Ks. dr Grzegorz Cyran jest dyrektorem Instytutu Biskupa Wilhelma Pluty – placówki edukacyjno-naukowej, wykłada też na Uniwersytecie Szczecińskim, zaś od roku 2009 kieruje Ośrodkiem Badań i Studiów nad Cierpieniem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Szczecińskiego. Ośrodek działa przy Domu Uzdrowienia Chorych w Głogowie, prowadzonym przez wspólnotę Cichych Pracowników Krzyża.
Dom otwarty na cierpienia
Placówka, którą prowadzi, to nie hospicjum, to otwarty dom, w którym łączy się kwestie religijne z rehabilitacją.
– Cisi Pracownicy – to wspólnota, otwarta na chorych i niepełnosprawnych, zajmuje się wszelakim cierpieniem: choroba, niedorozwój, niepełnosprawność. Oprócz tego wspólnota zaprasza na spotkania ludzi, którzy przeżywają stratę bliskich, cierpiących na choroby związane z wiekiem – na spotkania, ale również na zamknięte rekolekcje (gdzie indziej chorzy tego nie doświadczą, bo są np. leżący, a tu można również z łóżkiem wjechać do kaplicy). Chorzy są tam ważni, to ich, chorych, dom, czują się zdrowsi, również na duchu, psychicznie, społecznie. Skoro cierpienie spotyka człowieka, trzeba coś z tym zrobić, w dobrą stronę wykorzystać, jak nie – też będziesz cierpiał, ale oprócz tego zgnuśniejesz, zgorzkniejesz, będziesz narzekać – tłumaczy ks. Cyran. – Chory może robić różne rzeczy – modlitwa, ofiarowanie cierpienia, ale również np. może pomagać zdrowym w zrozumieniu chorych. W ośrodku można się nauczyć, jak rozmawiać z chorymi, czego nie lubią, co pachnie litością (której nie znoszą szczególnie młodzi), a co dla chorego jest ważne.
Chory – to osoba
Według księdza profesora, postawa zdrowych względem chorych pozostawia wiele do życzenia.
– Większość ludzi, którzy mają pomóc choremu, nie chce go słuchać, jak więc mogą mu pomóc? Tak niewielu ludzi chce spełnić elementarne polecenie, uznać, że chory może się na czymś znać. Łatwo chorego zakwalifikować jako bezbronnego i zrobić z nim, co się chce. To prawdziwy człowiek z godnością i szanowanie tego – to podstawa, jeżeli mamy być w relacji – mówi ks. dr Grzegorz Cyran, dyrektor Instytutu Biskupa Wilhelma Pluty.
Opowiadając o codziennej działalności swej placówki ks. dr Grzegorz Cyran mówił, że studentów, którzy przybywają do ośrodka, przeważnie ogarnia zdumienie. Okazuje się bowiem, iż, np. w sferze komunikowania się, chorzy nie lubią, gdy ktoś w relacjach z nimi używa zdrobnień. Nawet jeśli z naszej strony są wyrazem czułości, chory może je odebrać jako brak szacunku, może nie życzyć sobie, by obca osoba mu pomagała, wycierała buzię itd. Choć nam się wydaje, że jak kogoś nakarmię, to takie dobro uczynię – chorzy nie od każdego przyjmują pomoc, mają poziom wstydu, jak i każdy zdrowy człowiek. Bo cierpiący – to nie własność, to osoba.
– Wielu z tych cierpiących – mówi ks. Cyran – staje się pomocnikami – chory mówi do chorego. Źle, gdy zdrowy poucza chorego, lepiej – gdy robi to ktoś, kto niesie taki sam krzyż – podkreśla ks. Cyran, który przejechał Do Wilna, żeby zobaczyć jak tutaj wygląda praca z chorymi.
– Pracuje tu wielu młodych, widać, że są przez tych cierpiących wielu rzeczy nauczeni. Cierpienie tworzy z ludzi, którzy są w hospicjum, wspólnotę, rodzinę, grupę przyjaciół. Według mnie, są bardzo mocną grupą, relacje są tu bardzo prawdziwe, nie traktują tego miejsca jako pracy – ocenia pracę zespołu wileńskiego hospicjum, jedynej tego rodzaju placówki w całej Litwie, ks. dr Grzegorz Cyran.
Osoby zainteresowane działalnością Domu Uzdrowienia w Głogowie i pragnące uzupełnić swą wiedzę na temat pracy z chorymi mogą zasięgnąć informacji na stronie www. cisi.pl lub pisząc bezpośrednio do ks. Cyrana pod adresem: Instytut Biskupa Wilhelma Pluty, ul. 30 stycznia m.1, 66400, Gorzów Wielkopolski, Polska.
