Ofiary to 30-letni mężczyzna i troje dzieci w wieku dziesięciu, sześciu i trzech lat.
Wcześniej informowano o co najmniej trzech ofiarach śmiertelnych i dwóch ciężko rannych w wyniku strzelaniny. Szkoła żydowska w dzielnicy Jolimont została odgrodzona policyjnym kordonem.
Prokurator Tuluzy Michel Valet sprecyzował, że napastnik zastrzelił 30-letniego nauczyciela religii, jego dzieci w wieku sześciu i trzech lat oraz jeszcze jedno dziecko w wieku 10 lat. W ataku ciężko ranny został ponadto 17-latek. Valet relacjonował, że napastnik "strzelał do wszystkich, których miał przed sobą - dzieci i dorosłych".
Strzały oddano ok. godz. 8.10, tuż przed rozpoczęciem zajęć.
Świadkowie relacjonowali, że sprawca poruszał się na czarnym skuterze, co wskazuje na związki z przeprowadzonymi 11 i 15 marca atakami na żołnierzy w Tuluzie i pobliskim Montauban. Zginęło w nich trzech żołnierzy, a jeden został ciężko ranny. Ponadto, jak wstępnie podała AFP, napastnik posługiwał się dwiema sztukami broni, z których jedna była tego samego kalibru co broń użyta przy ostatnich napadach.
Francuskie MSW ocenia, że między atakami na wojskowych a poniedziałkowym atakiem występują podobieństwa. "Nie można nie zauważyć podobieństw między atakami, których ofiarą padli żołnierze w Tuluzie i Montauban, oraz tym strasznym atakiem na dzieci" - komentował szef MSW Claude Gueant. Przerwał on wizytę w północno-wschodniej Francji, aby udać się do Tuluzy.
Do Tuluzy po strzelaninie udał się także prezydent Nicolas Sarkozy - podał Richard Prasquier, przewodniczący głównej organizacji żydowskiej we Francji - Rady Przedstawicielskiej Instytucji Żydowskich (CRIF); będzie on towarzyszyć szefowi państwa w czasie wizyty.
Także Sarkozy mówił o "podobieństwach" ataków, ale zastrzegł, że jest "zbyt wcześnie", aby mówić o "wiarygodnym związku". Oświadczył, że "odrażającą tragedią (w Tuluzie) poruszona jest cała republika".
Wyjazd do Tuluzy zapowiedział także rywal Sarkozy'ego, socjalistyczny kandydat w wyborach prezydenckich Francois Hollande, który chce zamanifestować solidarność z rodzinami i społecznością żydowską we Francji.
Kandydatka skrajnej prawicy w kwietniowo-majowych wyborach prezydenckich Marine Le Pen potępiła "kryminalną strzelaninę przed prywatną szkołą żydowską" i zażądała od władz "uczynienia wszystkiego, by zapobiec nowej tragedii".
Jak poinformowano, wzmocnione zostały środki bezpieczeństwa wokół wszystkich żydowskich szkół i miejsc kultu w kraju.
Oburzenie porannym atakiem wyraził wielki rabin Francji Gilles Bernheim. "Jestem niezwykle wstrząśnięty i natychmiast udaję się do Tuluzy" - powiedział.
Rzecznik izraelskiego MSZ oświadczył, że Izrael jest oburzony atakiem, ale "ufa, że władze francuskie uczynią wszystko, by rzucić światło na ten dramat i pociągnąć do odpowiedzialności osoby, które stoją za tymi zabójstwami" - oświadczył Jigal Palmor.
Konferencja Europejskich Rabinów w oświadczeniu nazwała poranny atak "aktem barbarzyńskim". W komunikacie podkreślono, że "atak był wymierzony w całą społeczność żydowską", która "nie pozwoli się zastraszyć". Dokument zapowiada budowę kolejnych, szkół, synagog i innych żydowskich instytucji.
W Izraelu radio i telewizja przerwały nadawanie programów, aby na bieżąco informować o strzelaninie.
Społeczność żydowska we Francji, największa w Europie Zachodniej, liczy od pół miliona do 700 tysięcy osób.
Przy okazji strzelaniny media przypominają o atakach na żołnierzy w tej części Francji, do których doszło w ciągu ostatniego tygodnia. Pracujący w Tuluzie dziennikarz Christopher Bockman powiedział BBC, że zaatakowani żołnierze należeli do mniejszości etnicznych. Według agencji AFP pochodzili oni z krajów Maghrebu. Jak zaznaczył Bockman, wydaje się, że napastnik umyślnie bierze na cel przedstawicieli mniejszości etnicznych.
PAP