„W Miednikach mamy zawsze dwutygodniowe opóźnienie. Gdy w okolicach pola są już gotowe do zasiewu, u nas jeszcze leży śnieg. W tym roku udało się wcześniej zasiać i dlatego kombajny na pola już wyjechały" – tłumaczy Stanisław Rakałowicz, który na 150 hektarach zasiewa przede wszystkim grykę (ok. 100 ha). Inne uprawy to pszenica, pszenżyto i owies.
Rodzina Teresy i Stanisława Rakałowiczów w Miednikach mieszka od połowy lat 80., kiedy z sąsiednich Łajbiszek w rejonie wileńskim przeniosła się do rodzinnego domu pani Teresy. Głowa rodziny, pan Stanisław, pochodzi z rejonu solecznickiego. Tradycja pracy na roli u Rakałowiczów jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Obecnie najstarszy syn Romuald przejął po ojcu gospodarstwo i z powodzeniem uprawia ojcowiznę.
„Mój ojciec był jednym z pierwszych rolników w rejonie solecznickim. Teraz tam ziemię uprawia brat. Natomiast ja rolnictwem zająłem się na początku lat 90., gdy rozpoczął się okres odzyskiwania ziemi. Co prawda, najpierw to była hodowla trzody chlewnej" – opowiada pan Stanisław, który z wykształcenia jest weterynarzem.
Gdy z roku na rok zaczęły spadać ceny mięsa, Rakałowiczowie postanowili zająć się uprawą zboża. Aby zwiększyć obszar swych upraw do posiadanych na własność 50 ha dołączyli 100 ha wydzierżawionej ziemi. I chociaż praca na roli jest ciężka, zarówno ojciec, jak też syn, wbrew wszelkim trudnościom, widzą dobre perspektywy dla swojej działalności.
Pozostali na ojcowiźnie
Opowiadając o rodzinie Teresa Rakałowicz tłumaczy, że właśnie Romuald od dzieciństwa najbardziej był przywiązany do pracy, którą wykonywał ojciec.
„Od małego chodził za ojcem, lubił rolniczy sprzęt i, choć zdobył zawód kucharza, przejął po ojcu gospodarstwo rolne" – opowiada gospodyni domu. Na ojcowiźnie pozostał też młodszy syn państwa Rakałowiczów – Michał, który wybudował dom po sąsiedzku, gdzie mieszka z żoną i dwoma synami, Ludwikiem i Edwinem. Michał z wykształcenia jest informatykiem i na co dzień dojeżdża do pracy do Wilna. „Michał zastanawiał się, czy nie zbudować domu gdzieś w pobliżu stolicy. Jednak w końcu stwierdzili z żoną, że „u siebie" będzie najlepiej i zostali w Miednikach" – mówi pani Teresa, dodając, że gdy przychodzi czas żniw, do pomocy stawiają się wszyscy, bowiem każda para rąk się liczy.
Państwo Rakałowiczowie wychowują także córkę. Najmłodsza latorośl, Agata, studentka Kolegium Wileńskiego, choć na razie nie okazuje wielkiego przywiązania do pracy na roli, zawsze służy pomocą rodzicom przy domu.
Tymczasem Romuald z rolnictwem jest związany od dzieciństwa, jednak oficjalnie rolnikiem został przed 10 laty. Uczestniczył też w projekcie unijnym „Jaunas ūkininkas" (pol. „Młody rolnik"), dzięki któremu otrzymał dofinansowanie na traktor.
„Wtedy był na Litwie najmłodszym rolnikiem, miał 19 lat" – opowiada ojciec, tłumacząc, że odkąd Unia Europejska umożliwiła udział w różnego rodzaju projektach, mają dobry sprzęt – kombajn „Vectra", dwa traktory „John Deer" i „Valtra". Jednak, jak twierdzą rolnicy z Miednik, posiadane maszyny nie niewystarczają, dlatego planują w przyszłym roku wziąć udział w kolejnych projektach, aby zdobyć dla swego gospodarstwa nowe urządzenia techniczne.
„Gdy przychodzi okres żniw, praca wre na całego. Zatrudniamy do pomocy przy różnych robotach (np. przy oczyszczaniu ziarna) trzy osoby z Giełdy Pracy, pomaga też nam mój bratanek" – opowiada pan Stanisław, który jest dumny z tego, że jego pierworodny przejął po nim zamiłowanie do pracy na roli. Bo, jak tłumaczy, praca rolnika jest bardzo ciężka, często nie jest należycie szanowana, dlatego bez pasji i miłości do ziemi nie uda się niczego osiągnąć.
Rolnicy z Litwypokrzywdzeni
Rakałowiczowie uczestniczą w rejonowych i ogólnokrajowych zawodach oraczy. Zdarzyło się nawet, że syn prześcignął ojca i zdobył pierwsze miejsce w rejonie. Obaj zgodnie twierdzą, że spotkania z innymi rolnikami, współpraca z wydziałem rolnym samorządu rejonu wileńskiego, udział w różnych konkursach pomaga w doskonaleniu pracy na roli. Przydatne też były wizyty w krajach Europy Zachodniej i zapoznanie się z tradycjami rolniczymi w Niemczech, czy też Finlandii. Niestety, Litwa na tle starych państw UE pod względem rozwoju rolnictwa wygląda o wiele gorzej.
