Z danych opublikowanych po przeliczeniu ponad 90 proc. głosów wynikało, że prawicową Partię Ludową (PP) pod wodzą Mariano Rajoya poparło ponad 44 proc. wyborców, a rządzących od prawie ośmiu lat socjalistów – niespełna 29 proc. Partii premiera José Zapatero przypadło 110 mandatów w Kongresie Deputowanych, o 59 mniej niż w 2008 roku. To jej najgorszy wynik w historii. Ludowcy zdobyli o 32 mandaty więcej niż w poprzednich wyborach i będą mogli rządzić samodzielnie. Do urn poszło prawie 72 proc. uprawnionych.
– Wiem, co nas czeka – mówił zwycięzca wyborów, 56-letni Rajoy. – Będziemy musieli dać z siebie wszystko. Nie mamy gorszego wroga niż kryzys.
Obiecał, że będzie „premierem wszystkich Hiszpanów", a jego priorytetem będzie walka z bezrobociem.
Alfredo Pérez Rubalcaba, wyznaczony kilka miesięcy temu na następcę Zapatero, już zapowiedział kongres, który wybierze nowego przywódcę socjalistów.
Nowy rząd stoi przed wyjątkowo trudnym zadaniem: ożywienia gospodarki, zmniejszenia bezrobocia i przywrócenia zaufania rynków finansowych do Hiszpanii. Kraj, który jeszcze kilka lat temu podawany był w Europie za wzór, boryka się dziś z najwyższym w UE bezrobociem (prawie 22 proc., ponad 5 milionów Hiszpanów bez pracy), wysokim deficytem i zadłużeniem zewnętrznym.
W piątek oprocentowanie dziesięcioletnich obligacji doszło do 7 proc. – granicy, po jakiej w Grecji i Irlandii interweniował euroland. Do tego – jeśli sprawdzą się prognozy Komisji Europejskiej – jeszcze w tym roku gospodarka Hiszpanii wkroczy w fazę recesji.
Głównym błędem socjalistycznego rządu było najpierw ukrywanie złej sytuacji gospodarczej kraju, a potem zbyt długie ociąganie się z wprowadzeniem planów oszczędnościowych. Premier Zapatero zrobił to dopiero w czerwcu tego roku, kiedy Bruksela zażądała szybkich reform. Dziś już wiadomo, że nie przyniosły one oczekiwanych rezultatów.
Hiszpanii nie uda się w tym roku obniżyć deficytu do wymaganych przez euroland 6 proc., a wzrost gospodarczy będzie albo ujemny, albo na granicy zera. Skutków nie odniosła również przegłosowana po wakacjach reforma pracy, która miała zahamować wzrost bezrobocia. Triumf PP dowodzi, że Hiszpanie postawili na zmiany. Już wiadomo jednak, że nie będą to zmiany doraźne, bo sytuacja na to nie pozwala. Przed wyborami Partia Ludowa nie ujawniła jednak, jakich metod zamierza użyć i skąd weźmie pieniądze na ożywienie gospodarki. Niewykluczone, że obniży zasiłki dla bezrobotnych.
Elektorat PP chce też zmiany ustawy aborcyjnej, która pozwala usuwać ciążę na życzenie i dopuszcza, by nieletnie poddawały się aborcji bez wiedzy rodziców. Ze szkół zniknąć ma kontrowersyjne wychowanie obywatelskie. Nie wiadomo, jaki los czeka ustawę dopuszczającą śluby osób tej samej płci. Prawdopodobnie zostanie też złagodzony zakaz palenia papierosów w miejscach publicznych.
Zgodnie z prawem nowy rząd ma zostać ukonstytuowany 27 grudnia, jednak mówi się o powstaniu w ciągu najbliższych dni rządu kryzysowego, który miałby uspokoić rynki finansowe spychające Hiszpanię coraz bliżej krajów, w których interweniował euroland. Zdaniem ekspertów jedną z przyczyn nieufności rynków wobec Madrytu jest brak zapowiedzi konkretnych działań w programie Rajoya. Lider PP będzie też musiał wytłumaczyć, co oznaczały jego deklaracje dotyczące ignorowania unijnych nakazów.
Ugodowy konserwatysta
Prawnik, doświadczony polityk, inteligentny, ale brak mu charyzmy, jest trochę bezbarwny, nie okazuje uczuć, mówi jak urzędnik. Ma 56 lat i jest Galisyjczykiem (urodził się w Santiago de Compostela). Wychował się w konserwatywnym środowisku prowincjonalnej Hiszpanii, gdzie wszystko było poukładane i zhierarchizowane. Uczył się w szkole zakonnej, potem był przykładnym studentem: nie brał narkotyków, nie uganiał się za dziewczętami, nie robił rewolucji. Jest konserwatystą, ale unika konfliktów, co można uznać za zaletę u przyszłego premiera. Karierę polityczną zaczął w wieku 26 lat jako deputowany w galisyjskim parlamencie. Na czele Partii Ludowej stanął w 2004 r., zastępując premiera José Marię Aznara, który – jak twierdzą złośliwi – dotąd nim steruje. Jego partia przegrała wtedy wybory z socjalistami w dramatycznych okolicznościach: trzy dni przed wyborami al Kaida dokonała zamachów w Madrycie, zabijając 192 osoby. Teraz z powodu kryzysu sytuacja znów jest dramatyczna. Mariano Rajoy ma żonę i dwoje dzieci.