Historia powstania regionalnego muzeum nieco przypomina klasyczną bajkę Hansa Christiana Andersena o brzydkim kaczątku. Jak wiadomo, jej bohater nie miał łatwego życiowego startu, ale po wielu perypetiach zaszła cudowna metamorfoza i brzydkie kaczątko przekształciło się w pięknego łabędzia…
Niełatwe początki
Początki działalności placówki muzealnej również nie były łatwe, bo brakowało wszystkiego – eksponatów, specjalistów, literatury metodycznej, a przede wszystkim doświadczenia. Był jednak zapał oraz chęć dokumentowania kultury i bytu tego specyficznego, wielokulturowego regionu Litwy. Potrzebę udokumentowania śladów bytności na tych terenach przedstawicieli różnych narodowości – w tej liczbie polskiej – podkreślali działacze Związku Polaków na Litwie, ale konkretne działania zostały podjęte, gdy kwestia ta w roku 1995 została włączona do programu Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Na potrzeby muzealne został przekazany jeden z najpiękniejszych budynków miasta nad Wilią – siedziba remizy strażackiej, który w czasach radzieckich pełnił funkcję Ośrodka Kultury. Rozpoczęły się prace renowacyjne związane z dostosowaniem go do potrzeb placówki muzealnej, równolegle trwały intensywne poszukiwania eksponatów.
Eksponaty z duszą
W tworzeniu ekspozycji bardzo pomocne okazały się badania terenowe prowadzone na Wileńszczyźnie przez wykładowców i studentów Katedry Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego, Wileńskiej Pomaturalnej Szkoły Rolniczej w Białej Wace oraz młodzież z Niemenczyna.
– O eksponaty nie było wtedy trudno, gdyż ludzie chętnie je przekazywali. Nie musieliśmy ich przekonywać co do celowości gromadzenia i dokumentowania spuścizny przodków. Tworzenie zrębów placówki to był swego rodzaju charytatywny wysiłek zbiorowy, bo eksponaty, jakie mamy, zostały przekazane nieodpłatnie – niejednokrotnie podkreślał Algimant Baniewicz, dyrektor MEW. Jak zauważyła kustosz Monika Urbanowicz, „dlatego też te wszystkie eksponaty mają duszę, są znakiem bytności na tej ziemi Polaków, Litwinów, Białorusinów i innych narodowości. Za każdym z nich stoi konkretny człowiek, wydarzenie”.
Skromny start
Uroczyste otwarcie nowej placówki, której założycielem jest samorząd rejonu wileńskiego, nastąpiło 6 lutego 2000 roku. Pierwszym jej dyrektorem i jedynym pracownikiem był śp. Zygmunt Lachowicz. Start był odznaczony prezentacją pierwszych zebranych eksponatów, było ich około 200, oraz zaimprowizowanego wyglądu izby podwileńskiej.
Wspominając odległe o prawie całe pokolenie dzieje placówki, Algimant Baniewicz, szef MEW, z satysfakcją odnotowuje, że obecnie ma do dyspozycji 31 pracowników, zatrudnionych nie tylko w Niemenczynie, ale też w filiach muzeum, których jest aż pięć.
Duma Mejszagoły
Jedną z najstarszych jest Izba Palm i Użytku Codziennego w Ciechanowiszkach, która może poszczycić się tym, że została otwarta o miesiąc wcześniej niż MEW, któremu obecnie podlega. Długim rodowodem może poszczycić się też filia w Sużanach. Aż dwie filie powstały i pomyślnie działają w Mejszagole. To Muzeum Księdza Prałata Józefa Obrembskiego oraz Centrum Rzemiosła Tradycyjnego, które ulokowało się w pięknie odnowionym dworze Houwaltów. Miejscu niegdyś zaniedbanym i omijanym z daleka, a teraz będącym magnetycznym miejscem przyciągania i dumy mieszkańców Mejszagoły.
