Polacy ze Starokonstantynowa przygotowali specjalna tablicę z nazwiskami oficerów, a burmistrz miasta wydał pozwolenie na uroczystości. Zaczęli jednak otrzymywać „niepokojące sygnały od ukraińskiego IPN" oraz dyrektora tej instytucji, Wołodymyra Wiatrowycza.
„Na początku dzwonił on do burmistrza i domagał się odwołania uroczystości. Potem napisał list, w którym określił Wacława Kopisto i Zub-Zdanowicza jako osoby, które mogły być zamieszane w akcje odwetowe na ludności ukraińskiej" – powiedział PAP Jerzy Wójcicki, prezes stowarzyszenia polonijnego „Kresowiacy" i członek zarządu Związku Polaków na Ukrainie. Dodał, że Kopisto organizował obronę Przebraża na Wołyniu i nie pozwolił spalić wsi ukraińskim nacjonalistom.
W liście Wiatrowycz stwierdził, że działalność Kopisto i Zub-Zdanowicza musi zostać dokładniej zbadana, a bez tego „podobne inicjatywy mogą zaszkodzić budowaniu dobrosąsiedzkich i partnerskich relacji między Ukrainą i Polską oraz prowokować ostre konflikty społeczno-polityczne na Ukrainie oraz na szczeblu międzynarodowym".
Wójcicki twierdzi jednak, że szef ukraińskiego IPN naciskał również na władze lokalne poprzez władze obwodowe, a nawet administrację prezydenta Poroszenki. Burmistrz miasta poprosił o odwołanie uroczystości, na co Polacy przystali, nie chcąc by „zastraszony burmistrz" miał z tego powodu problemy. Wójcicki zaznacza, że działania podjęte przez Polaków nie miały na celu rozżegania konfliktu polsko-ukraińskiego. Tablica zostanie we wtorek poświęcona w kościele. Pozostanie tam do czasu wyjaśnienia sprawy.
Sytuację krytycznie ocenił poseł PiS Michał Dworczyk, szef sejmowej komisji łączności z Polakami za granicą. Jego zdaniem tego typu działania "na pewno nie pomagają dobrym relacjom polsko-ukraińskim".
"Niestety jest to kolejny raz, kiedy działania pana Wiatrowycza prowadzą do napięcia polsko-ukraińskiego i trudno je interpretować inaczej niż jako wyraz złej woli" - powiedział Dworczyk w rozmowie z PAP. "Brałem udział w kilku sytuacjach, kiedy okazywało się np. że o ile pochówek żołnierzy niemieckich i sowieckich na Ukrainie nie jest problemem, to uzyskanie zgody na pochowanie żołnierzy polskich z 1939 r. wymagało oczekiwania blisko dwóch lat" - dodaje. Zdaniem posła, zachowanie Wiatrowycza jest „niezrozumiałe" i zapowiedział, że będzie chciał poruszyć tę kwestię w rozmowie z ukraińskim ambasadorem w Polsce.
Wołodymyr Wiatrowycz to obecnie szef ukraińskiego Instytut Pamięci Narodowej. Zaprzecza on, że działania Ukraińskiej Powstańczej Armii wobec Polaków na Kresach II Rzeczypospolitej były ludobójstwem. Określa je on jako "wojnę ukraińsko-polską" w latach 1942-47.
Wiatrowycz jest autorem książki „Druga Wojna Polsko-Ukraińska 1942-1947", wzbudzającej krytyczne oceny polskich historyków. Negował ludobójstwo wołyńsko-małopolskie, osobiście promował Stepana Banderę jako „Bohatera Ukrainy". W roku 2002 założył Centrum Badań Ruchu Wyzwoleńczego, zajmujące się przede wszystkim dokumentowaniem i popularyzacją historii UPA. Od stycznia 2008 roku był związany ze Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy, najpierw jako doradca Wałentyna Naływajczenki, zaś od października 2008 roku dodatkowo jako naczelnik Wydzielonego Państwowego Archiwum SBU. Zdaniem znanego ukraińskiego historyka, prof. Jarosława Hrycaka, Wiatrowycz usprawiedliwia rzeź wołyńską.
W czerwcu ubiegłego roku na antenie Polskiego Radia stwierdził, że zbrodnie UPA na Polakach miały charakter indywidualny. Według niego zbrodnie wojenne popełniały wszystkie armie, które brały udział w II Wojnie Światowej i podkreślał, że miały one charakter indywidualny. Jego zdaniem polsko-ukraińskie różnice historyczne są "dyskusyjne". Niedawno podczas rozmowy z dwumiesięcznikiem Nowa Europa Wschodnia stwierdził, że celem dialogu Ukrainy i Polski nie jest pojednanie a porozumienie.
Na podst. PAP/ dzieje.pl/ Kresy.pl
Komentarze
A już Pukszto obecny prezesik klubiku (nie mylić z: kibelkiem...), namiętny wielbiciel szaulisów, w tym tych ponarskich, to z pewnością się w Wołodymyrze zakocha miłością szaloną...
- "Mamy zmontowany prawie cały duży, epicki film o ludobójstwie na Kresach. Mam nadzieję, że to będzie ważne kino. Jesteśmy po pierwszych projekcjach. Pozytywnie o tym, co widzieli, wypowiadają się ludzie emocjonalnie związani z Kresami, a także historycy – i to jest dobra wiadomość" – mówi Smarzowski.
- "Do zakończenia filmu brakuje nam jeszcze kilku dużych, zbiorowych, symbolicznych i ważnych dla wymowy scen. Temat naszego filmu odstrasza. Spółki, firmy, banki, które zazwyczaj wspierają budżety polskich filmów, na hasło „ludobójstwo”, „rzeź”, „banderowcy”, „Ukraina” od razu się wycofują. Temat tego filmu parzy i dlatego pieniędzy szukamy wszędzie – no może poza Rosją z oczywistych powodów politycznych."
Ukraińcy podobnie jak lietuvisi mają na punkcie Polaków olbrzymie kompleksy.
W ich oczach Polak to pan,Ukrainiec/lietuvis to biedny uciskany chłop.
A poza tym zajęli polskie ziemie i polskie miasta Lwów/Wilno.
Niemcami w Norymberdze, był sąd w Rwandzie, w byłej Jugosławii, były różne sądy i trybunały –
a ta zagłada ponad 3 tysięcy wsi, ta straszna, nie dająca się opowiedzieć rzeź ponad 120 tysięcy Polaków nie została nawet symbolicznie osądzona. A tacy szarlatani jak ten szef ukraińskiego IPN nawet bezczelnie kłamią w żywe oczy, że żadnej tragedii w ogóle nie było.
nie zadźgali, kto widział porąbane ciała, rozprute brzuchy, wydłubane oczy swoich rodziców, sióstr czy braci – ten, żeby do reszty nie oszaleć, musiał wyprzeć, usunąć gdzieś w cień te straszne obrazy ze swojej żywej pamięci.
To było zbyt straszne, żeby opowiadać, zbyt straszne, żeby zachować zwyczajne ludzkie
pamiętanie...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.