– Gdyby tylko Charlie został poddany terapii wcześniej, miałby szansę być normalnym, zdrowym chłopcem – stwierdziła przed sądem Connie Yates, jego matka.
Rodzice Charliego zostali zmuszeni do zakończenia prawnej batalii o prawo do leczenia dziecka, u którego zdiagnozowano syndrom wyczerpania mitochondrialnego DNA. To rzadka choroba genetyczna, w wyniku której dochodzi do osłabienia mięśni i uszkodzeń mózgu.
Amerykański neurolog dr Michio Hirano, który gotów był poddać chłopca eksperymentalnej terapii w Stanach Zjednocznych i dawał spore szanse na jej powodzenie, po obejrzeniu najnowszych wyników rezonansu magnetycznego główki ocenił, że jednak nie będzie mu już w stanie pomóc.
Czas dzałał na niekorzyść. Dziecko od marca nie było leczone, a jedynie podłączone do aparatury wspomagającej oddychanie i odżywianie w Great Ormond Street Hospitał. Choroba cały czas postępowała, więc – jak tłumaczyli rodzice – wyniki znacznie różniły się od tych styczniowych.
Charlie Gard, urodzony 4 sierpnia 2016 r., nigdy nie był w domu. Od narodzin był pacjentem szpitala. Lekarze już na początku bieżącego roku uznali, że jego dalsze leczenie nie rokuje szans powodzenia i zamierzali odłączyć dziecko od aparatury. Ponieważ rodzice się na to nie zgodzili, wnioskując o zgodę przewiezienia chłopca do kliniki w USA, szpital wystąpił na drogę sądową. Brytyjskie sądy, a także Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, przez pięć miesięcy konsekwentnie przychylały się do zdania lekarzy, pomijając rodziców w procesie decyzyjnym. Jednak ich determinacja, listy do szpitala, modlitwy ludzi z całego świata, interwencje Papieża Franciszka i prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa sprawiły, że sprawę zdecydował się jeszcze raz zbadać Sąd Najwyższy. W toku tego procesu ponownie zbadano Charliego.
Dziś miał zapaść wyrok. – Niestety czas się kończy. Dla Charliego jest już za póżno – powiedział w poniedziałek Grant Armstrong, prawnik reprezentujący rodziców. – Potwierdziły się najgorsze obawy rodziców – dodał. Armstrong poinformował, że rodzice założą fundację, której celem będzie niesienie pomocy dzieciom w podobnej sytuacji.
– Odmówienie rodzicom Charliego przeniesienia dziecka ze szpitala jest aktem bioetycznej agresji, która powiększa kontrowersje związane z uporczywą terapią, narzucając obowiązek umierania w czasie i miejscu wybranym przez lakarzy – uważa bioetykWesley Smith cytowany przez portal LifeSiteNews.
Jolanta Tomczak
Nasz Dziennik
Komentarze
Gdzie są te wszystkie zwolenniczki feministki, obrońcy wolności, gdzie wy wszyscy jesteście? Potraficie tylko krzyczeć "moje ciało moja macica". Wartości w was tyle co w zeszłorocznym śniegu!
Wszyscy ci urzędnicy przyczynili się do zabicia tego dziecka i powinni ponieść "zapłatę" ale z własnej kieszeni.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.