Dwóch milicjantów zeznało w sądzie, że przychodzili do Jaromienaka w czasie, gdy zgodnie z zasadami nadzoru prewencyjnego powinien być w domu, ale go nie zastawali. Adwokatka opozycjonisty podkreśliła, że w protokołach milicjantów nie wspomniano o godzinie wizyt i że zostały sporządzone z błędami.
Jaromienak nie przyznał się do winy. - Zostałem bezprawnie skazany w 2011 roku (...) i tak samo bezprawnie ustanowiono nade mną nadzór prewencyjny - oświadczył w ostatnim słowie. Podkreślił, że nadzór nad nim miał wygasnąć 15 września, i że zamierzał wyjechać na studia.
Jaromienak w styczniu 2011 roku został uznany za winnego udziału w masowych zamieszkach i skazany na trzy lata pobytu w kolonii karnej. Jako masowe zamieszki władze Białorusi określały demonstrację opozycji w Mińsku z 19 grudnia 2010 roku, w wieczór po wyborach prezydenckich. Jej uczestnicy protestowali przeciw oficjalnym wynikom, dających niemal 80 proc. głosów ubiegającemu się o czwartą kadencję Łukaszence.
W sierpniu 2011 roku prezydent Alaksandr Łukaszenka ułaskawił Jaromienka wraz z kilkoma innymi skazanymi. Informowano wówczas, że podstawą ułaskawienia było napisanie próśb o to do prezydenta. Jednocześnie nad Jaromienką ustanowiono nadzór prewencyjny. Za jego złamanie był już skazany w styczniu i marcu bieżącego roku na 12 i 15 dni aresztu.
Zdaniem białoruskich obrońców praw człowieka, działania władz wobec Jaromienaka to "politycznie umotywowana presja". Podkreślają oni, że za złamanie zasad nadzoru prewencyjnego sześć miesięcy spędził w więzieniu także inny uczestnik wydarzeń z 2010 roku Wasil Parfiankou, który od lutego jest na wolności. W ten sposób władze - uważają obrońcy praw człowieka - starają się uniemożliwić tym osobom działalność społeczną i zastraszyć innych opozycjonistów.
PAP
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.