Fani Williams nie wiedzieli, czego spodziewać się w finale po swojej ulubienicy. 33-letnia Amerykanka w ostatnich dniach zmagała się z mocnym przeziębieniem. W piątek z powodu ponownego pogorszenia stanu zdrowia odwołała nawet poranny trening.
Dzień później jednak stawka spotkania i wieloletnia rywalizacja z Szarapową (na i poza kortem) okazała się wystarczającą mobilizacją dla liderki rankingu WTA. Już na otwarcie przełamała młodszą o sześć lat rywalkę. W utrzymaniu dobrej postawy nie przeszkodziła jej kilkunastominutowa przerwa przy stanie 3:2, którą wymusił nasilający się deszcz. Tu po tym jak dach nad Rod Laver Arena - największym kortem kompleksu Melbourne Park - został zamknięty, Williams zapisała na swoim koncie siedem punktów z rzędu. Co prawda, gdy w siódmym gemie po raz drugi w tym secie zanotowała "breaka", to Rosjanka od razu zrewanżowała się jej tym samym, ale ona po chwili zaliczyła jeszcze jedno przełamanie i objęła prowadzenie w całym meczu.
Szarapowa, która znana jest z tego, że w im trudniejszej jest sytuacji, tym lepiej zaczyna grać, w drugiej partii radziła sobie znacznie lepiej. Pomogły jej w tym liczniejsze błędy po stronie przeciwniczki. Dla odmiany, w tej części spotkania obie zawodniczki wygrywały zgodnie przy własnym podaniu. Po zapisaniu na swoim koncie kolejnego gema każda z nich wydawała z siebie głośny okrzyk radości, a ich trenerzy zrywali się z miejsc, chcąc zmobilizować swoje podopieczne do dalszej walki.
W drugim secie Amerykanka robiła więcej niewymuszonych błędów (15, a w całym spotkaniu 25), ale stracone w ten sposób punkty nadrabiała dzięki potężnemu serwisowi. Posłała wówczas 15 asów, które dołożyła do trzech z pierwszej odsłony. Rywalka zapisała ich na swoim koncie o 13 mniej.
To właśnie dzięki precyzyjnemu i mocnemu podaniu Williams zwycięsko zakończyła tie-breaka. Gdy jednak za pierwszym razem przy stanie 6-5 z radości wypadła jej z ręki rakieta, prowadząca to spotkanie arbiter uznała, że piłka dotknęła przy serwisie siatki. Amerykanka spojrzała na nią wówczas z niedowierzaniem. Gdy po chwili znów zanotowała asa, przez chwilę pytająco zerkała w stronę sędziny, by upewnić się, czy teraz może już rozpocząć celebrowanie triumfu.
Była to 19. konfrontacja tych zawodniczek, trwała godzinę i 51 minut. Siedemnaście razy ze zwycięstwa cieszyła się Williams, która rozstrzygnęła na swoją korzyść 16 ostatnich pojedynków z Rosjanką.
Amerykanka wygrała Australian Open po raz szósty w karierze. Wcześniej triumfowała w Melbourne w latach 2003, 2005, 2007 i 2009-10. Dzięki sobotniemu sukcesowi została najstarszą w liczonej od 1968 roku Open Erze zwyciężczynią tej imprezy, a pod względem liczby wygranych zrównała się w rankingu wszech czasów z drugą w zestawieniu reprezentantką gospodarzy Nancye Wynne-Bolton (1937, 1940, 1946-48, 1951). Liderką jest - z 11 tytułami - inna Australijka Margaret Smith-Court (1960-66, 1969-71, 1973). Szarapowa najlepsza była raz - w 2008 roku.
Łącznie młodsza ze słynnych sióstr Williams ma w dorobku 19 wygranych w turniejach zaliczanych do Wielkiego Szlema. Wyprzedziła swoje słynne rodaczki - Martinę Navratilovą i Chris Evert, które mają po 18 zwycięstw w zawodach tej rangi. Lepsza od niej pod tym względem jest tylko Niemka Steffi Graf z 22 tytułami.
Za triumf w tegorocznej edycji Australian Open Williams otrzyma czek na 3,1 miliona dolarów australijskich. Szarapowa, pięciokrotna triumfatorka Wielkiego Szlema - zarobiła 1,55 mln.
Poprzednio w finale prestiżowych zmagań w Melbourne dwie najwyżej rozstawione zawodniczki zmierzyły się w 2004 roku. W pojedynków dwóch słynnych Belgijek Justine Henin (1.) pokonała Kim Clijsters (2.). Jeśli chodzi o wszystkie imprezy wielkoszlemowe, do spotkania "na szczycie" doszło poprzednio dwa lata temu. W decydującym spotkaniu US Open Serena Williams, która wówczas również była pierwszą rakietą świata, pokonała Białorusinkę Wiktorię Azarenkę, wiceliderkę światowego rankingu.
Wynik finału gry pojedynczej kobiet:
Serena Williams (USA, 1) - Maria Szarapowa (Rosja, 2) 6:3, 7:6 (7-5). PAP