Ale to nie jest jedyny zaistniały problem. Zanieczyszczenie oceanów to nie tylko pływający plastik, ale też pestycydy i pyły z lądu. Ludzka działalność niszczy oceaniczne ekosystemy na wiele innych sposobów – pisze w „Przeglądzie” Mateusz Mazzini.
Z roku na rok morza są coraz bardziej zakwaszane i do oceanów dostają się ogromne ilości pestycydów, które są spuszczane do rzek przez działające na ogromną skalę rolnictwo przemysłowe…
Obecnie Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, czyli ogromne skupisko głównie plastikowych odpadów, dryfujące mniej więcej w połowie drogi między Hawajami a kalifornijskim wybrzeżem USA, jest zjawiskiem tak powszechnie znanym i dokładnie opisanym, że stało się jednym z popkulturowych symboli walki o czyste środowisko. Pływające wysypisko o powierzchni przeszło pięciokrotnie większej od Polski składa się już teraz z ponad 2 bln pojedynczych elementów i osiągnęło łączną masę ponad 80 tys. ton. Dane te w ubiegłym roku opublikowali naukowcy związani z inicjatywą Ocean Cleanup, start-upem technologiczno-naukowym próbującym oczyścić morza i oceany z plastiku poprzez wyławianie śmieci z wody ogromnymi sieciami.
W tym trudnym do wyobrażenia skupisku można znaleźć niemal wszystko, od plastikowych butelek i parasoli po elementy wyposażenia domowego. Według Laury Parker z magazynu „National Geographic”, najwięcej jest jednak pojedynczych części sprzętu rybackiego i wędkarskiego. To odkrycie o tyle ciekawe, że dość jasno wskazuje drogę pokonywaną przez śmieci – nie tylko z głębi lądu, ale też bezpośrednio z pływających po oceanach statków.
Wiadome jest, że układ prądów na północnym Pacyfiku sprawia, iż plama rośnie praktycznie z każdym dniem – w ostatnich latach właściwie zmonopolizowała debatę na temat oczyszczania oceanów. Inna ważna plama śmieci znajduje się kilkaset kilometrów na południowy wschód od wybrzeży Japonii i nazywana jest Wschodnią Plamą Pacyficzną. Żadna z tych plam nie ma stałej masy ani składu. Dryfujące w nich odpady nie są związane czy sklejone – utrzymają je razem prądy morskie. Gdy układ prądów się zmienia, część plastikowych elementów odłącza się od macierzystej plamy i unosi w innym kierunku. W ten sposób wschodnia i zachodnia plama śmieci na Pacyfiku są ze sobą powiązane i tworzą swoisty system morskich wysypisk. Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna (NOAA), amerykańska agencja rządowa zajmująca się monitorowaniem zanieczyszczenia powietrza i wód, wytyczyła nawet „szlaki migracyjne” śmieci między jedną a drugą dryfującą plamą. W ujęciu graficznym wygląda to jak dwa ogromne kolorowe okręgi, jeden na południe od Japonii, drugi na zachód od USA, połączone kilkoma łukami dryfujących odpadów.
„National Geographic” szacuje, że mikroodpady stanowią aż 94 proc. śmieci w Wielkiej Plamie Pacyficznej. W dodatku wiele z nich nie pochodzi z typowego procesu ludzkiego śmiecenia na lądzie. Aż jedna piąta plastikowych okruchów w tym skupisku pochodzi z tsunami, które w 2011 r. uderzyło w wybrzeże Japonii. Prawie połowę pozostałych odpadów stanowią wspomniane elementy sprzętu wędkarskiego i rybackiego.
W tej chwili niepokojących rozmiarów plamy śmieci istnieją już m.in. na północnym Atlantyku i na wschód od Australii.
Nie za wszystko jednak odpowiedzialny jest plastik. Ludzka działalność niszczy oceaniczne ekosystemy na wiele innych sposobów. Po pierwsze, morza są coraz bardziej zakwaszone. Wynika to z ogromnej emisji dwutlenku węgla do atmosfery – zbiorniki wodne absorbują ponad jedną czwartą ludzkich emisji. Radykalnie zmienia to pH w oceanach, zakwaszając ich wody i szkodząc wielu gatunkom zwierząt. Po drugie, do oceanów dostają się ogromne ilości pestycydów, spuszczane do rzek przez działające na ogromną skalę rolnictwo przemysłowe. Tych substancji stosunkowo najtrudniej się pozbyć, bo najszybciej przedostają się do wewnętrznego obiegu w oceanicznej wymianie materii.
Wreszcie ogromnym zagrożeniem dla istnienia różnych gatunków jest rosnący ruch oceaniczny. Statki pływające po największych akwenach wytwarzają, oprócz spalin i śmieci, ogromny hałas. Bardzo szkodzi to tym stworzeniom, które wykorzystują fale akustyczne do wyznaczania szlaków migracyjnych czy znajdowania innych osobników w celu reprodukcji.
Pomysłów na zatrzymanie tego trendu było już wiele. Najpopularniejsze, czyli nowe technologie wyławiania śmieci opatentowywane przez start-upy, nie weszły jeszcze w fazę działań naprawdę masowych. Z kolei Boyan Slat i wspierający go naukowcy z politechniki w Delfcie chcą oczyścić oceany za pomocą prądów. Innymi słowy, zamiast samemu wyławiać plastik, Slat chce sprawić, by dryfował on w kierunku jego automatycznych morskich śmieciarek. Coraz popularniejsze są też kampanie i ruchy społeczne mające zwiększać świadomość ludzi, np. nawołujące do rezygnacji z plastikowych słomek do napojów. Wszystko to jednak wciąż jest niestety jedynie kroplą w morzu ekologicznych potrzeb.
Na podst. „Przegląd”