Jak na wstępie zaznaczyła Helena Bakuło, dyrektorka Muzeum Władysława Syrokomli w Borejkowszczyźnie, do którego obecnie należy to centrum, działalność placówki, wznowiona kilka miesięcy temu, głównie będzie się skupiała na edukacji, promocji kultury i turystyki. A więc trudno o lepsze miejsce na prezentację fotografii astronomicznych oraz zapowiedzianą wcześniej ciekawostkę – obserwowanie nocnego nieba przez lunetę.
Salę centrum geograficznego gęsto wypełniła młodzież ze Związku Harcerstwa Polskiego na Litwie, rodziny z dziećmi, dla których spotkanie z astronomem było wspaniałą możliwością zdobycia prawdziwej, przeżytej, nie zaś zaczerpniętej ze stronic Google informacji o kosmosie z ust człowieka, który o zjawiskach kosmicznych wie z autopsji. Wtajemniczając zgromadzonych w swe niecodzienne hobby, pan Henryk zaczął swą opowieść od samego początku, czyli od dzieciństwa.
– Urodziłem się w 1949 roku i nikogo z was, tutaj obecnych wtedy jeszcze nie było na tym świecie. Początkowo wychowywałem się na wsi, ale gdy miałem 3 latka moi rodzice przenieśli się do Wilna. W Wilnie przeżyłem 36 lat, z czego się bardzo cieszę, bo żyjąc na wsi na pewno wiele bym nie osiągnął. W Wilnie natomiast miałem sporo kolegów, miłośników astronomii, i mogłem bardziej się rozwijać, kształcić w zakresie mego zainteresowania. Moim marzeniem było mieć własny teleskop. Lecz w tamtych czasach w Związku Radzieckim takich przedmiotów nie było w sprzedaży, więc teleskop musiałem wykonać własnoręcznie – opowiadał astronom ze Słobody. Po powrocie z wojska w 1972 roku młody miłośnik astronomii zabrał się do dzieła: nabył odpowiednią lekturę, zakupił potrzebne materiały i zaczął szlifować zwierciadło. Jakaż była radość, gdy po prawie dwóch latach mozolnej pracy w 11-centymetrowym teleskopie ujrzał Jowisz, jego tarczę i 4 krążące wokół satelity! Jak opowiadał, wtedy pojawiła się też chęć zrobienia jeszcze większego teleskopu, aby zobaczyć na niebie jeszcze więcej zjawisk.
W ciągu trwającej 58 lat kariery pan Henryk własnoręcznie wykonał 29 teleskopów. Największy, mierzący 76 cm, zbudował rok temu, a praca nad nim pochłonęła 2,5 roku. Jak dotychczas jest to teleskop największy w krajach bałtyckich, ręcznie wykonany przez astronoma pasjonata, nie mający analogów w Polsce czy Rosji.
Podczas spotkania w Geograficznym Centrum Europy autor wystawy fotograficznej opowiedział o szczegółach i subtelnościach swego zamiłowania. Obserwacje astronomiczne pan Sielewicz prowadzi we własnym obserwatorium we wsi Słoboda w gminie ławaryskiej, do której powrócił po kilkudziesięciu latach zamieszkania w stolicy. Obserwatorium pana Henryka często odwiedzają uczniowie, przedszkolaki, przedstawiciele lokalnych władz, goście z zagranicy, osoby podziwiające i podzielające astronomiczne pasje gospodarza. Według pana Henryka, w prowadzeniu skutecznych obserwacji bardzo mu pomógł Kazimierz Czernis, zawodowy astronom, pracujący w Instytucie Fizyki i Astronomii, z którym łączy go trwająca już 45 lat przyjaźń.
– Obserwuję asteroidy, które są niebezpieczne i mogą zagrażać upadkiem na Ziemię, jak również komety. Opracowane komputerowo obserwacje wysyłam do Minor Planet Center w USA. Moje obserwacje pomagają obliczyć orbitę asteroidu czy komety, ustalić, czy te ciała niebieskie grożą upadkiem na Ziemię czy raczej są bezpieczne – przybliżał swą pasję Sielewicz, który nie tylko obserwuje, lecz także wykonuje wiele niezwykle ciekawych fotografii różnych zjawisk astronomicznych i przyrodniczych.
Słońce i Księżyc, Mleczna Droga i Andromeda – najbliższa do nas galaktyka, komety i spadające gwiazdy, srebrzyste obłoki (widoczne jedynie w czerwcu i lipcu) i błyskawice – te przepiękne zjawiska zostały uchwycone czujnym okiem pana Sielewicza i w postaci ładnie oprawionych fotografii wyeksponowane na omawianej wystawie. Autor ekspozycji przybliżał genezę powstania poszczególnych ujęć, a to, co mówił, z pewnością niejednego utwierdzało w przekonaniu, że są dziełem mistrza. Panu Henrykowi, jako pierwszemu astronomowi-fotografikowi na Litwie, udało się m.in. zrobić zdjęcie lecącego samolotu na tle tarczy Słońca. Jego aparat zafiksował również przepiękne, wręcz unikatowe w naszej szerokości geograficznej zjawisko – zorzę polarną.
