"Mówiłem przed imprezą, że jak będą cztery miejsca na podium, to zawody uznam za bardzo udane. Występ był zatem znakomity. Co najważniejsze – nie tylko pewniacy zdobyli medale. Nikt nie zawiódł. Tylko Kamila Lićwinko nie wykorzystała swojej szansy. Była bardzo blisko i ze świetnym wynikiem zajęła czwartą lokatę" – powiedział.
Skucha uważa, że duży wpływ na występ Polaków miała odpowiednio przeprowadzona aklimatyzacja. 33-osobowa grupa przed rozpoczęciem mistrzostw tydzień spędziła w Japonii. Wszyscy (oprócz chodziarki Agnieszki Dygacz) przyjechali do Pekinu znacznie wcześniej.
"Trzeba też zwrócić uwagę na kontakty lekkoatletów z psychologiem Janem Blecharzem. To jeden z najlepszych specjalistów w Polsce. Namawiałem go już wcześniej na współpracę, ale wówczas miał inne zajęcia. Nikt nie był także zmuszany do tego, by korzystać z jego usług. Okazało się, że jego gabinet był cały czas zapełniony" – wspomniał Skucha.
Za rok igrzyska w Rio de Janeiro. Prezes związku ostrzega, by nie mówić o ośmiu medalach w obliczu tej imprezy.
"Każdy z medalistów mistrzostw świata jest w stanie zmierzać do olimpijskiego podium i miejmy nadzieję, że dojdą także inni. Jeśli kandydatów będzie ponad 10, wydaje mi się, że rzeczywiście będziemy mogli walczyć o więcej niż pięć krążków. Poczekajmy jednak" – zaapelował.
Mistrzostwa w Pekinie pokazały także, że w polskiej lekkoatletyce szykuje się zmiana warty.
"To bardzo istotne. Mieliśmy w składzie młodych zawodników, np. 18-letniego kulomiota Konrada Bukowieckiego, 19-letnią oszczepniczkę Marię Andrejczyk, czy biegaczkę Sofię Ennaoui. I właśnie ona wypadła najlepiej. To osoby, które napierają na starszych. Bardzo dobrze, bo wiadomo, że część zakończy kariery po Rio i nie będziemy mieli pustki w reprezentacji" – zwrócił uwagę prezes PZLA.
Najbardziej świat uciekł polskim 400-metrowcom. "Świadczą o tym przede wszystkim wyniki indywidualne. Nasi zawodnicy nie potrafią złamać 46 sekund. Rozmawiałem już z trenerem Józefem Lisowskim. Wnioski są konieczne" – przyznał Skucha.
Prezes PZLA zadowolony jest także z wyboru Sebastiana Coe'a na nowego prezydenta IAAF.
"Jest wiele rzeczy do zrobienia. Poczynając od pozyskiwania nowych sponsorów, po czyszczenie lekkoatletyki. Na pewno Sebastian jest znacznie lepszym organizatorem. Miał też wizytówkę po bardzo dobrze zorganizowanych igrzyskach w Londynie. Stąd też moje przekonanie, że to dobry wybór" – ocenił.
Gratulacje dla Polski spływają od wielu innych związków. "I to nie tylko europejskich. Także federacji, z którymi na co dzień nie mamy kontaktu. Wiedzą, jaką pozycję zajmujemy teraz na świecie. Pytają się, jak to robimy, a ja im odpowiadam, że wszystko to wynik ciężkiej pracy i bardzo dobrych trenerów" – powiedział.
Polacy z Pekinu wrócą z ośmioma medalami. Pod względem liczby miejsc na podium, wyrównali rekord z Berlina (2009). W stolicy Niemiec były one jednak mniej cenne. Tym razem udało się wywalczyć trzy złote: w rzucie młotem Anita Włodarczyk (Skra Warszawa) i Paweł Fajdek (Agros Zamość) oraz w dysku Piotr Małachowski (WKS Śląsk Wrocław); jeden srebrny - w biegu na 800 m Adam Kszczot (RKS Łódź) oraz trzy brązowe: tyczkarze Paweł Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL) i Piotr Lisek (OSOT Szczecin) oraz w rzucie dyskiem Robert Urbanek (MKS Aleksandrów Łódzki). PAP