Zajmująca piąte miejsce w rankingu WTA Radwańska nie miała zbyt wiele czasu na odpoczynek i regenerację sił. Walkę w półfinale zakończyła bowiem 16 godzin wcześniej.
Na początku pojedynku lepsze wrażenie robiła 26. na światowej liście Williams. 25-letnia krakowianka nie radziła sobie z serwisem starszej o dziewięć lat rywalki. Amerykanka dobrze returnowała i grała agresywnie, spychając Polkę do obrony. Mimo to, to Radwańska jako pierwsza zanotowała przełamanie, wychodzą na prowadzenie 2:1.
W dalszej części inauguracyjnej partii byłą liderkę rankingu dopadła całkowita niemoc. Niemal w każdej kolejnej akcji notowała proste, niewymuszone błędy, posyłając piłkę na aut lub w siatkę. Po pięciu gemach, przegrywając 1:4, miała ich na koncie już 12.
Taki wynik wyraźnie ją zmobilizował, a uśpił nieco czujność Radwańskiej. Amerykanka zmniejszyła straty na 3:4, uderzając precyzyjnie tuż przy linii, z czym nie była sobie w stanie poradzić jej przeciwniczka. Wydawało się, że starsza ze słynnych sióstr Williams będzie kontynuować dobrą passę w dziewiątym gemie (40:15), ale w nim ostatecznie górą była Polka, której kilka minut później udało się zakończyć tę odsłonę.
W przerwie tenisistka z USA na chwilę opuściła kort, a trener Tomasz Wiktorowski udzielał wskazówek krakowiance. Zwracał uwagę m.in. na to, by przyśpieszyła serwis i zachowała koncentrację.
Krótki odpoczynek nie pomógł Williams, która w drugim secie tylko przez chwilę miała lepszy okres w grze. Zaczęła od serii pomyłek, później doprowadziła do remisu 2:2, ale to było wszystko, na co było ją stać tego dnia. Grająca spokojnie Polka kontrolowała przebieg pojedynku, a zakończyła go efektowanie asem serwisowym. Spotkanie trwało godzinę i 24 minuty. W tym czasie Amerykanka popełniła aż 41 niewymuszonych błędów, przy ośmiu po stronie rywalki.
"Isia" trzeci raz z rzędu wygrała z Venus Williams. Łącznie zwyciężyła w czwartym z dziewięciu dotychczasowych pojedynków. Za wygrany finał Radwańska otrzyma 467,3 tys. dolarów i 550 punktów do rankingu. Ta ostatnia zdobycz nie da jej jednak awansu do czołowej czwórki światowej listy.
Tuż po zakończeniu spotkania Radwańska pobiegła uściskać Wiktorowskiego. Po otrzymaniu trofeum zrobiła zaś rundę honorową wokół kortu.
Niedzielny mecz był jednocześnie 20. w karierze występem krakowianki w finale imprezy WTA. Mająca na koncie 45 tytułów Amerykanka zagrała w nim 74. raz.
25-letnia Polka poprzednio ze zwycięstwa w turnieju cyklu cieszyła się prawie rok temu. Pod koniec września świętowała sukces w Seulu, gdy w decydującym pojedynku wygrała w trzech setach z Rosjanką Anastazją Pawliuczenkową.
Podopieczna Wiktorowskiego wyraźnie lubi grać na twardej nawierzchni. Aż 11 z 14 dotychczasowych triumfów odniosła właśnie na tego typu korcie.
Polska tenisistka w niedzielę pierwszy raz zagrała w decydującym spotkaniu Rogers Cup - imprezy rozgrywanej na przemian w Montrealu i w Toronto. Dotychczas jej najlepszym wynikiem w tych zawodach był półfinał, do którego dotarła dwukrotnie w latach nieparzystych (2011 i 2013), gdy rywalizacja toczy się w drugim z wymienionych miast.
W tym sezonie w finale zawodów WTA wystąpiła wcześniej raz. Na początku marca w Indian Wells, zmagając się z urazem nogi, przegrała z Włoszką Flavią Pennettą. (PAP)