Samotny morderca
Tak krwawego zamachu w Belgii jeszcze nie było. – Chodnik spływał krwią. Widziałem wielu rannych od kul. Ludzie uciekali w panice, starając się ostrzec bliskich przez telefony komórkowe – relacjonował z miejsca wydarzeń jeden z belgijskich dziennikarzy cytowany przez Agencję Reutera w chwilę po ataku. O godzinie 15 sytuacja została opanowana, jednak miejsce ataku przypominało pobojowisko. Jeden z przystanków został doszczętnie zniszczony w wyniku eksplozji. Nad miastem krążyły helikoptery.
Nie było jasne, czy atak na placu Saint-Lambert nie jest częścią jakiejś wielkiej akcji terrorystycznej. Na początku portal belgijskiego dziennika „Le Soir" podawał, że zamachowców było trzech. Takie informacje krążyły po mieście. Po kilku godzinach policja orzekła, że masakrę urządził jeden człowiek. Zaalarmowane zostały niemieckie służby specjalne, gdyż Liege znajduje się zaledwie 50 km od niemieckiej granicy.
Nordine Amrani był doskonale znany policji. Trzy lata temu został skazany na 58 miesięcy więzienia za nielegalne posiadanie broni oraz 9,5 tys. sztuk amunicji, a także za uprawę konopi indyjskich liczącą 2,8 tys. roślin. Prócz tego miał do zapłacenia grzywnę w wysokości 11 tys. euro.
We wtorek o 12.30 pojawił się na przystanku autobusowym przy placu Saint-Lambert. Rozpoczął atak od rzucania granatów w tłum przechodniów. Następnie sięgnął po kałasznikowa i zaczął strzelać na oślep. W końcu popełnił samobójstwo.
– Nie był to atak terrorystyczny – oświadczyło pod wieczór belgijskie MSW. Motywy samotnego napastnika nie są jednak znane. Niewykluczone, że był niepoczytalny lub znajdował się pod wpływem narkotyków.
Odrzucony trop
Początkowo pojawiały się sugestie, że strzelanina w Liege może mieć związek z wyrokiem, jaki zapadł we wtorek w Mons. Sąd skazał tam czterech członków rodziny pakistańskiej za tzw. zabójstwo honorowe córki i siostry oskarżonych. Została zastrzelona przez brata za to, iż prowadziła niezależny tryb życia i nie miała zamiaru podporządkować się rodzinie planującej wydać ją za mąż. Zdaniem sądu morderstwo zostało dokładnie zaplanowane przez wszystkich członków rodziny: ojca, matkę siostrę i brata. Otrzymali kary od 5 do 30 lat więzienia.
Okazało się jednak, że zamachowiec z Liege nie miał żadnych kontaktów z pakistańską rodziną.
Tymczasem podobne, choć nieco mniej dramatyczne wydarzenie miało wczoraj miejsce we włoskiej Florencji. Włoski prawicowy ekstremista i wydawca magazynu dla fanów J.R.R. Tolkiena Gianluca Floreni zastrzelił dwóch Senegalczyków, a jednego poważnie zranił. Po strzelaninie odjechał na słynny rynek San Lorenzo i znów zaczął strzelać, raniąc kolejnych Afrykanów. Potem uciekł i się zastrzelił.
We Florencji wybuchły zamieszki wśród miejscowych czarnoskórych.