– Na Litwie zorzę polarną udało mi się zaobserwować ponad 10 razy. Ludzie zazwyczaj tego nie widzą, ponieważ śpią w nocy. Myślą, że w nocy jest nieciekawie. Ja, jak sowa, nie śpię, tylko obserwuję i… fotografuję – żartował.
Pan Henryk obserwuje niebo w każdą pogodną noc. Nie ukrywa, że zajęcie to, zwłaszcza zimą, gdy noc trwa 14 godzin, jest wyzwaniem nie dla każdego. Jednak on 10 godzin obserwacji wytrzymuje. Upór i determinacja Henryka Sielewicza są wynagradzane.
W kwietniu 2019 roku astronom ze Słobody odkrył nową gwiazdę UV Ceti – czerwonego karła – która została nazwana jego nazwiskiem Sielewicz 1.
– Wybuch czerwonego karła zaobserwowałem drugiego dnia Wielkanocy, 22 kwietnia 2019 roku. Wtedy 15 minut przed północą nastawiłem teleskop na poszukiwanie asteroidów na Wielką Niedźwiedzicę, gdzie z lewej strony znajduje się obrączka galaktyki M101 czyli Messier, ale widocznie ktoś pokierował moją ręką, że opuściłem teleskop na pół stopnia w dół i… odkryłem nową gwiazdę – opowiadał uradowany. Warto przypomnieć, że w niebieskich przestworzach wędruje już imienna asteroida „Sielewicz” wcześniej odkryta przez pana Henryka, która krąży po swej orbicie i w ciągu 4 lat powraca do Słońca. Jest bezpieczna i nigdy nie spadnie na Ziemię.
– Ja nie jestem wieczny, a kiedy mnie nie będzie gwiazda z moim imieniem będzie żyć dalej – zaznaczył.
Pan Henryk to człowiek wielu pasji. Oprócz astronomii jest też oddanym i wiernym pielgrzymem, który co roku odbywa samotne pielgrzymki ze Słobody do Ostrej Bramy. Razem z młodzieżą wędruje z Ostrej Bramy do Bazyliki pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Trokach.
Podczas sobotniego spotkania pan Sielewicz wiele opowiadał o swoich podróżach do Uzbekistanu, gdzie razem z Czernisem prowadził obserwacje w litewskiej filii obserwatorium astronomicznego. Jak powiedział, tam, z powodu nadzwyczaj dobrych warunków do obserwowania i badań, gwiazdy miał w zasięgu ręki. W rozmowie z gośćmi wystawy wspomniał również o wyjeździe do Australii, gdzie obserwował gwiazdozbiór Krzyż Południa. Pan Henryk nie ukrywał, że gdyby nadarzyła się możliwość odbycia wycieczki turystycznej w kosmos, to chętnie by na nią przystał. Szkoda tylko, że przedsiębiorcy na Litwie, w odróżnieniu od amerykańskich, którzy coraz częściej finansują kosmiczne wyprawy, ciągle mają zbyt mało pieniędzy, a i fantazji na takie podróże.
Mimo że spora część gwiazd jest policzona i skatalogowana, wiele zjawisk kosmicznych i ciał niebieskich ciągle czeka na swego odkrywcę.
– Nasz świat nie ma ani początku, ani końca – powtarza pan Sielewicz i rysuje w powietrzu płaską ósemkę. Dla najbardziej wytrwałych, którzy w sobotę, 21 sierpnia, doczekali się ciemności we wsi Giria, astronom podarował fascynujące przeżycie – obserwowanie Księżyca i Jowisza wraz z jego satelitami przez lunetę. Chętni mogli zaobserwować także jaskrawo święcącą się na niebie Wenus.
– A kiedy będziemy oglądali Marsa – to pytanie padło z ust Adasia Juknevičiusa, jednego z najmłodszych uczestników nocnego czuwania pod gwiazdami, który z własną lunetą i młodszym braciszkiem Felkiem w towarzystwie cioci Grażyny Gołubowskiej wziął czynny udział w imprezie. Kto wie, może to właśnie on będzie kolejnym odkrywcą astronomem na Wileńszczyźnie?...
Wystawę fotografii pt. „Ad astra” w Geograficznym Centrum Europy (wieś Giria, gm. Niemenczyńska (wiejska), r. wileński) można oglądać do 19 września br.
Irena Mikulewicz