"Wciąż niewiele wiemy na temat Dżochara i Tamerlana Carnajewów, nie wiemy, jakimi motywami się kierowali - podkreśla Applebaum. - Wiemy jednak, że pochodzili z Czeczenii, kraju, w którym w 1994 r. wybuchła wojna. Wojna, która rozpoczęła się ruchem narodowo-wyzwoleńczym, a przerodziła się w krwawy, brutalny konflikt. Zginęły setki tysięcy osób".
Jak przypomina, rodzina Carnajewów od ponad dekady mieszkała w USA. Bracia podejrzewani o zamach żyli i uczyli się w Bostonie. Można powiedzieć, że to jedna z wielu podobnych historii. "Ale w tym przypadku coś poszło bardzo nie tak. I może ma to związek właśnie z Czeczenią. Wojny czeczeńskie spowodowały niewiarygodne szkody, zainspirowały też brutalny ruch terrorystyczny. Wielu Czeczenów zradykalizowało się po tym, gdy utracili swoje domy, przyjaciół i rodziny. Czeczeni byli sprawcami m.in. zamachu w moskiewskim teatrze i ataku na szkołę podstawową w Biesłanie. Te zamachy uderzały głównie w niewinne, cywilne osoby. Możliwe, że jeden z braci lub obaj mieli kontakt z czeczeńskimi terrorystami" - pisze dziennikarka. Jednak - jak podkreśla Applebaum - czeczeńscy ekstremiści są antyrosyjscy. Nie są znani z wrogości do Amerykanów . Tak więc - jak sugeruje - może przyczyna zamachów leży gdzieś indziej i nie mieści się w ramach terroryzmu, z którym do tej pory zmagały się USA.
"Wciąż niewiele wiemy. Jednak zachowanie braci Carnajewów mniej przypomina wytrenowanych terrorystów, a bardziej czyny młodych Europejskich muzułmanów, którzy stoją za zamachami w Madrycie, Londynie i innych europejskich miastach. Wychowani i wyedukowani w Europie, nie czuli się nigdy jej częścią. Nie umieli się zintegrować, zwracali się do ledwo pamiętanej, pół-mitycznej ojczyzny w poszukiwaniu własnej tożsamości" - pisze Applebaum.
Jak przypomina, Tamerlan Carnajew miał powiedzieć, że "nie ma ani jednego amerykańskiego przyjaciela". Równie dobrze powiedzieć to może młody Pakistańczyk mieszkający w Coventry czy obywatel Algierii w Paryżu. "Ale w USA nie spodziewamy się takich słów po mieszkańcu Bostonu, miasta, które przez pokolenia uczyło imigrantów, jak stawać się Amerykanami w wielokulturowym kraju" - pisze Applebaum.
"Ale może nadszedł czas, że musimy zmienić oczekiwania. Terroryści z Bostonu to nie są zamachowcy z 11 września. Nasza odpowiedź na ten akt musi więc być inna, zupełnie inna" - dodaje Applebaum.
Komentarze
Jak zwykle w takich przypadkach bardzo dużo pytań i wątpliwości. Nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek poznamy prawde.
może dlatego, że Applebaum jest przede wszystkim znakomitą dziennikarką, laureatką nagrody Pulitzera, a w dalszej kolejności żoną Sikorskiego.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.