To mazurskie miasto położone nad pięknymi jeziorami ponownie rozkwitnie wielobarwnymi strojami artystów, zabrzmi pieśniami, najczęściej ludowymi i może dlatego tak bliskimi sercu, znów można posłuchać poezji, nacieszyć oko wyrobami rękodzielniczymi, podziwiać różne wystawy.
„Łączmy serca”
Festiwal Kultury Kresowej w Mrągowie – to wielkie i urokliwe wydarzenie. Co roku doskonalone, szykujące nowe atrakcje artystyczne i historyczne. W tym roku na Wieczornicy Kresowej, która tradycyjnie odbywa się w Centrum Kultury i Turystyki, wystąpi niezrównana Barbara Wachowicz. Już czuć przedsmak tego spotkania z pisarką, aktorką, badaczką dziejów wielkich Polaków i miejsc, gdzie żyli i tworzyli słynni rodacy. Tegoroczny temat spotkania wzbudza szczególne zainteresowanie: będzie to opowieść Barbary Wachowicz o dwóch Kresowych Naczelnikach – Tadeuszu Kościuszce i Józefie Piłsudskim pod wymownym tytułem „Łączmy serca!”. Odbędzie się też promocja jej książki „Tadeusz Kościuszko w Ojczyźnie, Ameryce i Szwajcarii”.
Jak ulał pasuje do tego tematu zapowiedziana wystawa pt. „150. rocznica urodzin Józefa Piłsudskiego” ze zbiorów Ryszarda Bitowta, kolekcjonera, który całe życie poświęcił unikalnym zbiorom związanym z Marszałkiem i Ziemią Wileńską, skąd zresztą pochodzi sam autor zbiorów.
Pokłosie pracy zespołów
Stuosobowa ekipa artystów, mistrzów rękodzieła, dziennikarzy, malarzy 4 sierpnia wyruszyła z Wilna do Mrągowa. Zespoły zostały wytypowane podczas Festiwalu Kultury Polskiej na Litwie „Pieśń znad Wilii”, od ćwierćwiecza tradycyjnie organizowanego w kwietniu przez Centrum Kultury Polskiej na Litwie im. Stanisława Moniuszki. Prezes-dyrektor centrum Apolonia Skakowska zaznaczyła, że tegoroczna ekipa artystów z Litwy jest pokłosiem poważnej pracy zespołów oraz decyzji jurorów z Litwy i Polski, którzy pełnili tę rolę podczas festiwalu. Byli to znani na Litwie i w Polsce muzycy: Jarosław Ciechanowicz, Krystyna Sulżycka, Wojciech Dąbrowski oraz Apolonia Skakowska.
Tak więc do Mrągowa wyruszył Polski Zespół Artystyczny Pieśni i Tańca „Wilia” pod kierunkiem Renaty Brasel oraz kierowniczki grupy tanecznej Marzeny Suchockiej. Jedzie też kapela „Suderwianie” pod kierunkiem Edwarda Michalkiewicza oraz trio „Hanki” z Połuknia, która jest swoistą wizytówką Ziemi Trockiej. Poeci z Litwy są tam już od tygodnia: studentka Uniwersytetu Wileńskiego Dominika Olicka, studentka Litewskiego Uniwersytetu Edukologicznego, przedstawicielka Nowej Awangardy Wileńskiej Krystyna Uženaitė na czele z Apolonią Skakowską, autorką pięciu tomików poetyckich, której wiersze są wydrukowane w siedmiu antologiach poetyckich w Polsce, Anglii i na Litwie. Uczestniczką pleneru malarskiego jest Renata Utowka, plastyk – technolog tkactwa, malarka.
Przygoda z jubileuszową „Wilią”
Zespół „Wilia” przyjechał w pełnym składzie podstawowym – ponad 50 chórzystów i tancerzy. W tym roku jest wyróżniony – zgodnie z tradycją mrągowskiego festiwalu, zespoły, które świętują lub niedawno świętowały jubileusz, doświadczają szczególnych honorów. „Wilia” przed niespełna dwoma laty świętowała 60-lecie swojego istnienia. Niektórzy artyści jadą do miasta nad Czosem nie po raz pierwszy, ale są też tacy, którzy od niedawna są w zespole. To szczególnie cieszy. Przykład „Wilii”, najstarszego zespołu polskiego na Litwie, po raz kolejny zaprzecza opinii, że sztuka ludowa jest niemodna, że nikogo już nie wzrusza, bo młodzież raczej pasjonuje się głośnym uderzeniem.
O swym zauroczeniu zespołem, pieśniami ludowymi pisze historyk Michał Rudnicki, przybyły z Polski do Wilna. Tutaj, dzięki zespołowi, odkrył w sobie bakcyla do pieśni ludowej, co prawdopodobnie w nim dotąd drzemało.
