W rękach palmiarek, do których grona od ponad 20 dobrych lat należy Agata Granicka, mieszkanka Nowosiołek, dzisiaj już przygarniętych przez Wilno, niepozorne szare tymotki, kolczasta nocnica i dorodne kłosy zbóż stają się dziełem sztuki, jakich nie ma na całym świecie.
Rodzinne rzemiosło
Agata Granicka, jest siódmym ogniwem w pokoleniowym łańcucha, kontynuującym rodzinną tradycję palmiarską rodem z podwileńskich Nowosiołek i Płocienniszek.
– Tradycję wicia palm przekazała mi moja babcia, Janina Wiszniewska, matka mojego ojca Józefa. Z kolei babcia sztuki wyplatania palm nauczyła się od swojej babci. Jak opowiadała siostra mojej babci, Melania Matulewicz, pierwsze palmy powstały w Płocienniszkach, w domu, w którym urodziła się moja babcia, a którego dzisiaj już nie ma. Były to papierowe, woskowane palmy, które stawiło się po obu stronach obrazów. To babcia sprowadziła tradycję wyplatania palm do Nowosiołek, kiedy wyszła za mąż. Palmy nauczyła się wyplatać także moja mama, Danuta Wiszniewska, gdy wyszła za mąż za tatusia i przyszła mieszkać z Michaliszek do Nowosiołek. Mamusia początkowo pracowała zawodowo, potem już całkowicie poświęciła się palmiarstwu. Mój tatuś był na początku bardzo przeciwny palmom. Nie lubił tego kurzu i śmieci, które, niestety, towarzyszą całemu procesowi. Dlatego, gdy wiedzieliśmy, że jedzie na obiad do domu, wszystko należało natychmiast posprzątać. Dzisiaj mamy osobny domek, który służy do wyplatania palm. Zresztą tatuś z czasem pomalutku dał się wciągnąć w proces twórczy. Bardzo dużo nam pomaga. Teraz to on zbiera najwięcej traw i ziół, co jest niezwykle ważne, zwłaszcza gdy się kończą zapasy – opowiada Agata Granicka, która w okresie świąt, mimo ogromu pracy i obowiązków zechciała podzielić się swoimi wspomnieniami i pasją życiową z Czytelnikami „Tygodnika Wileńszczyzny".
Obecnie w palmiarstwie znaczący udział ma także mąż pani Agaty, Stanisław. A kiedyś, jak powiada nasza bohaterka, nie bardzo rozumiał zamiłowania do tego rodzaju zajęcia i reagował nań podobnie jak jej ojciec. Dzisiaj on również polubił palmy i jest bardzo pomocny w ich tworzeniu. Pan Stanisław pochodzi z Karolinek. Jego matka z miejscowości Buby, ojciecz Klewian. – Wszyscy tu jesteśmy „sami swoi" i miejscowe tradycje nikomu nie są obce – żartuje Agata Granicka.
A czy córki, bliźniaczki Klaudyna i Karolina, które to rzemiosło poznały właściwie od kolebki i mają nader wyrafinowany gust i wyczucie, jakie palmy są piękne, a jakie mniej, pójdą w ślady przodków – przyszłość pokaże. Na razie są uczennicami Gimnazjum im. Jana Pawła II, przygotowują się do egzaminów w szkole muzycznej i dalszych planów na życie nie układają. – Być może Klaudyna kiedyś przejmie po mnie fach, Karolina bardziej sceptycznie na to patrzy – wtrąca matka.
W „rezerwacie palm"
Wracając do lat dziecinnych, gdy jako mała dziewczynka stawała na krześle i śpiewała piosenki uwijającym się nad koszami z ziołami palmiarkom, przyznaje, że nierzadko tęsknota ją nawiedza na wspomnienie tamtych lat.
