H. Clinton zabiegała w piątek o wyborców aż w trzech stanach: Pensylwanii, Michigan i Ohio. Wszystkie należą do tzw. stanów wahadłowych, gdzie rozegra się kluczowa walka o prezydenturę. W Pensylwanii i w Michigan Clinton prowadzi w sondażach z kandydatem Republikanów Donaldem Trumpem, ale jej przewaga nie jest tak duża, jak jeszcze tydzień temu. Z kolei w Ohio Trump wyszedł na prowadzenie.
Na finiszu kampanii Clinton jest w defensywie. Jej notowania spadły po tym, jak FBI ogłosiła wznowienie dochodzenia ws. używania przez nią prywatnego serwera pocztowego (zamiast rządowego), gdy była sekretarzem stanu USA.
W ostatnich dniach kampanii Clinton koncentruje na mobilizowaniu do pójścia do urn tzw. koalicji Obamy, czyli wyborców z mniejszości latynoskiej, Afroamerykanów i ludzi młodych, którzy masowo poparli i zapewnili zwycięstwo 4 i 8 lat temu Barackowi Obamie. Dane z wczesnych wyborów sugerują, że frekwencja wśród Afroamerykan spadła w porównaniu z wyborami w 2012 roku. Dobrą wiadomością dla Demokratów jest wielkie zainteresowanie głosowaniem wyborców latynoskich.
W Pittsburghu, w stanie Pensylwania, wraz z Clinton wystąpił popularny miliarder Mark Cuban – gwiazdor telewizyjny i właściciel zespołu koszykarskiego NBA Dallas Mavericks. Przekonywał około 2,5 tysiąca zgromadzonych tam ludzi, by nie ufali Trumpowi, bo on "sprzedałby ich za czek" od prezydenta Rosji lub przywódcy Syrii. "Czy myślicie, że on dba o was bardziej niż o swoje konto bankowe?" - pytał retorycznie.
Clinton przypomniała, że Trump dyskryminował czarnoskórych, gdyż odmawiał im wynajmu mieszkań w należących do niego budynkach, co potwierdziło federalne śledztwo. Oskarżyła go też o to, że jego propozycje gospodarcze przyniosłyby korzyści tylko jemu i jemu podobnym ludziom. Według Clinton, rodzina Trumpa zarobiłaby na proponowanych przez niego cięciach podatkowych "miliardy dolarów".
W Detroit, gdzie udała się potem, Clinton krytykowała negatywną wizję biednej i uwikłanej w korupcję Ameryki, jaką, jej zdaniem, prezentuje jej rywal. "Jak słyszę, co mówi o Ameryce, to nie rozpoznaję tego kraju" - powiedziała. Kampanię zakończyła w piątek w Cleveland, gdzie odbył się wielki koncert z udziałem rapera Jay'a Z i Beyonce.
O głosy dla Clinton zabiegali też w piątek jej mąż Bill Clinton (w Colorado), wiceprezydent Joe Biden (w Wisconsin) rywal z prawyborów senator Bernie Sanders (w Iowa) oraz prezydent Barack Obama (w Karolinie Północnej).
Obama wezwał mieszkańców Karoliny Północnej, by jeszcze w sobotę, gdy w tym stanie kończy się procedura wczesnego głosowania, oddali głos na Clinton. Podał nawet dokładny adres najbliższego lokalu wyborczego. Gdy publiczność zaczęła buczeć, bo na trybunach dostrzeżono starszego mężczyznę w wojskowym mundurze z plakatem Trumpa, Obama wezwał wszystkich, by "nie buczeli", bo Ameryka to kraj, gdzie panuje wolność słowa, a poza tym mężczyzna, najwyraźniej weteran, zasługuje na szacunek. "Nie buczcie, tylko idźcie głosować" - apelował prezydent USA.
Trumpowi, który też prowadził w piątek kampanię w aż trzech stanach, nikt nie towarzyszył.
"Ja nie muszę przyprowadzać ze sobą Jay Z czy J.Lo - a to jedyny sposób dla niej (Clinton), by ściągnąć ludzi (na wiece)" - powiedział Trump. "Jestem tutaj sam. Tylko ja. Żadnej gitary, pianina, niczego" - dodał.
PAP