„Bieda w Betlejem i okolicy jest coraz większa. Często zastanawiam się, jak tym ludziom udaje się dalej żyć” – mówi „Radiu Watykańskiemu” brat Stéphane Milovitch z Kustodii Ziemi Świętej, który zajmuje się niesieniem pomocy najbardziej potrzebującym. Franciszkanin wskazuje, że trudna sytuacja sprawiła, że ludzie bardziej niż zwykle sobie pomagają i wzrosła wzajemna solidarność.
„Z początkiem grudnia pojawili się pierwsi pielgrzymi, mieliśmy więc nadzieję na normalne święta, niestety, zamknięcie granic Izraela sprawiło, że do Betlejem będzie mogła przyjechać tylko miejscowa ludność” – mówi brat Milovitch.
„Atmosfera jest dość specyficzna, bo nie ma pielgrzymów. Liczyliśmy, że wrócą, jednak z powodu kryzysu zdrowotnego granice są zamknięte i nikt poza mieszkańcami nie może wjechać do Izraela. Kościoły i sanktuaria są puste, tak samo hotele. Jest to trochę zniechęcające” – mówi papieskiej rozgłośni brat Milovitch.
– Jednak lokalny Kościół przygotowuje się do świąt, są obecni miejscowi chrześcijanie. W ubiegłym roku na pasterce było niewielu wiernych z powodu zaistniałej sytuacji pandemicznej, jednak w tym roku miejscowi chrześcijanie są zaproszeni do bazyliki, by uczestniczyć m.in. w uroczystym wjeździe patriarchy. Warto zaznaczyć, że przeważnie lokalni chrześcijanie nie uczestniczą w bazylice w Betlejem w pasterce, chcąc zrobić miejsce dla pielgrzymów z całego świata. W tym roku będą mogli wziąć udział w liturgii. Mamy nadzieję, że nie będzie żadnych niespodzianek i rzeczywiście będą mogli przyjechać”.
Na podst. inf. „Radia Watykańskiego”