O wrażeniach po jubileuszowym koncercie, historii zespołu i planach na przyszłość opowiedziała Czytelnikom „Tygodnika Wileńszczyzny” kierowniczka Tatiana Moliejienė (Sinkiewicz).
– Światła zgasły, kurtyna opadła, czy emocje po koncercie również? Jakie wrażenia pozostały?
Koncert był spełnieniem marzeń. Przygotowywaliśmy się do niego długo i prawie dwa lata czekaliśmy na jego realizację. Pandemia pokrzyżowała nam plany, ale nie zgasiła w nas ducha. Bardzo chcieliśmy wystąpić na dużej scenie, przed poważną publicznością i pokazać, ile już umiemy, ile przez ostatnie lata osiągnęliśmy. Jesteśmy szczęśliwi, że wszystko nam się udało. Chyba nawet lepiej niż planowaliśmy. Do końca bowiem towarzyszył nam strach, czy ktoś nie zachoruje, czy goście przybędą. Dzieciom towarzyszyła trema. Na szczęście tylko do pierwszych taktów muzyki, potem poddały się atmosferze, chciały zaprezentować się najlepiej jak potrafią.
– Jak wyglądał koncert, koncepcja scenariusza, skąd pomysł na tytuł koncertu – „Łączy nas Przyjaźń”?
Scenariusz dopracowywałam z Germanem Komarowskim, dyrektorem Wielofunkcyjnego Ośrodka Kultury w Niemenczynie. Zresztą to jego osobie zespół tak wiele zawdzięcza. Dyrektor i najlepszy choreograf wziął nas pod opiekę, trzy lata przyjeżdżał do nas na próby, i teraz z pełną świadomością mogę stwierdzić, że jesteśmy pod skrzydłami anioła – zawsze możemy liczyć na jego pomoc. Podobnie zresztą jak Erwina Mieczkowskiego – wychowanka Germana, który teraz nie szczędzi czasu, by pracować z nami. Słowem mamy wielkie szczęście do ludzi. Na naszej liście dobroczyńców jest ich wielu…
I skoro mamy tylu przyjaciół, również w innych zespołach, to pomyśleliśmy, że najlepiej będzie, jak połączymy się koncertową nitką przyjaźni. Bo tak naprawdę na co dzień łączy nas przyjaźń. Zespół „Zgoda” z kierownikiem Henrykiem Kasperowiczem na czele, który nauczył mnie czym jest folklor; chór „Legenda” z Gimnazjum im. ks. Józefa Obrembskiego w Mejszagole ze wspaniałą kierowniczką Jasią Mackiewicz, z którą wspólnie realizujemy wiele przedsięwzięć i na którą zawsze mogę liczyć, a także zespół „Mały Jawor” z Awiżeń, który powstał na bazie „Truskaweczki”, założonej przez Renatę Lisowską-Urbanowicz, Elitę Sinkiewicz, Bożenę Ząbkiewicz, z którym pracował Olek Kwiecień i przez lata ja także. Słowem nasze losy przeplatają się jak w barwnym stroju tancerzy – każda nitka, to inny kolor, tak jak odmienny jest każdy zespół, ale razem tworzymy piękny wzór na tkaninie i uzupełniamy się.
– Brzmi to rzeczywiście fantastycznie, nie ma rywalizacji?
Po co mamy rywalizować, jak możemy się dopełniać, pomagać sobie nawzajem. A i tak mamy przecież inną specyfikę. Poznajemy różne tańce, inną mamy też choreografię. Zresztą, ja zawsze chciałam uczyć się od najlepszych, czerpię wzory z zespołów, których sukcesy wykroczyły poza Wileńszczyznę. Obserwuję, pytam i proszę o pomoc, uczę się nie tylko układów tanecznych, ale też zarządzania zespołem ludzi. Przynosi to efekty, bo dziś w trzech grupach wiekowych jest ok. 60 tancerzy. Warto zaznaczyć, że niektórzy przyprowadzają już swoje dzieci. Bardzo się też cieszę, że nasz jubileuszowy koncert poprowadziła Justyna Leonowicz – pierwsza tancerka w zespole. Wspaniale się spisała, przeprowadziła przez meandry sceniczne w pięknym stylu, z wdziękiem prawdziwej tancerki wyczarowywała słowa.
– Skoro mówimy o zespole, jakie były początki „Przyjaźni”?
