Triumfator zawodów za zwycięstwo otrzymał z rąk wicemera Samorządu Rejonu Wileńskiego Czesława Olszewskiego premię wysokości 120 euro, a zdobywcy drugiego i trzeciego miejsca zainkasowali odpowiednio 100 i 80 euro. Oprócz premii pieniężnych, ufundowanych przez wydział rolny administracji samorządu rejonu wileńskiego, uczestnicy zawodów otrzymali prezenty od sponsorów. Zdobywcom miejsc na podium zawieszono na szyi dębowe wieńce, a wszyscy uczestnicy rywalizacji na polu w Osinikach otrzymali dyplomy uznania.
Większość uczestników zawodów pochodziła ze starostwa mickuńskiego, ale gospodarze okazali się na tyle gościnni, że pierwsze dwa miejsca „oddali" gościom.
Pogoda dopisała, a organizatorzy zatroszczyli się o sprawny przebieg zawodów, odpowiedni nastrój, sponsorów i o to, żeby uczestnicy zawodów nie pozostali głodni i spragnieni.
– Dziękuję, że zostaliście i pracujecie na ziemi. Utrzymujecie nie tylko swoje rodziny, ale też dajecie zatrudnienie innym – podczas ceremonii otwarcia zawodów powiedziała Lucyna Kotłowska, dyrektor administracji samorządu rejonu wileńskiego. Życzyła uczestnikom kolejnych tradycyjnych zawodów udanej orki i dobrych wyników.
„Dobra orka — gnoju furka, a słabe oranie — pięć furek gnoju nie stanie" – głosi przysłowie ludowe. Bardzo ważna w orce jest pierwsza waga i dlatego uczestnicy zawodów, zanim przystąpili do orania obeszli i obejrzeli swe zagony. Niektórzy zaś korzystali z pomocy swych przyjaciół i wbijali kołki w środku i w końcu zagonu, żeby waga była równa jak strzelił. Nieliczni korzystali z metrówek i dokładnie wymierzali głębokość orki. Pierwszą wagę traktorzyści orali nie śpiesząc, uważając, żeby skiby układały się równo, niczym kiełbasy na stole, a trawa została ukryta pod warstwą czarnej ziemi.
Zawody oraczy ściągnęły rzesze kibiców i rolników nie tylko z Osinik, ale też i innych starostw. Przypatrywali się oni, jak orzą uczestnicy zawodów, wymieniali się fachowymi uwagami i widać było, że znają się na rzeczy.
Mieczysław Gajdukiewicz, z dziada pradziada rolnik z Miednik, sam na razie nie brał udziału w zawodach. Nie wykluczył jednak tego w przyszłości. Jak poinformował, uprawia kultury zbożowe, a gospodarzy na 110 hektarach. Pomagają mu w tym synowie – 19-letni Dariusz i Jarosław, który jest uczniem 9. klasy. Obaj nie stronią od pracy na ziemi i szanują pracę rolnika, a Dariusz ma zamiar studiować w Wyższej Szkole Agrobiznesu w Łomży. Marzeniem zaś Gajdukiewicza seniora jest kupno amerykańskiego ciągnika „John Deere". Nie stać go na nabycie renomowanej techniki, ale uczestniczy w unijnym programie modernizacji gospodarstw rolnych i ma nadzieję, że szczęście go nie opuści i pieniądze z programu otrzyma, bo odpowiednie dokumenty już dawno złożył.
Równocześnie z zawodami odbywała się prezentacja sprzętu rolniczego. Algimantas Tareilis, dyrektor spółki „Galuotas", zachwalał ciągnik „Kioti". Traktory te są produkowane w Korei Płd. i, jak przekonywał dyrektor, są ekonomiczne, niezawodne, dobrze odpalają zarówno latem, jak i zimą, a ponadto są zwrotne i łatwo nimi kierować. – Na Litwie sprzedajemy „Kioti" już od dziesięciu lat, a konkurencyjna cena sprawia, że liczba nabywców stale rośnie – z zadowoleniem odnotował Tareilis.
Czesławowi Awdejowi, na którego polu odbywały się zawody oraczy, kibicowała żona Halina i synowie: Sławomir i Rajmund. Poinformowała, że mąż jest stałym uczestnikiem zawodów oraczy i pewne doświadczenie już ma. Rodzina gospodarzy na100 hai specjalizuje się w hodowli kultur zbożowych, gryki oraz ziemniaków. Te ostatnie sadzą by wykarmić trzodę chlewną, którą hodują na własne potrzeby i sprzedaż.
Pani Halina cieszyła się, że synowie idą śladami ojca i chcą gospodarzyć na ziemi, a jeden wybrał zawód agronoma. Zgadza się z Adamem Mickiewiczem, który stwierdził, że „kto nigdy nie dotknął ziemi ani razu, ten nigdy nie może być w niebie".
Lucjana Binkiewicz, kierowniczka wydziału rolnego wraz ze swymi podwładnymi, cieszyła się, że pogoda w tym dniu dopisała, a zawody ściągnęły tylu widzów. Święto oraczy odbywało się w prawdziwie piknikowej atmosferze, goście, sędziowie i uczestnicy byli zapraszani do namiotów, gdzie częstowano ich różnymi specjałami, wędlinami, smakowitą słoninką i gorącymi kiełbaskami z rożna. Słowem było fajnie i ludzie, którzy przybyli na zawody byli zadowoleni, a mieszkańcy Osinik wyrazili życzenie, a by podobne przedsięwzięcia na ich terenie odbywały się częściej.
Zygmunt Żdanowicz