Zapytany, czy Sojusz może być zmuszony do stałego stacjonowania swoich żołnierzy w Europie Wschodniej, Breedlove odparł: "Sądzę, że jest to coś, co będziemy musieli rozważyć i przygotować do przedyskutowania przez przywódców naszych krajów, aby przekonać się, jakie mogą być tego konsekwencje".
Przywódcy krajów NATO mają spotkać się na szczycie w Walii na początku września br.
Gen. Breedlove powiedział też, że w ramach przygotowań do szczytu ministrowie spraw zagranicznych i obrony, a także dowódcy wojskowi krajów NATO zbadają, czy obecność Sojuszu w Europie jest odpowiednia.
"Musimy przyjrzeć się naszej gotowości, zdolności do reakcji i rozmieszczeniu naszych sił, aby być zdolnymi do sprostania nowemu paradygmatowi, którego byliśmy świadkami na Krymie i teraz na wschodniej granicy Ukrainy" - powiedział Breedlove. Dodał, że kroki, które Sojusz Północnoatlantycki dotychczas podjął, miały na celu wsparcie jego wschodnich krajów członkowskich.
"Są to posunięcia o charakterze defensywnym i mają na celu wsparcie naszych sojuszników, a nie prowokowanie Rosji. Utrzymujemy łączność na każdym szczeblu" - oświadczył.
Zdaniem Breedlove'a, przesunięcie przez Stany Zjednoczone "strategicznego punktu ciężkości" w kierunku Azji nie będzie miało wpływu na ich zaangażowanie wobec NATO i wspólnej obrony. Przyznał jednak, że liczba żołnierzy USA w Europie jest obecnie o ok. 75 proc. mniejsza niż w czasach "zimnej wojny". "Musimy wszyscy zrewidować niektóre decyzje, które podjęto po zakończeniu zimnej wojny" - powiedział naczelny dowódca sił NATO w Europie.
Wcześniej Breedlove wyraził przekonanie, że regularne rosyjskie wojska nie wejdą na wschód Ukrainy, gdyż Moskwa jest w stanie osiągnąć swoje cele w inny sposób.
Reuters przypomina, że NATO już uzgodniło szereg krótkoterminowych pobytów swoich żołnierzy w krajach Europy Wschodniej, w tym w Polsce, Rumunii i krajach bałtyckich, ale mają one potrwać jedynie do końca br. NATO dało też jasno do zrozumienia, że nie będzie walczyć w obronie Ukrainy i zamiast tego umacnia swoje siły w krajach członkowskich sąsiadujących z tym państwem. PAP