W 2010 roku ówczesny kierownik samorządowego Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki Edmund Szot zatrudnił mnie w domu kultury i zaproponował prowadzenie zespołu. Spotkałam się z życzliwością dyrektorki gimnazjum Alfredy Jankowskiej, która zaproponowała mi prowadzenie zespołu w szkole i do dziś gimnazjum jest miejscem, gdzie możemy ćwiczyć, niezależnie od dnia tygodnia, mamy do dyspozycji aulę, kiedy tylko potrzebujemy. Bardzo jestem wdzięczna i pani dyrektor i pracownikom szkoły, i rodzicom młodych tancerzy za to, że zawsze są gotowi do pomocy. Zespół zawsze kojarzył mi się z pieśnią i tańcem – takie zresztą miałam wcześniejsze doświadczenia – potem jednak postanowiłam skupić się tylko na tańcu, okazało się to dobrym pomysłem i dziś mamy w repertuarze tyle tańców, że nie zdołaliśmy wszystkich zaprezentować, bo koncert musiałby trwać z trzy godziny.
– Jakie to są tańce, skąd czerpiecie inspirację?
Tutaj muszę nisko pokłonić się samorządowi rejonu wileńskiego, zwłaszcza dyrektorce administracji Lucynie Kotłowskiej, a także głównej specjalistce Wydziału Oświaty Wioletcie Purpurowicz, odpowiedzialnej za realizację projektów. To właśnie dzięki projektom poszerzyły się horyzonty naszych możliwości. Przede wszystkim jako beneficjenci możemy opłacić zawodowych choreografów. Podczas kilku warsztatów pracowaliśmy pod kierunkiem specjalistów z Łotwy, Polski, Białorusi – mamy opanowane tańce tych krajów na bardzo dobrym poziomie. Działalność projektowa to również organizowanie wypoczynku dla tancerzy – po wielogodzinnych próbach korzystaliśmy z możliwości wyjazdu i odpoczynku np. nad morzem, czy zabawy z psami husky. Dzięki projektom możliwe też stało się uszycie strojów. Po pierwszych skromnych spódniczkach w kwiatki, dziś mamy odpowiedni zestaw regionalnych strojów i przebieranie się na koncercie wymaga pomocy rodziców.
– Koncert był więc okazją, by wszystkim podziękować i pokazać, że wysiłki nie idą na marne…
Po koncercie uszczęśliwione dzieci pytały, kiedy następny (śmiech). Osoby, które zaszczyciły koncert swoją obecnością jednocześnie potwierdziły wartość włożonej przez dzieci pracy. Prezes ZPL Waldemar Tomaszewski, posłanka Rita Tamašunienė – również nasi dobroczyńcy, czy poseł Czesław Olszewski – osoby z pierwszych stron gazet, znane z ekranów telewizyjnych oklaskiwały występ dzieci z Mejszagoły – to wielkie wyróżnienie. Dzieci usłyszały też wiele ciepłych słów, gratulacji i życzeń nie tylko od rodziców, ale osób, które specjalnie poświeciły czas, żeby zobaczyć efekty ich pracy. Takich chwil się nie zapomina. Na samo wspomnienie łzy wzruszenia napływają do oczu i przychodzi jedna myśl – warto było!
– Podczas koncertu zbierane były pieniądze na hospicjum dziecięce.
To też było moje marzenie i wspólna inicjatywa zespołu, żeby podzielić się tym, co mamy z innymi. Mogliśmy czerpać radość z występu, z tańca i jednocześnie obdarować choć małą cząstką innych. Przez cały koncert ze sceny emanowała energia i młodzieńczy entuzjazm, chcieliśmy go przekazać innych dzieciom. Zebraliśmy 500 euro, które z dumą wręczyliśmy siostrze Michaeli. Może uda nam się kiedyś zatańczyć dla podopiecznych hospicjum. Bardzo byśmy chcieli.
– Jakie są plany przed Wami?
Już w lipcu wyjeżdżamy po raz pierwszy dalej niż do Polski, na międzynarodowy festiwal „Narody świata” do Francji. Mamy trochę tremę, ale zrobimy wszystko, by zaprezentować się jak najlepiej. Muszę przyznać, że zacznę myśleć o wyjeździe już za chwilę, bo teraz jeszcze ciągle targają mną pokoncertowe emocje, przepełnia mnie wdzięczność do wszystkich osób, które były razem z nami, uczestniczyły w koncercie, wszystkich, którzy pomogli nam zrealizować nasz jubileusz, wsparli materialnie, radą, bezinteresowną pomocą – każda z tych osób wie, że teraz wysyłam mnóstwo ciepłych myśli w ich kierunku z ogromnym dziękuję!
– A czego się życzy tancerzom?
(śmiech) Cóż, mocnych nóg, dużych scen i owacji na stojąco.
A więc te życzenia dokładamy do serdecznych gratulacji z okazji jubileuszu. Niech „Przyjaźń” będzie wzorem dla całej Wileńszczyzny, niech uczy nie tylko jak się przyjaźnić, ale też jak rozwijać talent.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Monika Urbanowicz
Tygodnik Wileńszczyzny