Odpowiedzi na te pytania kryją się w zagadnieniach, obserwacjach astronomicznych i nieodpartej chęci człowieka, by usystematyzować prawa natury i przynajmniej w części mieć poczucie, że ma się nad wszystkim kontrolę.
Ludzie starożytni żyli spokojniej, w zgodzie z rytmem zjawisk przyrody i zadowalali się pobieżną orientacją w czasie. Cezar np. nie dawał swoim żołnierzom rozkazu wymarszu o czwartej rano, ale „w czasie czwartej warty nocnej". Nie potrzebowali więc punktualności, ale byli bardzo zainteresowani znajomością cyklicznie powracających zjawisk przyrody, od których zależało ich przetrwanie. Pory roku, wylewy rzek, pływy, okresy suszy i intensywnego deszczu regulowały wędrówki zwierzyny łownej, migracje ryb i ptaków, a także owocowanie roślin.
Obserwacja – krok do celu
Najpraktyczniejszą miarą czasu dłuższego niż doba okazał się czas cyklu faz księżycowych, od pełni do pełni, trwający średnio 29 i pół dnia. Wraz z rozwojem cywilizacji rolniczych, konieczne okazało się jednak planowanie w cyklu pór roku, którymi rządzi Słońce. W Egipcie zaobserwowano trzy pory roku – po corocznym wylewie Nilu następował okres siewu i pora żniw. W Grecji i innych krajach południowej Europy rozróżniano cztery pory roku. Z obserwacji zmian długości cienia rzucanego w południe przez pionowy patyk oraz zmian położenia Słońca na tle gwiazd stałych uzyskano wynik 365 powtarzających się dni.
I tak Babilończycy zaczęli stosować podział dnia na godziny i minuty z zastosowaniem systemu sześćdziesiętnego oraz tydzień siedmiodniowy, ponieważ przypisywali ogromne znaczenie fazom Księżyca, które trwają w przybliżeniu 7 dni. Rok ustanowiony przez boga Marduka składał się z 12 miesięcy liczących po 28 dni; rok zatem miał 336 dni. Wkrótce potem stwierdzono pomyłkę boga, ustalając miesiąc na 29,5 dnia. Zaokrąglono go więc do 29 dni i w ten sposób powstał rok 348-dniowy. Zachodzące jednak na Ziemi zjawiska przyrodnicze nie wiążą się z ruchem księżyca. Wiosna, lato, jesień, zima występują w odstępach rocznych, a nie miesięcznych.
Taki sposób liczenia czasu spowodował sporo kłopotów. Pory roku zaczęły występować w różnych miesiącach. Początkowo dodano po jednym dniu do co drugiego miesiąca, później dodawano co kilka lat trzynasty 30-dniowy miesiąc. Od Babilończyków wywodzi się sobota – szabbatan. Dzień ten uważany był za feralny, w czasie którego nie należało nic robić. Dlatego sobota stała się dniem wypoczynku.
Sumeryjsko-babiloński tydzień 7-dniowy przejęli Żydzi, a od nich chrześcijaństwo i islam. Cotygodniowy dzień odpoczynku przypada jednak w każdej z tych religii w inny dzień. U Żydów jest to siódmy dzień – sobota (sabat), u chrześcijan – pierwszy dzień (niedziela), u muzułmanów – szósty dzień (piątek).
Egipcjanie mieli natomiast tydzień o 10 dniach. Jako pierwsi, od piątego tysiąclecia p.n.e. stosowali kalendarz słoneczny. Ich rok liczył 365 dni i podzielony był na 3 pory. Każda pora liczyła 4 miesiące po 30 dni. Na końcu roku umieszczano 5 dni dodatkowych. Nowy kalendarz słoneczny służył administracji, natomiast wcześniejszy, księżycowy nadal regulował sprawy kultu i dnia codziennego. Rok księżycowy był krótszy o około ćwierć dnia od słonecznego i jedynie raz na 1460 lat oba systemy zgadzały się ze sobą.
