktoś był zwolennikiem niewolnictwa, lichwy, terroryzmu i całego grząskiego błota materjalistycznej polityki, to zauważałem, że do tych upodobań dodawał on zwykle namiętną nienawiść do Polski.
-Gilbert Keith Chesterton
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.