Założyciele ruchu, politycy ukraińskiej opozycji i znani działacze społeczni, liczą, że przyłączy się do niego dziesięć milionów osób.
"Jest to ponadpartyjna organizacja społeczna, do której wstąpią ludzie, którzy są albo byli na Euromajdanie. Dziesięć milionów członków tej organizacji, z dziesięcioma milionami znaczków i dziesięcioma milionami podobnych myśli w głowach, może zmienić sytuację w naszym kraju i obalić obecne władze" – oświadczył ze sceny Majdanu były szef MSW Jurij Łucenko.
Witalij Kliczko, znany bokser, który stoi na czele opozycyjnej partii Udar, zapewnił, że uczestnicy protestów nie rozejdą się do domów, jak tego oczekują rządzący.
"Oni myślą, że się zmęczymy i że się rozejdziemy, ale tak nie będzie! Rozumiemy, że potrzebne są nam reformy, a zreformować państwo możemy tylko po zmianie władz. Domagamy się wcześniejszych wyborów prezydenckich! Nie chcemy już czekać. Będziemy walczyć!" – przemawiał.
Arsenij Jaceniuk z Batkiwszczyny poinformował, że jednym z celów ruchu jest odnowienie równowagi politycznej na Ukrainie oraz nowa konstytucja. Głównym postulatem protestów pozostaje jednak ustąpienie rządu. "Domagamy się od prezydenta (Wiktora) Janukowycza podpisania dekretu o dymisji rządu (Mykoły) Azarowa" – oświadczył.
Ołeh Tiahnybok, przywódca nacjonalistycznej Swobody, zapowiedział z kolei zaostrzenie działań w walce z władzami.
"Zablokujemy budynki administracyjne, nie dajemy im spokojnie żyć! Urządzimy tej władzy takie piekło, że ziemia im się będzie palić pod nogami" – mówił.
W niedzielę na Majdanie Niepodległości zebrało się kilkadziesiąt tysięcy osób. Demonstracje na Ukrainie rozpoczęły się 21 listopada, kiedy władze zdecydowały, że wstrzymują przygotowania do podpisania umowy o stowarzyszeniu z UE. Od tego czasu na Majdanie stoi obozowisko, które w obawie przed atakiem milicji otoczone jest zbudowanymi z wypełnionych lodem worków barykadami. Władze na razie nie podejmują prób likwidacji protestów. PAP