"Negocjatorzy policyjni nawiązali kontakt (ze sprawcą). Będziemy nadal pracować nad tym, wspólnie z naszymi negocjatorami" - powiedziała przedstawicielka policji Catherine Burn na konferencji prasowej. Dodała także, że brak doniesień wskazujących, by ktokolwiek z zakładników ucierpiał.
Tymczasem CNN podała, powołując się na stację Sky News Australia, że sprawca skontaktował się z trzema mediami. Zażądał rozmowy telefonicznej z premierem Australii Tonym Abbottem oraz flagi Państwa Islamskiego (IS).
Według ostatnich doniesień z budynku wydostało się pięć osób. Wyjściem pożarowym wyszło trzech mężczyzn, z których jeden został przewieziony do szpitala. Służby medyczne poinformowały, że jego stan jest zadowalający. Następnie wybiegły z budynku dwie kobiety, prawdopodobnie pracownice kawiarni - miały na sobie fartuchy z firmowym logo. Zajęła się nimi policja. Nadal nie jest jasne, czy zakładnicy, którzy opuszczają kawiarnię, uciekli sami, czy też są wypuszczani przez sprawcę.
Nie wiadomo też, ile osób pozostaje w kawiarni. Burn oceniła na konferencji prasowej, że jest ich około 30.
Budynek jest otoczony przez policję, odcięte są ulice; ewakuowano pobliskie biura. W rejonie tym mieszczą się m.in. biura władz lokalnych i siedziby dwóch największych w kraju banków.
Krótko po tym, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o wydarzeniach w Sydney, opublikowano nagrania, na których widać w kawiarni brodatego mężczyznę w średnim wieku, w tradycyjnym arabskim nakryciu głowy i z czarnym plecakiem. Niektóre media poinformowały także, że zakładnicy zostali ustawieni pod oknami Lindt Chocolat Cafe z podniesionymi rękami. Dwie zakładniczki trzymały przy szybie czarną flagę z napisem po arabsku: "Allah jest wielki".
Australia militarnie wspiera działania międzynarodowej koalicji przeciwko dżihadystom z Państwa Islamskiego (IS), którzy opanowali część Iraku i Syrii. PAP