– Nie byłam zadowolona z tego, że latem, zamiast biegać i bawić się, musiałam chodzić po łąkach i zbierać kwiatki. Zimą lubiłam grzebać się w koszach pełnych suszonych kwiatów i ziół. W domu, gdzie wyplatało się palmy zawsze było ciepło i przytulnie, bo stoi tam duży piec. Pamiętam, jak kiedyś wieczorami zbierały się sąsiadki i śpiewały, robiły palmy, jedna drugą uczyła, pokazywała, jak najlepiej wypleść ten czy inny element. Co ciekawe, że kobiety zajmujące się tą sztuką urządzały tzw. tłoki: dzisiaj wiły palmy dla jednej, jutro dla drugiej, pojutrze dla trzeciej gospodyni... – wspomina twórczyni ludowa. Agata Granicka smuci się również z tego powodu, że w jej rodzinnych Nowosiołkach, będących właściwą ojczyzną podwileńskiej palmy, a dzisiaj nawet objętą formalnym statusem rezerwatu palm, tradycję tę, oprócz jej matki Danuty Wiszniewskiej, pielęgnują tylko Teresa Jasińska i Józefa Urbanowicz. – Młodzież palm nie wije – stwierdza z rozgoryczeniem – bo to bardzo trudna i żmudna praca.
Chociaż, jak sama przyznaje, wyplatanie palm, to największa przyjemność. Do mniej przyjemnych czynności w trakcie powstawiania palmy należą natomiast zbieranie traw, hodowanie kwiatków i bylinek, ich suszenie, farbowanie. Przecież przygotowaniu surowca trzeba poświęcić cały rok!
Nieść wieść o symbolu Wileńszczyzny
Mistrzyni ludowa ubolewa, że wieść o naszej palmie wileńskiej – najbardziej wymownym symbolu spuścizny materialnej Wileńszczyzny – tak naprawdę sięga nie dalej niż Polska. Dlatego robi wszystko, aby tę sytuację zmienić.
Pierwszy raz swe unikatowe palmy pokazała 12 lat temu w Hamburgu na targach twórców ludowych. Już dwa razy mistrzyni z Nowosiołek brała udział w Berlinie podczas największych na świecie targów płodów rolnych i wyrobów przemysłu spożywczego – „Grüne Woche". Do udziału w targach Agatę Granicką zaprosiło Ministerstwo Rolnictwa Litwy, aby zaprezentowała wileńskie tradycje na litewskim stoisku. – Przykro, ale podczas pierwszej prezentacji palm w Niemczech wielu obcokrajowców myślało, że są to... szczotki do zmiatania kurzu...– skromnie zaznaczyła mistrzyni ludowa, dodając, że podczas kolejnych pokazów największym popytem palmy cieszyły się wśród ludzi, którzy wyjechali z Litwy i nadal żywią do rodzimych tradycji ogromny sentyment. Niemniej jednak piękne dzieła twórczyni z podwileńskich Nowosiołek z powodzeniem wędrują po całym świecie. Są oryginalnym i pożądanym prezentem, który zamawiają u niej osoby sławne i znane, aby obdarować nimi swych bliskich lub znajomych. Jedna z palm, które uwiła, m.in. spoczęła na grobie św. Jana Pawła II.
Agata Granicka cieszy się powszechnym uznaniem, które zaskarbiła nie tylko niezwykłym talentem, pracowitością, ale też umiejętnością pozyskiwania ludzi. Zawsze pogodna, uśmiechnięta, wszędzie zdąży, o każdym pamięta... Ma za sobą wiele wystaw, twórczych spotkań edukacyjnych. Jako uznany twórca ludowy otrzymała certyfikat uprawniający do nauczania sztuki wicia palm dorosłych i dzieci, z czego bardzo chętnie korzysta, jeżdżąc po Litwie z lekcjami edukacyjnymi. Jako nauczycielka-palmiarka wykłada także w Wyższej Szkole Technologii i Biznesu w Białej Wace, kształcąc młodzież studiującą turystykę wiejską. – Gdy otrzymałam ten certyfikat, to jakby drzwi się przede mną otworzyły. Od razu dowiedziano się o mnie. Na brak reklamy nie narzekam. A wiadomo, że ta – z ust do ust – jest najlepsza i najbardziej skuteczna – cieszy się Agata Granicka, mówiąc, że bardzo sobie ceni wsparcie resortu rolnictwa, uznanie i pomoc dotychczasowego mera Wilna Arturasa Zuokasa. – Nie wiadomo, jak będzie dalej? W propagowaniu tradycji palmiarskiej nadal jest jeszcze wiele do zrobienia. Marzę o założeniu własnej izby palm i konsekwentnie do tego dążę – podkreśla.