Miłość do bliźniego w parze z miłością do języka
Razem z ks. prof. Cyranem do Wilna przybyła też prof. dr hab. Elżbieta Skorupska-Raczyńska, językoznawca, poetka, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Jakuba Paradyża w Gorzowie Wielkopolskim. Pani profesor prowadzi badania m. in. nad chwiejnością normy języka polskiego, co jest bardzo niekorzystne, gdyż nie sprzyja kształtowaniu poprawności językowej przeciętnego użytkownika języka. Gości na Litwie już po raz po raz czwarty. Tym razem przyjechała z odczytem w ramach współpracy z Litewskim Uniwersytetem Edukologicznym.
– Po wojnie, np. walczono z zapożyczeniami (również łacińskimi). Są wyrazy, które były uznawane za niewłaściwe, np. populacja (lepiej powiedzieć – naród, społeczeństwo), dziś natomiast są często używane. Świadczy to o tym, jak silny jest zwyczaj użytkownika i jak nie wspomaga go norma. Również wyrażenie „na adres" – uważano kiedyś, że to z rosyjska, jako poprawną wersję normatywiści podawali „pod adresem", ale dziś nikt już nie tępi formy „na adres", dziś – zupełnie liberalna norma – dzieli się swymi rozważaniami profesor, przyznając, że prowadząc badania była zaskoczona, jak mocno norma językowa jest uwarunkowana sytuacją społeczną, polityczną.
Ale, według profesor, nie należy lamentować, że polszczyzna upada, chociaż w tej chwili język potocznieje. Dzieje się tak m.in. z powodu Internetu, który jest płaszczyzną, gdzie może wypowiadać się każdy, co nie sprzyja utrwalaniu normy wzorcowej.
– Nie należy też przesadnie obawiać się zapożyczeń z innych języków – spokojnie przetrwamy np. napór anglicyzmów. Wyrazy obce – to nieuchronne zjawisko, język rozwija się pod wpływem kontaktów z innymi językami. Jeżeli ktoś uważa, że język trzeba oczyścić z zapożyczeń, to moim zdaniem, idzie w niewłaściwym kierunku. Obecnie widoczny jest proces internalizacji językowej – tworzenia terminów, które występują w co najmniej 3 trzech językach. To w żaden sposób nie zagraża językowi, gdyż zapożyczenia są asymilowane. Np. komputer, monitor... Jaki jest sens tworzenia nowego, polskiego wyrazu na siłę? W Polsce to mieliśmy, był np. taki sztuczny wyraz: lotnik. Teraz mówimy: pilot, wróciliśmy do pierwotnego, zapożyczonego wyrazu. Wszędzie należy zachować granice rozsądku – przekonuje prof. dr hab. Elżbieta Skorupska-Raczyńska.
Wstydzić się czy cenić?
Spytana o swój stosunek do polszczyzny regionalnej, gwar, profesor podkreśliła, że gwary powinny funkcjonować, należy je szanować i zachowywać.
– Polszczyzna ogólna wykształtowała się na bazie dialektów; nie ma się co wypierać dialektów i gwar, bo z tego wszyscy pochodzimy. Szanujmy korzenie. Moi rodzice mówili w domu gwarą lubelską – odpowiada. A w ogóle w używaniu języka profesor radzi: mówić czytelnie, na temat i z szacunkiem dla odbiorcy, nie lamentować nad jednym czy drugim wyrazem.
Studenci mile widziani
Profesor chętnie opowiedziała o swojej uczelni, która, jak zaznaczyła, ma wysoko oceniane kierunki studiów. Szkoła posiada 4 wydziały: humanitarny (obejmuje filologię, kulturoznawstwo, pedagogikę, turystykę i rekreację), ekonomiczny (kierunki: zarządzanie, finanse i rachunkowość, ekonomia), techniczny (kierunki: informatyka, mechanika i budowa maszyn, inżynieria bezpieczeństwa, energetyka) i administracji (kierunki: administracja, bezpieczeństwo narodowe). Oprócz studiów licencjackich, na kierunkach polonistyki i zarządzania są też studia magisterskie.
– Coś, czego nam brakuje – to wymiany studenckiej. Ponawiam propozycję przyjazdu na studia dla młodzieży z Litwy – studia są bezpłatne, zapewniamy bezpłatny akademik, a może i stypendium – zaprasza prof. dr hab. Elżbieta Skorupska-Raczyńska.
Wspierać dobrych ludzi w działaniu
Goście z Polski przyjechali z darami dla hospicjum. A pomysł, by wesprzeć właśnie wileńskie hospicjum był, jak podkreśla pani profesor Elżbieta Skorupska-Raczyńska, naturalną potrzebą.
– Od dawna znam s. Michaelę Rak, założycielkę hospicjum, pochodzi ona z Gorzowa, była tam znana, prowadziła taką samą placówkę. I w ogóle staramy się wspierać dobrych ludzi w działaniu, szczególnie tych, którzy robią tyle dobrego w tak trudnych warunkach – mówiła.
S. Michaela zaś dodała, że goszczący w Wilnie gorzowianie niejednokrotnie wspierali hospicjum finansowo, m. in. zafundowali 1 tys. żonkili, posadzonych w ramach akcji „Pola Nadziei".
Alina Stacewicz
"Rota"