W obliczu zmagań krajów z recesją Front Narodowy Marine Le Pen i holenderska Partia na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa wzmocniły swoją pozycję, a przyszłoroczne eurowybory są dla skrajnej prawicy szansą zwiększenia znaczenia - zaznacza dziennik.
Przyznaje, że ugrupowania Le Pen i Wildersa pod wieloma względami się różnią i nie są "najbardziej oczywistymi sojusznikami", ale podzielana przez nie wrogość do UE i imigracji daje im "wspólny cel".
Według "FT" sojusz powinien niepokoić europejskich polityków głównego nurtu. "Pojawia się ryzyko scenariusza podobnego do tego w Kongresie USA, gdzie radykalna Tea Party zablokowała działania legislacyjne" - zaznacza gazeta.
Przestrzega także, że sukces skrajnej prawicy będzie miał wpływ również na politykę umiarkowaną w całej UE. "Partie mainstreamu, obawiające się sukcesów wyborczych skrajnej prawicy, prawdopodobnie zaczną flirtować z bardziej radykalnymi poglądami w kwestii Europy i imigracji" - komentuje "FT".
"Financial Times" podsumowuje, że nawet jeśli europejscy przywódcy uznają politykę Frontu Narodowego i Partii na rzecz Wolności za trudną do przełknięcia, to skrajna prawica musi być włączona do debaty, a nie poddana ostracyzmowi. "Delegitymizowanie tych partii przydaje im aury anty-establishmentu, do której one właśnie dążą. Co więcej, chociaż polityka europejska i imigracyjna skrajnej prawicy jest obcesowa, to takie ugrupowania zwiększają wpływy z powodu szczerych obaw opinii publicznej" - dodaje.
PAP