Pasja, która stała się zawodem
Mimo młodego wieku Agata Granicka zdążyła zmienić już kilka zawodów. Była fryzjerką, jednakże ze względu na zdrowie musiała swój fach porzucić. Pracowała też jako sprzedawczyni i menedżerka w Zrzeszeniu Rzemiosła Artystycznego „Sauluva". Obecnie ubiega się o miano artysty-plastyka. To najwyższy szczebel na jaki może się wspiąć jako palmiarka.
Palmiarski rekord mistrzyni ludowej z Nowosiołek, to największa licząca 3, 5 m i najmniejsza –15-centymetrowa palma. Czy kiedykolwiek chciałaby się wyrzec swej pasji, która z czasem stała się jej zawodem?
– Nie wyobrażam sobie życia bez palm. Nie wiem, co więcej mogłabym robić w życiu, jeśli nie palmy?.. – odpowiada po chwili namysłu. A swoje słowa potwierdza czynem, każdą wolną chwilę przeznaczając na wyplatanie swoich dzieł, które, jak zaznacza skromnie, nigdy się nie powtarzają. Mistrzyni ludowa dba o to, by jej palmy były piękne, ciekawe i w modnych kolorach, bowiem, jak powiada, w tej dziedzinie moda pełni niepoślednią rolę. Jednego roku poszukiwane są palmy z przewagą czerwieni, w innym dominuje błękit...
Polskie adresy wileńskiej palmy
Zapytana o tradycje kaziukowe twórczyni bez namysłu odpowiada, że jej Kaziuk zmienił adres zamieszkania.
– Na wileńskim kiermaszu nie byłam już 25 lat. Mój Kaziuk przeniósł się do Polski, tam jest lepszy, hojniejszy. Do Lidzbarka Warmińskiego jeżdżę z ekipą Krystyny Adamowicz. Każdego roku w tym samym czasie i miejscu spotykam ludzi, z którymi bardzo się zaprzyjaźniłam. Wymieniamy się prezentami, życzeniami i jesteśmy szczęśliwi, że znowu możemy spędzić czas w tym samym gronie. Ale w tym roku miałam szczególnie długą trasę: najpierw razem z Anną Adamowicz, sceniczną Ciotką Franukową, byłam w Ostródzie, potem nasz szlak prowadził do Lidzbarka Warmińskiego, następnie zaś do Szczecina – relacjonowała Agata Granicka, w myślach szykując się do kolejnej podróży, w którą nazajutrz wybrała się z siostrą Michaelą Rak, dyrektor Hospicjum bł. M. Sopoćki w Wilnie. Podczas uroczystej akademii w Gdańskim Ratuszu, w Niedzielę Palmową odbył się wieczór charytatywny na rzecz wileńskiego hospicjum.
– Siostra Michaela chciała, abym pojechała razem, jako autorka prezentowanych tam palm. Nie potrafiłam odmówić sobie tej przyjemności, aby pojechać do Gdańska razem z nią. Odkąd jestem wolontariuszką w hospicjum, stałam się innym człowiekiem. Siostra sprawiła, że inaczej patrzę na świat, nauczyła mnie kochać, pokazała, że jeszcze więcej siebie trzeba dawać dla ludzi. Bo jak ona mówi, im więcej dasz, tym więcej do ciebie wróci. Jej obecność naprawdę dodaje skrzydeł – zwierza się Agata Granicka. Mimo zapracowania ciągle biegnie, poszukuje czegoś nowego, co zachwyca, przyciąga, wzrusza. A tym, co ją uspokaja i dodaje sił, co inspiruje i podpowiada coraz to nowe pomysły twórcze jest przyroda. Przecież to właśnie ona daje jej to, co stało się sensem jej życia.
Irena Mikulewicz
"Rota"