Jurij Werbycki został zabity „tylko dlatego, że był lwowianinem i "banderowcem", jak zwracali się do niego jego kaci" – napisał portal Zaxid.net (czyt. Zachid.net).
Ceremonia przebiegała spokojnie. Prócz rodziny i znajomych przyszli na nią przedstawiciele władz Lwowa z merem Andrijem Sadowym oraz zwykli mieszkańcy miasta. „Wychodząc z cerkwi, ludzie śpiewali hymn Ukrainy i płakali" – relacjonuje portal Zik.ua.
Ciało Werbyckiego, nauczyciela, sejsmologa i alpinisty ze Lwowa, który uczestniczył w protestach na Majdanie, odnaleziono w środę w okolicach Kijowa.
Znany działacz społeczny Ihor Łucenko, który został porwany z tego samego szpitala wraz z Werbyckim, lecz odzyskał wolność, poinformował wcześniej, że Werbyckiego wraz z nim wywieziono poza Kijów.
Według relacji Łucenki został on porwany ze szpitala we wtorek wieczorem przez ok. 10 młodych, dobrze zbudowanych ludzi, gdy przywiózł tam człowieka ranionego w oko podczas starć z milicją. Łucenko mówił gazecie internetowej „Ukrainska Prawda", że wraz z Werbyckim został wywieziony do lasu, gdzie był przesłuchiwany przez porywaczy.
Łucenko został pobity, jednak wypuszczono go – jak opowiadał – w szczerym polu, po czym zdołał dotrzeć do jakiejś wsi, gdzie udzielono mu pierwszej pomocy.
Agencja Interfax-Ukraina podała, że ciało Werbyckiego odnaleźli mieszkańcy wsi Hnidyn wraz z ciałem innego, niezidentyfikowanego dotychczas człowieka. Ich głowy były obwiązane taśmą klejącą.
We środę podczas starć protestujących z milicją w Kijowie zginęło pięć osób. Cztery z nich zostały zastrzelone. PAP