„Miedniki od lat współpracują z Niemcami. Mieliśmy więc okazję odwiedzić ten kraj, zobaczyć, jak i czym żyją rolnicy, w jaki sposób obrabiają ziemię... U nich nawet wszystkie dróżki prowadzące na pola są zaasfaltowane" – dzieli się swoimi wrażeniami z pobytu w Niemczech pan Stanisław.
Rolnicy z Miednik są oburzeni, że do dnia dzisiejszego rolnicy na terenie jednolitej Unii Europejskiej są traktowani nierówno.
„I my, i oni jesteśmy w tej samej Europie, jednak według dopłat unijnych jesteśmy bardzo pokrzywdzeni. Np. w Finlandii w roku 2007 za hektar zasiewów rolnik otrzymywał dopłatę w wysokości 700 euro, na Litwie teraz mamy 500 Lt, wcześniej było zaledwie 300 Lt" – z żalem mówią rolnicy, tłumacząc, że mimo próśb kierowanych do Ministerstwa Rolnictwa, perspektywy zmian na lepsze na razie nie widzą.
Najbardziej opłacalna – gryka
„W tym roku udało się o cały miesiąc wcześniej zasiać grykę, dlatego też zbiory będą wcześniejsze i mamy nadzieję na dobry urodzaj. Niestety, z roku na rok ceny zboża spadają, np. pszenżyto w ubiegłym roku kosztowało 450 Lt za tonę, w tym – tylko 400 Lt; pszenica z 600 Lt za tonę w ub.r. spadła do 500. Ceny gryki z tegorocznego zbioru jeszcze nie znamy, w ubiegłym wynosiła 850 Lt za tonę" – opowiada Romuald, wyjaśniając, że przy dobrym urodzaju z jednego hektara zbiera się około tony gryki.
„Nie jest to najbardziej urodzajne ziarno, ale żeby uzyskać podobną cenę, to trzeba zebrać np. około 4 ton owsa" – dodaje senior, tłumacząc, że gryka nie potrzebuje aż tak urodzajnej ziemi, jak np. pszenica. „Ziemia w rejonie wileńskim jest o wiele mniej urodzajna niż, np. koło Kiejdan lub Radziwiliszek, gdzie rolnicy z hektara zbierają 7 ton. W naszym regionie z hektara możemy liczyć na zaledwie 3-4 tony i to pod warunkiem, że jest dobry urodzaj" – ze smutkiem stwierdza Stanisław Rakałowicz. Rolnik narzeka, że ziemia w okolicach Miednik jest bardzo kamienista. Kamienie w znacznym stopniu są powodem niszczenia kosztownego sprzętu rolniczego.
Turystyka wiejska – dodatek do działalności rolniczej
Przed kilku laty Rakałowiczowie postanowili, że dodatkowo chcą się zająć turystyką wiejską. „Szczególny zapał do realizacji tego pomysłu cechował syna Romka. Sam własnoręcznie zajął się budową domu, w którym są dwie sale przyjęć. Obok, już na wykończeniu, znajduje się budynek, w którym mieści się łaźnia i kilka pokoi noclegowych" – opowiada pani Teresa. Posiadająca zawód kucharza pani domu jest główną gospodynią podczas przyjęć. Zdaniem matki, wyuczony zawód syna przyczynił się do tego, iż Romek chciał się podjąć biznesu agroturystycznego. „Wszystko tutaj zbudował i urządził własnoręcznie" – oprowadzając po terenie gospodarstwa z radością opowiadała Teresa Rakałowicz.
Senior rodu dodaje, że na terenie zagrody agroturystycznej planują też wykopać sadzawkę. A gdy zostanie wykończony drugi budynek, do dyspozycji gości zostaną oddane pokoje, w których będą mogli przenocować, na prwzykład, po zabawie weselnej.
„Na brak klientów nie narzekam, sale są wynajmowane przez ludzi przede wszystkim z okolicznych miejscowości, ale przyjeżdżają też klienci ze stolicy" – opowiada Romuald Rakałowicz, który, nie szczędząc sił, dwoi się i troi, aby na terenie jego zagrody wszystko było w jak najlepszym porządku.
Myślistwo i emerytura
Oprócz rolnictwa jeszcze jedno zamiłowanie – myślistwo – łączy ojca i syna. Stanisław Rakałowicz od dawna jest zagorzałym myśliwym. Z czasem również i syn Romuald poszedł w jego ślady. „Kiedyś, gdy synowie byli mali, mieli jakieś 3-4 lata, zabrali ze sobą kije i poszli w zboże... na polowanie. Poszli i zabłądzili w tym zbożu, a do domu wrócili po kilku godzinach. Babcia, pod której opieką byli zostawieni, niemało strachu najadła się" – opowiada pan Stanisław, który dzisiaj na polowanie do okolicznych lasów chodzi razem z Romkiem.
„Ukończyłem 55 lat, więc mam prawo do unijnej emerytury rolniczej. Dlatego gospodarzenie na roli przekazałem synowi" – tłumaczy senior rodu Rakałowiczów. Lecz choć w świetle prawa jest emerytem, ramię w ramię z synem rusza w pole, bo jak się raz pokocha ziemię, rolnikiem pozostaje się na całe życie.
Teresa Worobiej
Fot. autorka
„Tygodnik Wileńszczyzny"