Nowy premier Włoch patrzy na swoją misję z mieszaniną realizmu i optymizmu. Przed głosowaniem nad wotum zaufania w Izbie Deputowanych Mario Monti stwierdził, że misja, której się podjął "jest prawie niemożliwa". - Ale damy radę- zapewnił.
- Chcemy silniejszych Włoch, cieszących się większą godnością i zaufaniem - mówił premier w wielokrotnie oklaskiwanym - brawurowym zdaniem komentatorów - wystąpieniu, pełnym ironii i anegdot.
Monit przytoczył również powiedzenie: - Premierzy mijają, profesorowie zostają.
Szef rządu powtórzył to, co wskazał dzień wcześniej w expose w Senacie, że powołał "gabinet narodowego zaangażowania". - Powoduje nami poczucie służby, postawa pokory, ale także determinacji, by sprzyjać przynajmniej częściowemu złożeniu broni. Mamy nadzieję, że to ułatwi podjęcie decyzji, niełatwych, czy mile widzianych, w krótkim okresie - oznajmił Monti.
Zaapelował do parlamentarzystów, by przestali używać powszechnie stosowanego w politycznej debacie określenia: "wyjąć wtyczkę" jako synonimu wycofania poparcia dla rządu. - Będę wam wdzięczny, jeśli nie będzie to stosowane, bo nie uważamy się za jakiś aparat, za golarkę czy sztuczne płuco - mówił.
Zagwarantowane wotum
Z prawdziwym oburzeniem premier odrzucił stawiane mu zarzuty powiązań z tzw. wielkimi siłami, czyli światem finansjery i wielkich firm. Przypomniał, że kiedy był unijnym komisarzem ds. konkurencji i nie zgodził się na fuzję dwóch wielkich firm energetycznych sprzeciwiając się Białemu Domowi, pismo "The Economist" napisało, że właśnie te "wielkie siły" nazywają go "Saddamem Husajnem biznesu".
Ponadto Mario Monti zapowiedział, że wkrótce spotka się z kanclerz Niemiec Angelą Merkel i prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym, by - jak to ujął - "Włochy na stałe od tej pory miały udział w rozwiązywaniu problemów euro".
Na zakończenie Mario Monti poprosił deputowanych o wotum zaufania; "nie ślepe, ale czujne" - jak to ujął. Wotum to gabinet ma zagwarantowane, gdyż popierają go wszystkie ugrupowania z wyjątkiem prawicowej Ligi Północnej.