Całe moje dzieciństwo upłynęło nad brzegiem Wilii, w dawnym dworku Balińskich i Stabrowskich, w Punżanach. Chyba już wtedy połknąłem tego bakcyla wodniaka, gdyż sięgając pamięcią wstecz przypominam, że największą wtedy dla mnie atrakcją było pójście z rodzicami nad rzekę...
A może miałem już to w genach, po Mamie, która sama wychowała się we wsi otoczonej jeziorami, na niegdysiejszym pograniczu polsko-litewskim (obecnie rejon molacki). Z racji codziennego obcowania z „naszych strumieni rodzicą" i pojawiła się zapewne największa moja pasja - wędkarstwo. Może to się wydać nieco dziwne, ale w tych poczynaniach niedoścignionym wzorem była znów Mama, z którą my z Tatą w rodzinnych zawodach przegrywaliśmy z kretesem...
Zamiłowanie do fotografii zaszczepili mi w - w pewnym stopniu - Tato, a przede wszystkim ciocia - nauczycielka rysunków, nierozstającą się praktycznie z aparatem "Moskwa 2". Dzisiaj z łezką w oku wspominam tę magiczną atmosferę ciemni podczas wyczarowywania na papierze fotograficznym obrazów "znikąd".
Jednak przez dłuższy czas te dwie pasje szły przez mój życiorys osobnymi drogami. Nawet niezwykle cenne lekcje sztuki rysowania światłem u znanego Mistrza - Michaiła Rebiego (fotoklub przy dzienniku "Czerwony Sztandar") nie zrobiły ze mnie pejzażysty. Zresztą i z technicznej strony, w czasach błon i wywoływaczy, pstrykanie widoczków było zajęciem niezwykle trudnym, co i kosztownym.
No i wreszcie w dobie powszechnego „ucyfrowania się" fotografii, gdy nie musimy liczyć każdy "pstryk" i uszczuplać portfel na zaopatrzenie ciemni, postanowiłem i ja po trosze utrwalać te piękno, jakie obserwuję i podziwiam siedząc z wędką nad Wilią, bądź jakąś inną "moją" wodą.
Wystawa będzie czynna od 21 listopada do 19 grudnia.