W zamachu zginęły trzy osoby, a ponad 260 zostało rannych. We wtorek dokładnie o godzinie 14.49 czasu lokalnego, gdy rok temu wybuchała pierwsza z dwóch bomb, tłumy bostończyków, mimo padającego deszczu, zgromadziły się na mecie maratonu, by minutą ciszy oddać hołd ofiarom.
"Dziś pamiętamy o niewiarygodnej odwadze (...) bostończyków w odpowiedzi na tę nieopisaną tragedię. I wrażamy najgłębszą wdzięczność odważnym strażakom, policjantom, biegaczom i widzom" - podkreślił w specjalnym oświadczeniu Barack Obama. Biały Dom poinformował, że prezydent, który nie uczestniczył w uroczystości w Bostonie, uczcił pamięć ofiar modlitwą i minutą ciszy.
We wtorkowej ceremonii w Bostonie, która rozpoczęła tygodniowe uroczystości, uczestniczył wiceprezydent Joe Biden. "Ameryka nigdy się nie podda" - mówił do prawie 3 tys. osób zgromadzonych w centrum kongresowym, niedaleko mety maratonu.
"Ten dzień zawsze będzie trudny, ale zawsze będziemy silni" - powiedział z kolei były burmistrz Bostonu Thomas Menino.
Biden i Menino oddali cześć pamięci ofiar oraz dziękowali ratownikom, pracownikom szpitali i innym osobom, które przyszły z pomocą poszkodowanym. Wśród zgromadzonych były m.in. rodziny ofiar oraz policjanta zastrzelonego już po zamachu na terenie kampusu Instytutu Technologicznego Massachusetts (MIT) podczas policyjnej obławy na sprawców.
Do zamachu doszło podczas 117. edycji maratonu bostońskiego, który jest organizowany w stolicy stanu Massachusetts od 1897 roku, zwykle w trzeci poniedziałek kwietnia. Mimo tragicznych wspomnień Boston nie zaprzestał tradycji i maraton ponownie odbędzie się w najbliższy poniedziałek. Według organizatorów udział w tegorocznym biegu będzie jeszcze większy niż w poprzednich. Oczekuje się do 1 miliona widzów. "Pokażą światu, co to znaczy silny Boston" - powiedział Obama.
O dokonanie zamachów oskarżeni zostali pochodzący z Czeczenii bracia Carnajew, którzy od 10 lat mieszkali legalnie w USA. Bomby wykonali własnoręcznie, z szybkowarów wypełnionych stalowymi kulkami z łożysk i gwoździami. Starszy z braci - Tamerlan - zginał w strzelaninie z policją podczas obławy. Młodszego, Dżochara znaleziono rannego kilka dni później; ukrywał się na łódce na przedmieściu Bostonu. Obecnie przebywa w więziennym szpitalu w Devens w Massachusetts, jego proces ma się rozpocząć w listopadzie.
Sprawą Carnajewa zajmuje się sąd federalny w Bostonie. W lipcu, gdy Carnajew po raz pierwszy stanął przed sądem, nie przyznał się do winy. Carnajewowi postawiono 30 zarzutów. Kilkanaście z nich, w tym użycie broni masowego rażenia, jest zagrożonych karą śmierci lub dożywotniego więzienia. Prokuratura poinformowała w styczniu, że będzie domagać się kary śmierci.
Część komentatorów przewiduje, że adwokaci wybiorą linię obrony, według której chłopak jest niewinny, gdyż działał pod wpływem swego starszego brata. Jednak przeciwko tej argumentacji prokuratorzy mogą wykorzystać fakt, że Carnajew sam ujawnił swą motywację. Jak podawały media, ukrywając się w łódce ranny chłopak miał własnoręcznie napisać: "my muzułmanie jesteśmy jednym ciałem, jeśli zranisz jednego, to ranisz nas wszystkich. (...) Przestańcie zabijać niewinnych ludzi, to my przestaniemy".(PAP)