Na sześć tygodni przed wyborami prezydenckimi w USA oboje kandydatów cieszą się w przybliżeniu jednakową popularnością.
Pierwsza część debaty, odbywającej się na Uniwersytecie Hofstra koło Nowego Jorku i prowadzonej przez dziennikarza telewizji NBC, Lestera Holta, poświęcona była gospodarce. Dało to Trumpowi okazję do frontalnej krytyki dorobku administracji prezydenta Baracka Obamy, w której Clinton pełniła stanowisko sekretarza stanu.
Trump, nowojorski deweloper i miliarder, atakował Clinton z pozycji biznesmana lepiej, jego zdaniem, przygotowanego do reformy gospodarki, której wzrost – jak mówił – jest tłumiony regulacjami mnożonymi przez rządowych biurokratów i wysokimi podatkami uchwalanymi przez polityków.
Obiecał, że jako prezydent obniży podatki od korporacji i wyeliminuje niepotrzebne regulacje. Ma to – jak zapewniał – przyspieszyć wzrost i stworzyć 10 milionów miejsc pracy.
Atakował też układy o wolnym handlu zawarte przez USA, które, jak powtarzał, spowodowały ucieczkę miejsc pracy z kraju.
Trump uporczywie wracał do tego tematu i obwinił Clinton, że zawsze popierała te układy. Podkreślił, że zaczęła zmieniać zdanie dopiero wtedy, gdy on zwrócił uwagę w kampanii wyborczej, że trzeba je renegocjować, bo nie są korzystne dla USA.
- Musimy powstrzymać odpływ miejsc pracy z Ameryki i ucieczkę korporacji amerykańskich z kraju - zaapelował.
Clinton replikowała, że zgadza się, iż należy renegocjować układy o wolnym handlu, ale napiętnowała inne propozycje Trumpa jako kontynuację republikańskiej polityki, która – jej zdaniem – wywołała recesję i kryzys finansowy pogłębiający nierówności w USA i kurczenie się klasy średniej.
Kandydatka Demokratów wezwała następnie Trumpa do ujawnienia swoich zeznań podatkowych, czego kandydat Republikanów odmawia.
Trump odpowiedział, że „wbrew radom swojego adwokata” ujawni te zeznania, kiedy Hillary ujawni treść wszystkich swoich maili, które wbrew przepisom wysyłała ze swego prywatnego serwera, gdy była sekretarzem stanu.
O ile w pierwszej części debaty, dotyczącej gospodarki, Trump przejął inicjatywę, a Hillary zdawała się zepchnięta do defensywy, to kiedy konfrontacja zeszła na tematy międzynarodowe, role się odwróciły – kandydat GOP z trudem bronił się przed jej argumentami.
Clinton wypomniała mu komplementy pod adresem prezydenta Rosji Władimira Putina i podważanie amerykańskich sojuszy, z NATO na czele. Przypomniała, że Rosja włamuje się do amerykańskich systemów komputerowych i zapowiedziała, że jako prezydent nie pozwoli na to.
Hillary podkreśliła, że sojusznicy z NATO pomogli Ameryce w wojnie z terroryzmem po ataku 11 września i są jej nadal niezbędni, podobnie jak partnerzy USA na Bliskim Wschodzie w walce z Państwem Islamskim (IS). Skrytykowała republikańskiego rywala za osłabianie tych związków przez antymuzułmańskie wypowiedzi.
Kandydat Republikanów krytykował Clinton za układ nuklearny z Iranem i atakował ją za „pozostawienie próżni” w Iraku przez wycofanie stamtąd wszystkich wojsk amerykańskich, co ułatwiło dżihadystom utworzenie tam IS.
Clinton była wtedy szefową dyplomacji, ale układ z Irakiem o wycofaniu wojsk był wynegocjowany jeszcze przez prezydenta George'a W. Busha. Próby jego zmiany i pozostawienia części wojsk rozbiły się o opór rządu irackiego przeciw udzieleniu immunitetu sądowego żołnierzom amerykańskim.
Kandydatka Demokratów argumentowała, że Trump nie przedstawia żadnej alternatywy dla porozumienia z Iranem i jego wypowiedzi sugerują, że gotowy byłby do wojny z tym krajem.
Zarzuciła też Trumpowi, że kłamliwie twierdzi, iż był przeciwny inwazji Iraku, podczas gdy są dowody, że ją popierał.
W części dotyczącej bezpieczeństwa wewnętrznego Holt pytał oboje kandydatów, jak wyobrażają sobie walkę z przestępczością i terroryzmem w USA.
Debata przeradzała się miejscami w kłótnię obfitującą w personalne ataki.
- Hillary nie ma dość sił, aby być prezydentem. Nie ma wytrzymałości, by negocjować z Chinami czy Arabia Saudyjską - powiedział Trump, czyniąc aluzję do kłopotów swej rywalki ze zdrowiem.
- Ona ma doświadczenie, ale to jest złe doświadczenie - dodał. Hillary – powtarzał – jako sekretarz stanu pozostawiła po sobie na świecie tylko „chaos”.
Na zakończenie jednak, na pytanie czy pogodzą się z wynikami wyborów, jakiekolwiek one będą, oboje odpowiedzieli twierdząco.
- Jeśli Hillary wygra, absolutnie będę ją popierał - oświadczył Trump.
Clinton podkreśliła, że uzna każdy wynik wyborów jako wyraz „woli narodu”.
Na podst. RP, PAP, naszdziennik.pl, BNS