"Jest kilka przyczyn, dla których jest on, kolokwialnie mówiąc, taki paskudny. Choćby to, że penetruje praktycznie wszystkie strefy. To znaczy, że w przeciwieństwie do naszych drapieżników, choćby lisa, fantastycznie się wspina na czubki najwyższych drzew, sięgając do dziupli i gniazd. I podobnie jak norka amerykańska lubi miejsca związane z wodą. Świetnie pływa, więc dostanie się wszędzie" - podkreśla dyrektor Instytutu Ochrony Przyrody (IOP) PAN i główny redaktor "Atlasu ssaków Polski", prof. Henryk Okarma.
"Szop jest też bardzo elastyczny" - dodaje profesor. Silne mrozy potrafi przetrwać dzięki zapasom tłuszczu i jest wszystkożerny. Jego głównym pokarmem są drobne zwierzęta, m.in. ryby, owady, ptasie jaja, a także różne owoce i nasiona. "Zjada właściwie wszystko: zbierze wysypane ziarna kukurydzy, ale też pożywi się na polu. Jeżeli są żaby - zje żaby, jak znajdzie padlinę - zje i padlinę" - tłumaczy ekspert.
Jeśli szopy się gdzieś zadomowią, lokalną faunę czekają kłopoty. Zagrożone są zwłaszcza rzadkie i ginące gatunki ptaków. Obecność szopa pracza w ekosystemach utrudnia próby przywracania gatunków ginących, np. głuszców, jarząbków i cietrzewi. Do tego szop może roznosić wściekliznę i pasożyty, m.in. groźne nicienie.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego szop to kłopotliwy element krajobrazu. "Rzecz w tym, że może on żyć bardzo blisko człowieka. W Stanach Zjednoczonych, skąd pochodzi, jako gatunek rodzimy robi ogromne szkody w domkach letniskowych. W Niemczech na przedmieściach miast żyje w ogromnych zagęszczeniach, powodując spore problemy" - dodaje prof. Okarma.
Szopy pochodzą z Ameryki Północnej i Środkowej. Do Europy sprowadzono je jako zwierzęta futerkowe, ale dość szybko zaczęły się wymykać z ferm na wolność i obecnie największa ich populacja poza Ameryką Północną znajduje się w Niemczech.
W Polsce szopy pierwszy raz zaobserwowano w latach 90. na zachodzie kraju. "Ekspansja, czy raczej inwazja szopa pracza w Polsce to proces dynamiczny, i to co na mapie w publikacji monograficznej "Gatunki obce w faunie Polski" (z 2011 r.) było zasięgiem domniemanym, dziś jest udokumentowaną rzeczywistością. Główna inwazja, której początki odnotowano w ostatniej dekadzie XX w., idzie od Niemiec - z przekroczeniem Odry, a obecnie na północy i południu kraju drapieżnik ten przekroczył już Wisłę. W ostatniej dekadzie pojawiły się wiarygodne, bo w części udokumentowane doniesienia z Lasów Włodawskich, północnego Roztocza i okolic Siedlec" - wylicza prof. Zbigniew Głowaciński z IOP PAN.
"Wygląda na to, że Bug przekroczyły szopy sprowadzone ongiś, w latach 1936-1954 na Białoruś w obręb zlewni Prypeci. I teraz zapewne te zwierzęta przesuwają się w kierunku zachodnim. Faktycznie, ostatnie doniesienia naszych informatorów pochodzą spod Siedlec z doliny Liwca i rejonu Stawów Broszkowskich (w Siedlecko-Węgrowskim Obszarze Chronionego Krajobrazu - PAP). Gatunek trzyma się najchętniej zbiorników i cieków wodnych. Można prognozować, że za kilka lat obie populacje się spotkają gdzieś na linii Wisły" - dodaje profesor.
Potrąconego przez samochód szopa na terenie dotychczas od niego wolnym, w Dolinie Liwca, w Prószynie (gm. Siedlce), znaleziono w końcu lutego. "Dolina Liwca jest obszarem Natura 2000, chronionym na mocy Dyrektywy Ptasiej. Występują tam gatunki ptaków, dla których szop może być sporym zagrożeniem. Chodzi głównie o ptaki gniazdujące na ziemi, szczególnie siewkowe. Na pewno dla derkacza, rycyków, czajek, kulików wielkich - ale nie tylko, bo szop łazi też bardzo sprawnie po drzewach. Są wiarygodne informacje, że może rozbijać nawet budki lęgowe" - mówi Ireneusz Kaługa z działającej na tym terenie Grupy EkoLogicznej.
"Nie wiemy, czy to pierwszy osobnik, czy jest ich już może niewielka grupka. Jeden osobnik nie ma większego znaczenia; stanowi jednak sygnał, że pojawia się problem, bo za jednym szopem przyjdzie drugi i trzeci" - tłumaczy prof. Henryk Okarma.
Prof. Głowaciński właśnie dostał wiadomość o zidentyfikowaniu szopa pracza dzięki nocnej fotopułapce w Puszczy Białowieskiej. "Wzmacnia to przypuszczenia, że są to osobniki z populacji introdukowanej niegdyś na Białorusi" - zaznacza.
"Z danych w "Atlasie ssaków Polski" pokazujących, gdzie szop jest - widać, że jest już praktycznie w połowie Polski. Trudno podawać dokładne liczby. Można tylko oceniać, że bliżej północno-zachodniej granicy Polski, gdzie rozpoczęła się ekspansja, zagęszczenia są naprawdę duże. Przypuszczam, że mogą sięgać nawet kilku osobników na kilometr kwadratowy" - szacuje prof. Okarma.
Zdaniem prof. Głowacińskiego w całej Polsce może ich być znacznie ponad tysiąc. Poza człowiekiem szopy nie mają w Polsce naturalnych wrogów. Główną przyczyną ich śmiertelności są spotkania z samochodami. PAP