Zdobycie Elbrusu - to nie pierwszy sukces solczanina w wysokich górach. Dwa lata temu zdobył najwyższy szczyt Europy Mont Blanc (4810,45 m n.p.m.), w roku 2006 spacerował po wulkanie Etna, kilkakrotnie zdobywał szczyty słowackich Tatr. W tym roku przyszedł czas na najwyższy szczyt Kaukazu.
– Przygotowania sportowe, materialne i finansowe do wyprawy rozpoczęły się już w zeszłym roku. Taka wyprawa potrzebuje nie tylko sprawności fizycznej, rozeznania w górach, ale też odpowiedniego ubrania, sprzętu oraz umiejętności posługiwania się nim. Każdy z naszej grupy miał doświadczenie w górach, kierownikiem wyprawy był znany litewski alpinista Julius Survila. To właśnie dzięki jego wiedzy i doświadczeniu nasza wyprawa odbyła się bez zakłóceń, zdobyliśmy szczyt i szczęśliwie wróciliśmy do domu – opowiada Valerijus.
Wyprawa rozpoczęła się 3 lipca: z Wilna autobusem do Mińska, stamtąd prawie dwudobowa podróż pociągiem do słynnego kurortu Kisłowodsk, gdzie po uzyskaniu obowiązkowego zameldowaniana na policji busami dojechali do miejscowości Dżily-Su na wysokości 2500 metrów. Tam zaczynał się kilkudniowy okres aklimatyzacji w górach. W ciągu kolejnych dni pokonywali przewyższenia od 800 do 1200 metrów. Pieszo, z całym ekwipunkiem ważącym ponad 20 kilogramów musieli wędrować do kolejnych obozów przejściowych.
Pierwszy biwak na wysokości 3800 m. Od tej chwili będą działali już tylko w śniegu. Wyjście aklimatyzacyjne na wysokość ok. 4500 m, powrót do namiotów i nocleg. Taka właśnie jest zasada aklimatyzacji, aby podejść jak najwyżej, a nocować jak najniżej. Oczywiście na tej wysokości nic nie jest takie proste jak na kempingu, choćby samo pozyskanie wody wiąże się z koniecznością topienia śniegu. Na tej wysokości ciśnienie spada poniżej 500 hPa, więc oddycha się z wielkim trudem. Zdobycie najwyższej góry Kaukazu wymaga dłuższego czasu na aklimatyzację. Pięciotysięcznik nie jednego śmiałka zawrócił z drogi. Mimo połowy lata na Elbrusie panuje kilkunastostopniowy mróz, a większość trasy prowadzi stokiem lodowca. Każdy wspinacz jest tu wyposażony w raki, korzysta z dodatkowych zabezpieczeń. Rozległość oślepiająco białego masywu to przyczyna wielu zaginięć. W częstych mgłach i zamieciach bardzo łatwo jest zgubić drogę i zamarznąć.
Następnego dnia, dotarli do skał Lenca na wysokość 4700 m. Ze względu na śnieg i silny wiatr następnego dnia musieli zrezygnować z dalszej wspinaczki i spędzić dzień w namiotach. To właśnie bardzo zmienna pogoda jest jedną z najważniejszych przeszkód w zdobywaniu Elbrusa. Załamanie pogody spowodowało pewne zamieszanie i ewentualność niezdobycia szczytu. Dlatego następne kilkanaście godzin w bezruchu, chłodzie i niepokoju o pogodę były trudne już pod względem psychologicznym. Jednakże poranek 11 lipca zabłysnął słońcem, więc po pewnych namysłach i wspólnym „być albo nie być“ o godz. 5 nad ranem rozpoczęli atak na szczyt. Najwyższy szczyt Kaukazu zdobywał się z wielkim wysiłkiem. Organizm zaczął reagować na rozrzedzone powietrze. Wraz z wysokością grupa potrzebowała coraz więcej odpoczynków, czas zaczynał się dłużyć, każdy następny krok był trudniejszy od poprzedniego, mięśnie odmawiały posłuszeństwa.
Po prawie dziewięciu godzinach osiągnęli wierzchołek. Elbrus zdobyty! Wielogodzinny żmudny marsz wynagrodziły piękne widoki - ze szczytu widać potężną część gór Kaukazu aż po pogranicze z Gruzją i Abchazją. Temperatura na wierzchołku ze względu na porwisty wiatr jest bardzo złudna – mimo świecącego słońca zdjęcie rękawiczek grozi odmrożeniem palców. Po kilku minutach rozpoczęli więc zejście.
- Zdobycie szczytu dla każdego ma swój indywidualny sens i ocenę. Dla mnie to próba siebie, satysfakcja z pokonania własnych słabości, możliwość poznawania czegoś nowego. To ciekawe i tyle – mówi Valerijus.