„Moja przygoda z „Wilią” zaczęła się stosunkowo niedawno, bo zaledwie niecały rok temu. Słyszałem o tym zespole dość dużo, jeszcze w okresie, kiedy mieszkałem w Polsce, a jeszcze więcej po przyjeździe na Litwę. Byłem także, jako widz, na kilku okolicznościowych koncertach, które za każdym razem wywoływały w mym sercu, sercu Polaka wychowanego w Polsce w tradycji wileńskiej, olbrzymie wzruszenie i tęsknotę za czymś nierealnym, nierzeczywistym, za coraz bardziej wylukrowaną z biegiem lat przez dziadków idyllą ich dzieciństwa, o której tyle od dziecka słyszałem, a której już niestety w żaden sposób nie można było wrócić.
Ogłoszenie na portalu społecznościowym o naborze głosów męskich było ostatnim impulsem, którego brakowało, by odważyć się poznać „Wilię” od środka. Skontaktowałem się z p. Renatą Brasel i już kolejnego tygodnia wziąłem udział w pierwszej mej próbie, która była przygotowaniem do koncertu noworocznego.
Jak wszyscy wiedzą – Wilia ma wiry, które wciągają. I rzeczywiście – „Wilia” wciąga. Od razu i do końca. Każda kolejna próba dawała poczucie niedosytu i coraz większego oczekiwania na kolejną. I nie chodzi tu tylko o samą atmosferę tych prób, ale przede wszystkim o ich merytoryczność i zaangażowanie p. Renaty, która z iście nieziemską i czarodziejską siłą, z niekończącą się cierpliwością potrafi z zupełnie nieprzygotowanego do śpiewu chóralnego głosu (jakim był mój), zrobić to „coś”, co można dać do posłuchania publiczności. Koncert noworoczny był moim debiutem na dużej scenie. Na ile udanym – nie mnie osądzać, nie mniej byłem bardzo dumny, że śpiewam z takimi profesjonalistami, jakimi są Wiliowcy!
Dwutygodniowy (zdaje się) okres przerw w próbach (po koncercie noworocznym) był tak długi, że sam kilkakrotnie kontaktowałem się z p. Renatą – kiedy w końcu zaczną się kolejne próby. I w końcu się zaczęły, w związku z przygotowaniami do wyjazdu na Kaziuka do Szczecina i Ziemi Lubuskiej. Do wyjazdu, który przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Występując z kresowym repertuarem dla Polaków z Polski przeszedłem niczym Alicja na drugą stronę lustra. Do tej pory, mieszkając w Polsce, sam wyszukiwałem rozmaitych kresowych imprez, by choć na chwilę poczuć tę atmosferę, którą tworzy kresowa piosenka. Myślę, że nie uwierzy w to ten, kto tego sam nie przeżył, ale naprawdę dość trudno jest żyć mając swoją „małą Ojczyznę” na deser. A tak było ze mną do czasu przyjazdu na Litwę. Tymczasem teraz – sam serwowałem ten deser stęsknionym swojskiego zaśpiewu, rodzinnych melodii, ojczystego kraju Polakom, repatriantom z Wileńszczyzny, Grodzieńszczyzny, którym nie z ich woli, nie było dane zestarzeć się na swojej ziemi. Widziałem w ich oczach łzy wzruszenia, ponieważ dzięki naszym koncertom, choć na chwilę udało im się wrócić w rodzinne strony, do młodych lat. Podczas wielu rozmów z nimi po samym koncercie, widziałem w ich oczach niejako odbicie tych Wasiliszek, Wersoki, czy Antokola, których już tak naprawdę nie ma, ale żyją wciąż w ich pamięci i razem z nią rozpadną się w proch którejś nadciągającej z nicości godziny.
Dziękuję Wam, koledzy Wiliowcy za Waszą energię, spontaniczność, humor, wspólne śpiewanie przed, w czasie koncertów i po nich. Czuję się, jakbym znał wszystkich od zawsze. Kocham Was! Kocham „Wilię”!
Gdy się czyta takie słowa, wypowiedziane z głębi duszy, staje się jeszcze bardziej zrozumiałe, dlaczego potrzebne jest naszym sercom ludowe święto zwane „Kaziukiem Wileńskim”, dlaczego lwowiakom jest drogie „Ta joj”, czy ukraiński hopak, a przybyli z Białorusi z takim zacięciem tańczą „Lawonichę”, by potem wspólnie zaśpiewać „Kraj rodzinny Matki mej”. Rozumiemy, dlaczego tak chętnie jedziemy do Mrągowa: chcemy zaczerpnąć łyk spuścizny, pozostawionej nam przez naszych ojców i dziadków.
Krystyna Adamowicz
Fot. Jerzy Karpowicz
Rota
***
23. Festiwal Kultury Kresowej
4-6 sierpnia 2017
koncert galowy w amfiteatrze - sobota 5 sierpnia 2017