Stanie się ono jeszcze atrakcyjniejsze, gdyż w tym roku planowane jest zakończenie prac związanych z uporządkowaniem terytorium przy placu im. Lecha Kaczyńskiego.
Dotknięcie sfery sacrum
Muzeum Księdza Prałata Józefa Obrembskiego jest na wskroś nowoczesną placówką. Ulokowało się w słynnym „pałacyku” patrona Wileńszczyzny. Za pomocą audiowizualnych środków przekazu można tu poznać trudne dzieje Kościoła, a jednocześnie zgłębić tajemnice wiary, dotykając sfery sacrum. Jak poinformowała Urbanowicz, muzeum jest popularne nie tylko wśród Polaków, odwiedza go wielu Litwinów, którzy „są urzeczeni atmosferą miejsca, spokojem płynącym z niego i ze zdumieniem odkrywają, że takie osobowości mieszkały na tej ziemi”.
Kolosalne wyzwanie
Najmłodszą filią jest powstające Muzeum Szkolnictwa na Wileńszczyźnie w Orzełówce. Marian Dźwinel, kierownik rodzącej się placówki intensywnie gromadzi materiały, odwiedza placówki szkolne, apeluje w mediach o pomoc, by móc jak najpełniej przedstawić rozwój oświaty w różnych okresach oraz udokumentować dorobek setek oddanych swemu powołaniu siłaczek i siłaczy. Są wszelkie przesłanki ku temu, żeby stwierdzić, że pomysł powołania kolejnej placówki odzwierciedlającej historię regionu nie będzie poronionym pomysłem, a kolektyw Muzeum Etnograficznego Wileńszczyzny podoła kolosalnemu wyzwaniu i muzeum szkolnictwa stanie się kolejnym ośrodkiem, gdzie będą organizowane prelekcje, wystawy, konferencje, spotkania z ciekawymi ludźmi itd.
Rosnąca popularność
Chciałoby się zaznaczyć, że placówki MEW zyskują coraz większą popularność i cieszą się uznaniem wśród zwiedzających, których z każdym rokiem jest coraz więcej. Wskazują na to dane statystyczne: np. w roku 2015 placówki MEW odwiedziło 1596 osób, w roku 2017 – 3555, a w ubiegłym – 4852 osoby. Znacznie wzrosła też liczba i różnorodność organizowanych przedsięwzięć. Dla przykładu: w roku 2012 MEW zorganizowało ich 31, a w planie na rok bieżący jest ich ponad 70. Wiele z nich będzie miało wymiar nie tylko lokalny, ale też ogólnorejonowy.
Imponujący zakres działalności
Zakres działalności MEW jest naprawdę imponujący: wystawy (malarstwo, ceramika, wycinki, fotografie, skórnictwo, rzeźba, kowalstwo itd.), konferencje, spotkania literackie i wieczorki poetyckie, obrazki folklorystyczne, warsztaty rękodzielnicze, zajęcia edukacyjne, kiermasze książek, udział w kaziukach (w kraju i za granicą), wycieczki etnograficzno-krajoznawcze, rajdy, koncerty, organizowanie uroczystości związanych z świętami państwowymi i kalendarzowymi – to tylko część przedsięwzięć organizowanych i odbywających się z udziałem pracowników MEW. Jak poinformował kustosz Genadiusz Fedorowicz, w roku ubiegłym były zorganizowane aż 24 wystawy autorskie. – To, że twórcy mają możliwość zaprezentowania swych dzieł szerszej publiczności jest ważne nie tylko dla nas, jako organizatorów, ale także dla nich samych. Są dla nich wielkim przeżyciem emocjonalnym i bodźcem do doskonalenia się – stwierdził Fedorowicz.
Swoistą ciekawostką, obrazującą otwartość i ogólne nastawienie kierownictwa MEW, jest fakt, że w sali MEW w Niemenczynie batiuszka z Podbrodzia od trzech lat odprawia liturgie dla prawosławnych.
Zygmunt Żdanowicz
Fot. Marian Dźwinel
Tygodnik Wileńszczyzny