Zaskoczenie komisji oceniającej było tym większe, gdyż, według niej, w rejonie wileńskim „mocnych" oraczy rzekomo dotychczas nie było. Co prawda, Lucjana Binkiewicz, kierowniczka wydziału rolnego samorządu rejonu wileńskiego, z taką obiegową opinią kategorycznie nie zgadza się i twierdzi, że przedstawiciele komisji – z niewyjaśnionych przyczyn – do rejonu podstołecznego nie przyjeżdżali.
Zaskoczony wysoką oceną
Sukces Borkowskiego nie był dla niej zaskoczeniem, gdyż z powodzeniem brał on udział w rejonowych zawodach oraczy, a ponadto jest pracowity, do ziemi, jako karmicielki, odnosi się z szacunkiem, zna prawdziwą cenę i smak „chleba naszego powszedniego".
Rolnik jednak skromnie przyznaje, że sam był zaskoczony tak wysoką pozycją i tak wysoką oceną.
– Myślałem, że jak trafię do „10", to będzie dobrze, a tu raptem drugie miejsce – opowiadał. Na pytanie, co komisja uwzględnia oceniając zaorany na zimę kawałek, ze znawstwem wyjaśniał: brana jest pod uwagę głębokość orki, początek i jej zakończenie, równomierne ułożenie skib, czy nie ma niezaoranych miejsc, czyli, jak się w narodzie mówi – calaków itd.
Przyznał też szczerze, że po sukcesie w konkursie na własnej skórze odczuł, co to takiego sława i uznanie. Do jego skromnej dobudówki zaczęli pukać dziennikarze ze specjalistycznych pism i programów telewizyjnych poświęconych rolnictwu i problemom wsi.
Warto eksperymentować
Borkowski uprawia obecnie ponad 200 ha ziemi. W przeważającej większości jest ona dzierżawiona. Specjalizuje się w uprawie zbóż, ze względu na nasze warunki klimatyczne, przeważnie jarych. Prowadzi gospodarstwo ekologiczne i nie stosuje środków chemicznych. Sieje pszenicę, żyto, owies, pszenżyto, grykę oraz bób. Ta ostatnia roślina jest niesłusznie zapomniana, a przecież dobrze użyźnia ziemię i z powodu posiadania wielu cennych składników jest niezastąpionym dodatkiem do karmy dla bydła.
W tym roku pan Zenon planuje zasiać nowy gatunek pszenicy „Spelta". Jest to unowocześniona wersja pradawnego gatunku bałtyckiego dostosowanego do warunków i odpornego na choroby. Prawdopodobnie będzie pierwszym rolnikiem w rejonie, który ten gatunek wypróbuje. W ogóle rolnik jest zdania, że warto eksperymentować i stale kupować nowe odmiany, gdyż życie nie stoi w miejscu, a ponadto – jak nie kupujesz nowych certyfikowanych odmian, to płacisz większe podatki – stwierdza.
Nie jest łatwo
Rodzina Borkowskich jest nastawiona na inwestowanie w gospodarstwo rolne. Nie pobudowała dotychczas domu i żyje w dobudówce. Stawia na inwestycje i realizuje projekt o wartości ok. 500 tys. litów. Z tych środków nabyto kombajn, kilka traktorów, przyczepę i inne niezbędne agregaty. Pan Zenon dowcipnie stwierdza, że jest stały w „uczuciach" i nabywa sprzęt jednej firmy – „Sampo".
– Jest to dobra technika, dostosowana do piaszczystej i kamienistej gleby, doskonale funkcjonuje w naszych warunkach i jestem z niej zadowolony – z uznaniem stwierdza rolnik z Wojgieliszek.
Dodaje też, że gospodarzyć na Wileńszczyźnie nie jest łatwo, a prawdziwym utrapieniem jest nie tylko pagórkowate ukształtowanie terenu, niska urodzajność gleby, ale też i niewielkie areały – przeważnie 2-3-hektarowe. Według niego, obowiązujący system podatkowy również nie sprzyja dynamicznemu rozwojowi rolnictwa. Tym niemniej, nie wyobraża siebie w innej roli i stale myśli o rozwijaniu gospodarstwa i kolejnych inwestycjach: bo to i spichrz na zboże jest potrzebny, i suszarka z prawdziwego zdarzenia przydałaby się, bo im lepsza jakość, tym większa cena i lepszy zbyt, a i garaże też by nie zawadziły.
– Plany mam ambitne, ale wszystko opiera się o możliwości finansowe, a te z kolei zależą od wielu czynników, a rolnicy, jak wiadomo, są najbardziej uzależnieni od kaprysów przyrody i dlatego też dotychczas nie jest rozstrzygnięty problem z ubezpieczaniem zasiewów – utyskiwał rolnik.
Pomoc rodziny
Wiosna idzie milowymi krokami i rozpoczyna się maraton prac polowych. Borkowski przyznaje, że bez pomocy rodziny nie dałby rady. W prowadzeniu gospodarstwa wspiera go dzielnie żona Alina, która w okresie wiosenno-letnim opiekuje się bydłem i trzodą chlewną, a w czasie żniw potrafi za kierownicę ciężarówki usiąść i zboże z pola zwieźć.
Pomagają też synowie – 22-letni Robert i 14-letni Waldemar. Nastolatek np. zajmuje się wysiewem i pikowaniem warzyw. Starszy pomaga ojcu w cięższych pracach polowych. Zresztą, pan Zenon pierwsze kroki stawiał również pod bacznym i wymagającym okiem ojca Józefa, a pierwszy raz za pługiem stanął w wieku siedmiu lat. Wtedy podążał za nim niepewnym, chwiejnym dziecięcym krokiem, teraz stoi na ziemi twardo. Ma wyraźnie wytyczony cel i podąża ku niemu może i nieco wolno, ale stanowczo i pewnie.
Zygmunt Żdanowicz
„Tygodnik Wileńszczyzny"