Juliusz Cezar – reformator
Rok rzymski był 12-miesięcznym rokiem księżycowym. Kalendarz republikański coraz mniej jednak miał wspólnego z prawdziwymi porami roku. Kiedy około roku 50 p.n.e. równonoc wiosenna przypadła 15 maja zamiast 21 marca, Juliusz Cezar powierzył greckiemu astronomowi Sosigenesowi reformę kalendarza. Efektem był wydany w 47 r. p.n.e. dekret wprowadzający rok słoneczny, używany w Egipcie. Rok wprowadzenia reformy (tzw. annus confusionis – rok zamieszania – 46 p.n.e), został przedłużony o 67 dni dla wyrównania powstałej przez lata różnicy. Kalendarz juliański (nazwany tak od Juliusza Cezara) przewyższał znacznie wszystkie poprzednie wersje i brawurowo zdobył świat.
W 325 roku na soborze w Nicei kalendarz juliański został przyjęty przez Kościół, a tym samym przez wszystkie państwa chrześcijańskie. Ustalono wówczas daty świąt kościelnych. Do dziś zachował się on w liturgii prawosławnej.
Po wielu latach od przyjęcia kalendarza juliańskiego zaczęły ujawniać się jego usterki, m.in. związane z ustaleniem niektórych świąt kościelnych, zwłaszcza Wielkiej Nocy. Sprawą zajęło się duchowieństwo i astronomowie.
Nasz kalendarz od papieża
W 1582 roku specjalna komisja powołana przez papieża Grzegorza XIII zaopiniowała pozytywnie projekt włoskiego profesora medycyny Alojzego Lilio. Kalendarz gregoriański, będący kalendarzem słonecznym, jest krótszy od juliańskiego. Lata dzieli się na zwyczajne, trwające 365 dób, i przestępne równe 366 średnim dobom słonecznym. Przestępnymi latami są te, występujące raz na cztery lata, których liczba podzielna jest przez 4, z wyjątkiem lat wyrażających się pełnymi setkami (np. 1900), które nie dzielą się przez 400.
Pierwszą próbę reformy kalendarza gregoriańskiego podjęto podczas Rewolucji Francuskiej. 22 września 1792 roku, data ogłoszenia republiki miała być pierwszym dniem roku I. Rok miał mieć 12 miesięcy po 30 dni plus 5 dodatkowych dni na zabawy. Nowe nazwy miesięcy nawiązywały do zjawisk przyrody. Ponieważ stwarzał poważne problemy w kontaktach z zagranicą, w 1805 roku anulowano nowy kalendarz i powrócono do poczciwej wersji gregoriańskiej, która obowiązuje na świecie do dziś. Dzisiejszy kalendarza istnieje więc dokładnie od 15 października 1582 roku.
Ciekawostką jest, że wprowadzenie kalendarza juliańskiego nie rozwiązało problemu liczenia lat. Jak wiadomo, w Egipcie liczono czas okresem panowania władców. W Rzymie od czasu jego założenia. I właściwie nikt nie był pewny, w jakim czasie żyje.
Zakonnik rzymski Dionizjusz Mały (zmarł około 540 roku) wyliczył, że Jezus Chrystus urodził się 25 grudnia 754 roku od założenia Rzymu. Zwrócił się więc do papieża z propozycją, aby od daty narodzin Chrystusa rozpocząć nową erę – erę chrześcijańską – zwaną dziś potocznie „naszą erę". Nasza era (od urodzenia Chrystusa) upowszechniła się w Europie u schyłku średniowiecza. Trzeba było zatem około 1000 lat od jej zaproponowania, aby została przyjęta i zaaprobowana. Dziś wiadomo, że Dionizjusz Mały pomylił się w swych obliczeniach o kilka lat (dowiedziono, że o 7-8 lat). Nie jest to jednak do końca pewne ani chyba istotne. Data ta ma umowny charakter, a jej wprowadzenie umożliwiło ustalenie jednolitej chronologii historii świata.
Opr. Monika Urbanowicz
"Tygodnik Wileńszczyzny"